piątek, 31 października 2014

Rozwój umysłowy.

Rozwój umysłowy.

Autoregulacja


Lekarz ciągnie dalej swoją opowieść. Kiedyś w podręczniku jogi przeczytałem wskazówkę, że aby pozbyć się, bólu głowy, należy wywołać uczucie ciepła w odcinku poniżej kolan.
Tak przecież w tej strefie znajduje się znany cudowny punkt akupunkturowy Izu-sań-li!
Ten punkt wykorzystuje się przy leczeniu prawie stu chorób. Ogólnie wzmacniające działanie tego punktu jest szeroko znane.
Jak głosi legenda - Chińczycy raz na pół roku, podczas nowiu, przypalają go profilaktycznie piołunowym papierosem. Ten punkt jest rzeczywiście ważny przy bólach głowy.
Jeżeli tak – byłoby celowe sugerować choremu w hipnozie wywołanie w tym punkcie odczucia prądu.
To były początki powstawania metody hipnotycznego oddziaływania na punkty odruchogenne, przewidziane do wykorzystania jako aktywne, pośrednie ogniwo między korą mózgową człowieka a wewnętrznymi narządami jego organizmu.
Pracując jednocześnie w dwóch dziedzinach, w terapii odruchowej i hipnozie, lekarz ten doszedł  do ich syntezy jakościowej.
Jeden z dziennikarzy zapoznawszy się z jego metodą, zwaną sygnalną terapią odruchową, mniej więcej tak ją opisał:
"Znany lekarz przeprowadzając w klinice kolejny seans hipnozy leczniczej, postanowił sprawdzić pewną ideę od dawna "chodzącą" mu po głowie. W tym celu odczekał, kiedy chorzy pogrążyli się we śnie, dał każdemu z nich flamaster, wydając jednakowe polecenie: – Czujecie, jak od palców nóg do góry idzie energia, przypominająca słaby prąd. Ta energia leczy waszą chorobę. Rysujcie flamastrem drogę, którą ona przebiega! Rysujcie!" – z niepokojem zastygł w oczekiwaniu, z wielką ciekawością, co chorzy uczynią. A oni, po prostu zaczęli rysować flamastrami linie na skórze. Kiedy lekarz obejrzał rysunki dokładnie, nie mógł uwierzyć swoim oczom - narysowane linie idealnie zgadzały się z punktami akupunktury! Przy czym u każdego chorego "zahaczały" dokładnie o te punkty, które "odpowiadały" jego chorobie!
Ten, kto – na przykład – miał wrzód żołądka, rysował według punktów, nakłuwanych właśnie przy tej chorobie. Ten zaś, kto cierpiał na zapalenie korzonków, zaznaczał punkty, zwykle pobudzane przy takim zapaleniu. A wszystko to – należy zwróćcie uwagę – przebiegało we śnie hipnotycznym! Ludzie, którzy wykonywali jego polecenie, nie mieli pojęcia o istnieniu atlasu akupunktury i nigdy nie byli leczeni igłami...
Innymi słowy – można posadzić przed sobą dziesięć, sto, albo tysiąc osób, uśpić tych, którzy są podatni na hipnozę, potem "przepuścić" przez nich "prąd" i na tym uważać swoją misję za skończoną, przynajmniej do momentu, kiedy przyjdzie pacjentów budzić.
 Ludzie sami się zdiagnozują (i to bezbłędnie, bo kierunkowskazem jest chory narząd – a on nigdy się nie myli! (i sami się podleczą) przy tym z solidnością, o jakiej nie śniło się lekarzom!)
– Słuchaj mojej komendy! – wykrzykiwałby lekarz stojąc przed mikrofonem na jakimś stutysięcznym stadionie. Do seansu... gotuj się! Prąd...!
W przytoczonych przykładach działała autoregulacja. Naturalnie – na razie włączana przez hipnotyczną reakcję organizmu automatyczna, odruchowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz