czwartek, 31 stycznia 2013

Pragnienie głębi serca, czyli o medytacji słów kilka

Autorem artykułu jest ewelina_pspo

„W swej istocie medytacja jest usuwaniem się na plan dalszy i przyzwalaniem na to, by Bóg zajmował w naszym życiu pierwsze miejsce; jest robieniem kroku do tyłu, przez co nie skupiamy się na sobie, lecz na Bogu.
W ten sposób odnajdujemy nasze miejsce w świecie, a nasze relacje porządkują się – nasze relacje z nnymi, ze stworzeniem, z Bogiem.”
John Main
Zazwyczaj kojarzy nam się z hinduizmem, buddyzmem, kwiatem lotosu, kadzidełkami, muzyką wprowadzającą w trans. W rzeczywistości medytacja nie służy jedynie uspokojeniu się, wyciszeniu - jest formą modlitwy, również modlitwy chrześcijańskiej, zakorzenionej w tradycji monastycznej. Mnisi udający się na pustynię, stosowali właśnie taką formę, jako najbardziej zbliżającą do Boga. Niestety, modlitwa medytacyjna została zepchnięta na dalszy plan i utożsamiona z religiami wschodu.
Być może jest szansa powrotu modlitwy kontemplacyjnej do „łask”. Benedyktyni tynieccy podjęli się zadania przedstawienia zasad i sposobów medytacji chrześcijańskiej. Powstała strona internetowa na której raz w tygodniu, w sobotę umieszczane są kolejne odcinki filmu z udziałem ojca Jana Pawła Konobrodzkiego.
Twórcy za cel przyjęli sobie, przybliżenie nam dziedzictwa medytujących mnichów, które otrzymaliśmy w Kościele Katolickim. Powoli i stopniowo wprowadzani jesteśmy w świat medytacji i modlitwy kontemplacyjnej. Na początku dowiadujemy się czym jest medytacja i co oznacza słowo „medytować”. Jak mawiał John Main „Medytacja jest bardzo, bardzo prosta. Nie powinniśmy jej komplikować. Jest doskonałym uspokojeniem ciała i ducha. W tym uspokojeniu otwieramy swoje serce na wieczną ciszę”.
Okazuje się, że medytacja to poznawanie własnego istnienia, świata w którym żyjemy, kultury, sztuki w całej ich głębi, prawdziwie, gdy opadną wszystkie maski i pozory. John Main, nauczyciel medytacji chrześcijańskiej, mistrz życia duchowego mówił, że „medytacja to droga do naszego centrum i pozostawanie tam w stanie przebudzenia, ożywienia, spokoju.” Medytując uciekamy od płytkości naszego życia, kierując się ku czemuś o wiele głębszemu. Oddalamy się od rzeczy przemijających i wkraczamy w to, co wieczne.
Medytować mogą wszyscy. Każdy z nas. Powstaje zatem pytanie: po co? Gdy obserwujemy uważnie, dostrzegamy więcej szczegółów. Medytując uczymy się widzieć patrząc i słyszeć słuchając, zamiast słyszeć i widzieć to, co chcemy. Staramy się uczyć odbierać rzeczywistość całym sobą, próbując jak najwięcej dostrzec. W dzisiejszych czasach, kiedy z każdej strony krzyczą do nas reklamy, media kreują nasz styl, wizerunek, sposób myślenia i postrzegania, nauczyliśmy się żyć pewnymi schematami, widzieć obrazami. Te wyobrażenia powodują, że znika prawdziwy obraz rzeczywistości.Medytujemy, by czuć w pełni rzeczywistość, w której jesteśmy, budować dobre i pozytywne więzy z ludźmi, by szukać i strzec prawdy, a nie naszych wyobrażeń. Nie chodzi o to, żeby ulecieć w zaświaty, stracić kontakt z rzeczywistością, ale by być tu i teraz. Nie o to, by się znieczulić na ból i cierpienie, ale by stać się bardziej współczującym. Medytujemy, by czuć w pełni rzeczywistość w której jesteśmy. By mieć więź z Tym, Który jest. Medytować to znaczy szukać prawdy. Zwłaszcza w czasach, kiedy coraz bardziej pędzimy, nie wiadomo za czym i po co, trzeba nam stanąć w ciszy i zastanowić się nad sensem tego, co robimy.
Jak medytować? John Main zaleca medytację dwa razy dziennie. Twierdzi, że aby medytować, powinniśmy nauczyć się trwać w bezruchu. „Druga rzecz to uspokojenie ducha, które osiągamy przez nieustanne powtarzanie w ciszy, w głębi naszego ducha słów modlitwy lub też krótkiej formuły, choćby słowa Maranatha. Powtarzaj słowo w głębi ducha, przysłuchując się mu uważnie. Skoncentruj na nim całą swoją uwagę. To wszystko, co masz robić.” Ważna tu jest regularność i rytmiczność. Ojciec Jan Paweł zaleca, by znaleźć czas, odpowiednie miejsce, ciche i spokojne. Staramy się skupić uwagę na własnym oddechu i nie dać się rozproszyć. Oddychamy świadomie, zostawiając w sobie to, co potrzebne, a to, co zużyte i szkodliwe - usuwając razem z wydychanym powietrzem. Okazuje się, że aby medytować wcale nie trzeba mieć specjalnych umiejętności, zdolności. Może to robić każdy, w każdym miejscu i czasie, nie obawiając się, że gdy usunie na bok wszystkie myśli i oczyści swój umysł, zostanie on opanowany przez nieczyste siły. Nie trzeba się bać medytacji. „W tradycji chrześcijańskiej praktyka medytacji oznacza tyle, co bycie otwartym na Ducha Miłości, Ducha Bożego.”
To dopiero początek. Seria zapowiada się na wiele odcinków, z których każdy wnosi coś nowego, ciekawego, świeżego. Jest jeszcze wiele kwestii do omówienia.
Ewelina Drela
---

Ewelina Drela
www.tyniec.benedyktyni.pl/pspo

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

ANIOŁOWIE Kim są

ANIOŁOWIE Kim są

Autorem artykułu jest argol68

WŁADCA potężnego imperium nie wierzy własnym oczom. Trzej mężczyźni skazani na śmierć w ogniu wychodzą z niego bez szwanku! Za czyją sprawą? Sam król tak mówi do ocalałej trójki: „Błogosławiony niech będzie wasz Bóg posłał bowiem swego anioła i wyratował swoich sług, którzy mu zaufali.
(Daniela 3:28). Ten babiloński władca, panujący dwa i pół tysiąca lat temu, był naocznym świadkiem wybawienia dokonanego przez anioła. W przeszłości miliony ludzi wierzyło w istnienie tych niewidzialnych stworzeń. Zdaniem wielu osób żyjących obecnie aniołowie nie tylko istnieją, ale też w jakimś stopniu wpływają na nasze życie. Kim są i skąd się wzięli?
Według Biblii aniołowie to byty duchowe, tak jak Bóg, który też jest istotą duchową (Psalm 104:4; Jana 4:24). Tworzą ogromną, wielomilionową rodzinę (Objawienie 5:11). Wszyscy oni są „potężni w mocy” (Psalm 103:20). Chociaż mają — podobnie jak ludzie — osobowość i wolną wolę, to jednak nie rozpoczęli swego życia jako istoty ludzkie. Bóg stworzył ich znacznie wcześniej niż człowieka czy nawet naszą planetę. W Biblii czytamy, że gdy ‛zakładał ziemię’, „wespół radośnie wołały gwiazdy poranne aniołowie] i zaczęli z uznaniem wykrzykiwać wszyscy synowie Boży” (Hioba 38:4, 7). Ponieważ aniołów stworzył Bóg, nazwano ich „synami Bożymi”
W jakim celu Bóg powołał do istnienia aniołów? Czy odegrali oni jakąś rolę w dziejach ludzkości, a jeśli tak, to jaką? Czy wpływają na życie ludzi w naszych czasach? Skoro mają wolną wolę, to czy którykolwiek z nich poszedł w ślady Szatana Diabła i stał się wrogiem Boga? Wiarygodnych odpowiedzi na te pytania udziela Biblia.
OPISUJĄC otrzymaną wizję anielskiej rodziny Boga, prorok Daniel zanotował: „Tysiąc tysięcy mu usługiwało, a stało przed nim dziesięć tysięcy dziesiątek tysięcy” (Daniela 7:10). Werset ten ukazuje cel, w jakim Bóg stworzył aniołów. Mają pełnić służbę dla Niego i być gotowi wykonywać Jego polecenia.To tyle jeżeli będzie zainteresowanie art.to napiszę dalsze części.
---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 30 stycznia 2013

Czym jest magia?

Autorem artykułu jest Michał Czarnecki

Wiele ludzi jest przekonanych, że byt ludzki przepełniony jest siłami, których nie sposób opisać prawami fizycznymi. Pojawia się tu zagadnienie magii, czym ona jest, czy jest to jedynie przypadek, czy może też świadoma ingerencja pewnych mocy, no i najważniejsze, czy można ją w jakikolwiek sposób kontrolować.
Czym jest magia, czy ona naprawdę istnieje? Pytanie to ludzie zadają sobie od wieków. Na samym wstępie pojawia się pytanie, co możemy rozumieć przez słowo "magia"? Najprościej jest rzec, że to ogół zjawisk, które nie dzieją się na mocy praw fizyki, które człowiek zna, lecz za sprawą sił nadprzyrodzonych.
Temat magii jest zgłębiany przez człowieka wielokrotnie. Powstał cały szereg książek na ten temat, prezentujące wyobrażenia człowieka na ten temat, jak chociażby saga Harry Potter, która bije rekordy popularności. Wielu ludzi twierdzi, że umie wykorzystać magię, dzięki posiadanym przez siebie nadprzyrodzonym umiejętnościom. Jest to jednak głównie tani sposób na wyłudzenie od ludzi pieniędzy.
Ogólnie rzecz biorąc, magia to wszystko, czego człowiek nie jest w stanie pojąć. Kiedy szereg zdarzeń zdaje się nie być przypadkowy, można w ten sposób wiele sobie wytłumaczyć. Kierując się jednak racjonalnym podejściem do życia, odrzucić możemy od siebie przyczynowość inną, aniżeli tę opierająca się na prawach fizyki, a próby przewidywania przyszłości to jedynie wybór najbardziej prawdopodobnej wersji zdarzeń na podstawie wielu czynników.
Szereg ludzi wierzy jednakże, że ludzie życie jest kierowane przez coś, czego nie sposób jest zrozumieć w prosty i jednoznaczny sposób. Wiara ta sprawiła, że od zarania dziejów prowadzi się przeróżne praktyki, rytuały, stara się przewidzieć przyszłość. Wszędzie tam, gdzie jest nadzieja i strach i pojawia się przypadek, który odwraca sytuacje o 180 stopni, pojawia się magia. Zasadniczo można ją podzielić na białą i czarną, czyli na taką, która przejawia się działaniem na korzyść człowieka i na taką, którą wymierza się przeciw niemu.
Skąd się bierze magia
Założeń jest wiele, wywodzą się one z różnych kultur i cywilizacji. Najstarszą prawdopodobnie jest wiara w ingerencję świata duchów w świat ludzi. Istotami, które mogą w ten sposób wpływać na ludzkie losy, są anioły i demony czy też zagubione duchy. Magia miała miejsce wtedy, kiedy osoba, która uważała, że potrafi się z nimi komunikować w trakcie rytuału, poznawała przyszłość bądź skłaniała istoty z zaświatów do wykonania czegoś dla człowieka. W taki właśnie sposób szamani mieliby przywoływać deszcz. Reasumując, głównym założeniem jest to, że człowiek nie umie korzystać z magii, lecz jest w stanie nakłonić postacie magiczne do czynienia ich pod swoją komendę.
Nieco odmienną teorią jest założenie, że poza siłami fizycznymi istnieje także w przyrodzie energia, która jest niezauważalna, lecz w zauważalny sposób wpływa na ludzkie losy. W teorii odgrywa ona kluczową rolę we wszechświecie. Podobnie jak poprzednio, niektóre osoby mogą ją wykorzystać i przekierowywać tak, by wywrzeć dzięki temu oczekiwane zjawisko. Magia można więc zdefiniować w ten sposób, że jest to nienaturalny przebieg energii, wywołany dzięki działaniu człowieka.
Ostatnim z głównych, teoretycznych źródeł magii jest siła umysłu. By wywołać określone zjawiska, wystarczy silnie skupić się nad tym, by coś się wydarzyło. Istnienie duchów i energii jest jakoby nie wymagane, jednakże niektórzy przedstawiciele tego podejścia uznają, że dzięki nim można zwiększyć własne zdolności. W modelu tym bardzo istotne są artefakty, które poprawiają zdolności mentalne człowieka. Źródło magii nie jest konkretnie określone, za to wiadomo, w jaki sposób się ją stosuje. Magia bazuje tu silnie na podświadomości i ma głównie podłoże psychologiczne.
Istnieje szereg innych źródeł magii, wszystko zależy od kultury, jednakże wspomniane należą do najczęściej spotykanych. W wielu źródłach historycznych widzimy przedstawicieli tych nurtów, takich jak szamani, czarownicy, wiedźmy, mnisi czy nekromanci.
Magia a religia i nauka
W zasadzie magię i religię łączy wiele, jest to wiara w siły nadprzyrodzone. W religii jednakże u podłoża leży byt, który góruje nad nami wszystkimi, a człowiek nie ma na to większego wpływu. Magię natomiast wyróżnia to, że człowiek może ją wykorzystać zgodnie z własnymi pobudkami. Nauka natomiast dementuje istnienie zarówno magii, jak i religii. Zdaniem większości naukowców pojawiają się one w wyniku przypadku, który pojawia się w wyniku nadziei i strachu.
W każdym razie magia jest inspiracją dla wielu artystów. Wiele osób uważa, że najlepszym przykładem magii jest miłość, która łączy dwoje osób tak różnych, że można to zdecydowanie uznać za niezgodne z zasadami logiki. W tak szarym życiu, jakie niesie ze sobą współczesność, magiczne zdają być się chwile, kiedy czujemy się naprawdę szczęśliwi. W świecie przepełnionym liczbami warto jest mieć w co wierzyć.
---

magia

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 29 stycznia 2013

Efekt placebo

Autorem artykułu jest Mirosław Rynkowski

Efekt placebo od dawna jest przedmiotem badań naukowych, lecz mimo wszystko medycyna spycha tą metodę poza margines jako obiekt niezbadany do końca, więc i niemożliwy do szerszego zastosowania.

Dziwi mnie to nieco, ponieważ leczenie pacjenta powinno odbywać się wszelkimi możliwymi sposobami a przede wszystko takimi, które dają pozytywne efekty. Być może chodzi tutaj raczej o to, że efekt placebo to nic innego jak podanie pacjentowi substancji, tabletek z cukru i innych zamiast leku, który jest nieodzowną formą światowego biznesu. Wnioski nasuwają się same czytając liczne przykłady korzystnego oddziaływania efektu placebo, który może odnieść korzystny skutek nawet dzięki umiejętnie podanej sugestii. Mechanizm jest wciąż ten sam. Pacjent otrzymuje lek w postaci pigułki, który jest wykonany z cukru lub substancji, która nie może mieć negatywnego wpływu na zdrowie. Są to czasami zastrzyki lub nawet bezkrwawa operacja, która tak naprawdę nie jest wykonywana, lecz opisywana w formie słownego opowiadania opisuje poszczególne czynności wykonywanej operacji. To, co jest najdziwniejsze pacjent doznaje ozdrowienia. Z dnia na dzień jego stan zdrowia poprawia się mimo braku możliwości zaistnienia takiej poprawy.

Z definicji efekt placebo określane jest jako substancja lub działanie obojętne, niemające wpływu na stan zdrowia pacjenta a jest podawane choremu jako pewna forma terapii. Chory nie wie, że to, co zastosowano, nie jest prawdziwym leczeniem, lecz to, co jest najistotniejsze podane środki muszą być takie same jak prawdziwe, czyli muszą przypominać lek prawdziwy. Symulowane leczenie może wpłynąć pozytywnie na stan pacjenta tylko, dlatego że uwierzył on w możliwości wyleczenia dzięki podaniu takiego leku. Jak wiemy wiara i nadzieja może przenosić góry niemniej jednak osoby sceptycznie nastawione do ezoteryki a tym samym medycyny naturalnej bardzo często zarzucają adeptom, że to właśnie efekt placebo a nie jakiekolwiek działania energetyczne? Jak zwał tak zwał niemniej jednak dziwi mnie taka postawa, ponieważ jeżeli mamy do czynienia ze źródłem możliwości to, dlaczego go nie zastosować dla dobra ogółu zamiast wyśmiewać takie możliwości?
W latach 60. szeroko zakrojone badania pozwoliły ustalić potencjalne efekty psychologiczne wywoływane przez różne udawane środki. Okazało się, że mogą one wpływać na przyspieszenie tętna, podwyższenie ciśnienia krwi i inne typowe reakcje organizmu dla danego leku, ale wówczas, gdy pacjentowi wyjaśniono, na co jest ten lek i jakich efektów należy się spodziewać. Tutaj istotną rolę odgrywa sugestia, dlatego oponenci medycyny naturalnej są zdania, że ezoteryka] to nic innego jak odpowiednio podana sugestia, która uruchamia w organizmie ukryte mechanizmy mogące postawić pacjenta na przysłowiowe nogi. Oczywiście, że i tak może być niemniej jednak dziwi mnie sama postawa medycyny, która zaprzeczając możliwościom samoleczenia sama wskazuje, że takie mogą być. Skupiłbym się raczej na możliwościach, lecz nie jest to chyba możliwe, ponieważ wówczas cały przemysł farmaceutyczny ległby w gruzach. Wiadomo jest od dawna, że wiara może czynić cuda i bardzo często słychać jest, że ktoś ozdrowiał, mimo że dane mu było miesiąc lub dwa życia. Wyzdrowiał, ponieważ uwierzył, że jest taka możliwość. Sama rozmowa z osobą bliską może być terapią dla osoby nerwowej lub takiej, która nie widzi sensu życia. Dlatego właśnie oponenci uważają, że wróżenie jest również taką formą terapii lub leczenie energiami] to raczej sugestia niż metoda. Dla mnie samego jest oczywiste, że jeśli jest coś, co nie szkodzi a wręcz przeciwnie może być korzystne dla zdrowia pacjenta to powinno być stosowane. Nie jest ważne jak to nazwiemy, bo najważniejsze jest to, że działa. Sam również spróbowałem jak działa efekt, placebo i okazało się, że działa wyśmienicie. Moja żona uskarżała się na częste na bule głowy, przez co brała w ciągu dnia spore ilości tabletek przeciwbólowych. Podałem jej parę razy zwykła witaminę „C” tłumacząc jej, że w aptece kupiłem nowy rewelacyjny środek przeciwbólowy o przedłużonym działaniu. Okazało się, że działa wyśmienicie, ponieważ przez cały dzień nie bolała ją głowa chwaląc przy tym nowe tabletki określając je, że są wyśmienite. Po przeprowadzonych badaniach okazało się, że przyczyną bólu było podwyższone ciśnienie, dlatego zostały zastosowane odpowiednie środki. Dziwi mnie natomiast reakcja lekarza, który zamiast wcześniej dążyć do ustalenia przyczyny bólu przepisywał jedynie środki przeciwbólowe. Być może to właśnie tutaj w zakończeniu jest odpowiedź, dlaczego efekt placebo jest traktowany jako margines możliwości.
Mirosław Rynkowski
---
Strona poświęcona Ezoteryce na wesoło, lecz nie znajdziesz tutaj nic szczególnego i magicznego, lecz to, co bzdurą można nazwać, lecz niekoniecznie jest to Ezoteryka. Zwykłe fakty przedstawione w sposób humorystyczny.
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Techniki relaksacji, joga, medytacja

Autorem artykułu jest Wioletta Sikora

Relaksacja, sposobem na utrzymanie dobrej formy psychicznej, zwiększenie sił życiowych oraz osiągnięcie duchowych celów. Opis technik rozluźnienia mięśni, uspokojenia oddechu i odprężenia umysłu. Zwiększanie świadomości własnego ciała.
Napięcie mięśniowe zawsze wiąże się z napięciem i niepokojem w umyśle. Emocje mają bezpośrednie przełożenie na stan ciała. Podczas stresu organizm jest w pełnej mobilizacji, napięcie powoduje gotowość do walki lub ucieczki. Stres wprowadza chaos w myśleniu, duże napięcie powoduje paraliż, niemożność podejmowania właściwych reakcji.
Chcąc utrzymać dobra formę psychiczną, zwiększyć siły życiowe oraz osiągnąć duchowe cele należy zacząć od zrelaksowania ciała fizycznego.
Relaksacja zwiększa potencjał umysłu i efektywność intelektualną. Spokojne, zrównoważone myśli sprawiają, że jesteśmy sobą i czujemy się dobrze. Potrafimy właściwie ocenić zdarzenie, bez uprzędzeń i lęków, bez irracjonalnej paniki. Zrelaksowany umysł posiada właściwą percepcje, pozwala wysnuwać wnioski i analizować.
Relaks, swoboda, naturalność ma bezpośrednie przełożenie na jakość relacji z innymi ludźmi. Poczucie komfortu i bezpieczeństwa w każdej życiowej okoliczności sprawia, że jesteśmy asertywni i pewni siebie. Odnosimy się z szacunkiem i życzliwością wobec innych.
Ćwiczenia fizyczne odprężają umysł, relaks osiągamy poprzez rozluźnianie mięśni. Najpierw wysiłek, potem relaks, napinanie - rozluźnianie. Doskonałym przykładem są tu ćwiczenia jogi. Wykonywanie poszczególnych asan, ma na celu wejście w pozycje, pozostanie w niej na chwile, co powoduje napięcie mięśni, a następnie wyjście, czyli rozluźnienie.
Sanskryckie słowo „joga” oznacza „scalać, ujarzmiać, łączyć”. Joga zrodziła się w Indiach przeszło 5 tys lat temu. Jest lekarstwem dla bolących części ciała, oraz odprężeniem dla umysłu. Daje fizyczne zdrowie i witalność oraz rozwija duchowość. Asany są przygotowaniem do medytacji i bardziej oświeconych stanów umysłu.
Zjednoczenie ciała i umysłu dzieje się dzięki oddechowi. Błędy w oddychaniu powodują napięcia w ciele, układzie krążenia i układzie nerwowym.
1.Wciągając powietrze przez nos, zapełnij najpierw niższą część płuc, wydymając brzuch i zniżając przeponę.
2. Następnie napełnij średnią część płuc, rozpierając niższe żebra.
3. Na koniec wypełnij szczyty, rozpierając wyższe żebra, cofając i podnosząc nieco ramiona i podnosząc zarazem przeponę od dołu.
Te trzy części wdechu powinny stanowić jedną nieprzerwaną całość. Wciągany prąd powietrza nie powinien być przyspieszany, zwalniany, czy tez zatrzymywany.
Nie dziel wdechu na części, ma być tak jednolity jak picie wody przez słomkę, a wydech płynny niczym przelewanie oleju z jednego naczynia do drugiego.
Proces oddychania odbywa się nieświadomie, bez użycia naszej woli. Aby wydłużyć i uregulować oddech, umysł musi być nieustannie świadomy przepływu oddechu. Gdy traci się uważność, proces oddychania wraca do nawykowego trybu, niezależnego od naszej woli. A zatem, jeśli chcesz obserwować, czy twój umysł nie rozprasza się, skoncentruj myśli właśnie na oddechu. Aby rytm oddychania przyczynił się do wzmożenia sił duchowych, można połączyć z nim pewien rytm psychiczny. Chodzi o to, by w miarę wdechu i wydechu jednocześnie skupić wolę i wyobraźnię.
Łącząc oddech z wyobrażeniem, można zwalczać głęboko zakorzenione wady i realizować potrzeby psychiczne, np. :
- wdychasz łagodność, wydychasz gniew.
- wdychać wstręt do tytoniu, wydychać nałóg.
- wdychać milczenie, wydychać plotkarstwo.
- wdychać prawdę, wydychać kłamstwo.
Celem praktyki medytacji jest nauczyć się jak być uważnym. Odkrywamy, czym jest naprawdę życie. Medytując bierzemy udział w procesie badawczym, obserwujemy własne doświadczenia, będąc jednocześnie ich uczestnikami, w momencie gdy maja miejsce. Ćwiczyć należy z takim właśnie podejściem. Chcę wiedzieć jak to jest żyć naprawdę. Przekonasz się, że jesteś obiektywnym obserwatorem, widzisz rzeczy dokładnie takie, jakie są - niestałe i zmieniające się z chwili na chwilę. Zazwyczaj widzimy życie poprzez zasłony własnych wyobrażeń, które mylnie bierzemy za rzeczywistość. Zużywamy całą energię na to, by poczuć się lepiej, by ukryć nasze lęki.
Jak na ironię, spokój przychodzi tylko wtedy, kiedy przestajemy desperacko próbować go osiągnąć. Prawdziwe spełnienie pojawia się wtedy, gdy znika paląca potrzeba podążania za przyjemnością. Medytacja to przede wszystkim nauka jak żyć. Nie siedzisz i nie snujesz wzniosłych i wysublimowanych myśli o życiu, tylko żyjesz.
---

Psychologia w biznesie Uwolnij się od zaburzeń lękowych

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 27 stycznia 2013

Zalety medytacji - walka z bezsennością

Autorem artykułu jest Marek Deroń

Kładziesz się do łóżka, lecz sen mimo to jak na złość nie przychodzi? Może by więc nie skorzystać z technik medytacyjnych? W końcu to jedna z najłatwiejszych metod relaksacji.
Medytacja to chyba jedna z najfajniejszych metod na pozbycie się bezsennośći. Wywodzi się z filozofii joginów, lecz mimo odległego rodowodu jest dostępna dla każdej osoby.

W poniższym zestawieniu omówimy kilka najfajniejszych technik medytowania, które każdy może wypróbować sam w domowym zaciszu.

Kontrolowanie oddechu
Chyba jedna z najprostszych istniejących technik. Polega na panowaniu nad swoim oddechem i oczyszczeniu umysłu z niepotrzebnych zmartwień.
Działaj według poniższych kroków:
1. Usiądź po turecku w cichym pomieszczeniu na podłodze.
2. Połóż dłonie na kolanach.
3. Zamknij oczy i zlikwiduj napięcie mięśni.
4. Oddychaj głęboko przez nos.
5. Licz każdy swój oddech.

To już wszystko. Powtarzaj kolejne kroki dopóki nie uzyskasz na tyle wysokiego poczucia odprężenia, że z łatwością zaśniesz wieczorem.

Skupianie się na przedmiocie
Powinieneś wybrać jakiś przedmiot, na którym będziesz skoncentrujesz swoją uwagę. Polecam świecę zapaloną w ciemnym pomieszczeniu. Takie zestawienie sprzyja skupieniu oraz głębokiemu relaksowi.
Postępuj wg. następujących kroków:
1. Usiądź po turecku w cichym pomieszczeniu na podłodze.
2. Połóż dłonie na kolanach.
3. Zamknij oczy i zlikwiduj napięcie mięśni.
4. Ustabilizuj oddech.
5. Otwórz oczy i skup się na wcześniej wybranym obiekcie.
6. Utrzymuj koncentrację jak najdłużej, wszelkim innym myślom pozwalaj spokojnie odpłynąć.

I to wszystko. Rób 10-15 minutową sesję z tą techniką przed pójściem spać, a zobaczysz o ile łatwiej będzie ci zasnąć.

Liczenie wsteczne
Banalna technika pozwalająca na oczyszczenie umysłu z frustrujących myśli. Dzięki temu łatwo uzyskać stan odprężenia, co sprzyja bezproblemowemu zaśnięciu.
Postępuj wg. poniższych kroków:
1. Usiądź po turecku w cichym pomieszczeniu na podłodze.
2. Połóż dłonie na kolanach.
3. Zamknij oczy i zlikwiduj napięcie mięśni.
4. Ustabilizuj oddech.
5. Zacznij powoli odliczać w myślach od 100 do 1.
6. Kiedy zakończysz jeden cykl, zacznij liczyć od nowa.

Wykonuj kroki 5 i 6 dopóki nie uznasz, że osiągnąłeś już odpowiedni poziom odprężenia.
---



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 26 stycznia 2013

Medytacja

Autorem artykułu jest Danuta Wachowska

Medytacja jest zanurzaniem się w sobie, w swojej przestrzeni ciszy, która jest połączeniem z Bogiem Miłości. Tą ciszę przenosisz na świat fizyczny aby zmniejszyć cierpienie planety. Takie jest zadanie medytujących.
Medytacja
Możesz zapytać, po co mi jest potrzebna medytacja? Czy jest ona konieczna w moim życiu?
Tak. Bez niej nie możesz przenieść swojej świadomości zagubionej w ciele fizycznym do duszy, gdzie uprzednio przebywała.
Nasza podróż z Nieba na Ziemię zakończyła swój bieg w ciele, jako biologicznej maszynie. Świadomość ducha została przemieszczona na najbardziej odległy kraniec oddzielenia od Boga. Poprzez bieg rozdzielenia, zostaliśmy rozproszeni i podzieleni na części. Poprzez to zapomnieliśmy kim jesteśmy. Część nie może znać całości.
W ciele nastąpiła przez to całkowita desynchronizacja narządów, komórek i umysłu. Stworzył się chaos mentalny i zbiorowy. Musisz to uporządkować, gdyż w takim stanie rozhuśtania nic nie może długo istnieć. Runie jak budowla podczas trzęsienia ziemi.
Wstępem do porządku jest umysł, gdyż on napędza ciało poprzez myśli związane z ego – maszyną. Następnie maszyna jest wprowadzana w ruch za pomocą emocji. Biologiczna maszyna funkcjonuje poruszana energią pobieraną z kosmosu przez czakry. Są to silniczki pobierające energię i zasilające sieć meridianów jako przewodów w ciele energetycznym. W ten sposób funkcjonuje nasze ciało – maszyna. Prochy ziemi są ożywiane energią kosmiczną.
Tak skonstruowany twór przez stwórców ciała zaczyna powoli zawodzić. To właściwy moment aby odwrócić bieg drogi i powrócić do Boga. Jedynym wyjściem z rozproszenia świadomości jest jej ponowne skupienie. Medytacja poprzez różne techniki umysłu, wprowadza ład i porządek mentalny polegający na coraz większej uważności myśli.
Śpiący ludzie, których jest przeważająca większość, nie posiadają skupionych myśli. Świadomość ich jest chaotyczna, gdyż zanurzona jest w emocjonalnym ciele. Zachowują się jak „gadająca maszyna”, która wyrzuca potok słów nieskoordynowanych myśli.
Im głębiej człowiek upada, tym większy ma chaos w głowie i tym więcej mówi jego ciało. Mowa jest najbardziej materialną energią w człowieku. Widoczne jest to u alkoholików i psychicznie chorych osób, którzy bezustannie wyrzucają z siebie potok chaotycznych, bezmyślnych słów. To piekło ich umysłu, którego nie mogą znieść!
Jak to uporządkować?
Po pierwsze potrzebujesz pokory aby posłuchać innych oraz wewnętrznego głosu, który przemawia z głębi twojej duszy. Masz parę uszu i jedne usta, aby więcej słuchać niż mówić!
Ten krok poprowadzi cię poprzez modlitwę w kierunku Boga takiego, jakiego sobie na początku wyobrażasz.
Będzie to zawsze bóg mściwy, który za wszystko karze i żąda twojej ofiary za „grzechy” popełnione we śnie. Widzisz w sobie winę i przyjmujesz karę. Kiedy znudzi ci się system kary i winy, będziesz poszukiwał czegoś większego i innego. Być może znajdziesz Boga, który kocha cię i nie osądza ani nie karze śpiących ludzi.
To dobry moment aby przestać się bać Boga i odszukać drogę powrotną do Niego. Bóg Miłości zawsze z radością przyjmuje swoje dzieci, którymi wszyscy jesteśmy, po odrzuceniu ego. Gdy kogoś kochamy, to pragniemy być z nim. Natomiast, gdy kogoś się boimy, to uciekamy od niego. Oczywistą sprawą jest, że błędy przeszłości należy usunąć i przestać się dłużej karać. Wówczas Bóg sam zbliży się do nas w medytacji aby nam pomóc.
Oczyszczenie i przebaczenie jest konieczne, gdyż będziesz musiał zmienić swój ubiór. Z brudnego ciała przejdziesz do świetlistego aby stanąć w obliczu Boga. Na brudne ciało nikt nie zakłada czystego ubrania! Jest to niemożliwe.
Zaczynasz się powoli budzić ze snu uśpionej świadomości duszy i przebudzasz się do nowego życia. Wychodzisz powoli z nałogu myślenia, które jest twoim najgłębszym przyzwyczajeniem. Uzależnieniem wręcz.
Medytacja służy do powrotu „od świadomości ciała do świadomości duszy” , poprzez coraz większą uwagę na skupieniu i uważności. Z rozproszenia wracamy do skupienia; z analizy do syntezy poprzez abstrakcyjne pojęcia.
W medytacji czekamy na coś ważnego dla nas. W życiu ego czekamy na to, co nam się za chwilę czy w przyszłości przydarzy. Medytacja prowadzi ścieżką do spotkania z Bogiem Prawdziwym. To stan obecności w „tu i teraz” z którego przychodzi współczująca akceptacja. Zamieniasz bycie osobą na bycie czystą świadomością.
Medytacja prowadzi do mądrości, poprzez wymiar bezruchu ( ciszy), z którego wszystko pochodzi. Powracasz do Boga Jedynego, łącząc się z Jego ciszą poprzez stan uważności „tu i teraz”. Medytacja ma być twoim byciem i życiem tu na ziemi. Tą ciszę przynosisz do świata pełnego chaosu aby zmniejszyć ciemność na ziemi. Takie jest zadanie medytacji.


---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 25 stycznia 2013

Czy Wiesz, Do Jakiego Boga Się Modlisz?

Autorem artykułu jest Aleksander Pawłowski

Życie w świecie biegunowym, stwarza zawsze dwie potencjalne możliwości. Dwa różne położenia dźwigni. Z jednej strony jest dobro a z drugiej strony przeciwnej wydaje się być zło. Dźwignia mimo wszystko stanowi jedność. Podobna sytuacja jest z bogami i Stwórcą.
419
Bóg Miłości czyli Stwórca wszystkiego jest w centrum stwarzania. Natomiast na obrzeżach są bogowie braku miłości, którzy sieją strach, zamęt i przywiązanie do formy materialnej. Tacy bogowie są upostaciowieni i nazywani różnymi imionami w zależności od epoki. Stąd bóg ma formę człowieka.
Tam, gdzie kończy się miłość, wprowadzany jest na to miejsce strach. Ludzkość bardzo dawno temu odeszła od Stwórcy i żyje na najdalszym zakątku odległości od Niego, w ciągłym strachu o swoje życie.
Miłość jest stwarzaniem na wzór Stwórcy. Artyści i twórcy wielkiego formatu to ludzie, którzy żyją energią żeńską, skierowani do wewnątrz swojej świetlistej istoty.
Lęk zamyka na stwarzanie i żyje brakami. Łatwo można to zauważyć, któremu bogu służymy.
Wszędzie, wśród ludzi słychać jedno zdanie: „ tak, ale brakuje mi pieniędzy i nie mam czasu!” To niezbity dowód, któremu z bogów oddajemy swoje prowadzenie. Człowiek oddany Stwórcy zawsze ma czas i pieniądze oraz zdrowie. Nigdzie się nie śpieszy, gdyż zdąża na czas. Żyje tu i teraz, gdzie czas liniowy zanika a tworzy się czas wertykalny, zgodny z rytmem kosmosu.
Dlaczego w ludziach jest tyle braków, skoro wszystkiego jest w nadmiarze?
Uwierzyli w błędne prowadzenie. Ich droga jest skierowana donikąd. Są też tacy, którzy popadli w totalny chaos i jedyne wyjście widzą w „końcu świata” w 2012 roku. Są pełni radości, że ich koszmar skończy się niebawem.
Spotykam też ludzi, którzy zrezygnowali z poznawania siebie i świata, gdyż nie warto nic robić, bo rok 2012 zakończy ich egzystencję. Ten świat jest światem intencji. Jaką intencję tworzysz, to taki obraz świata będzie ci dany.
Jak łatwo człowiek się poddaje! Jak szybko wierzy w przesłanie bogów strachu, którym zależy na tym aby siać lęk wśród swoich wyznawców. Każda religia czy sekta ma swojego boga, któremu wierzy bezgranicznie. Nie próbuje nawet sprawdzić czy to, w co wierzy jest miłością czy lękiem.
Tak łatwo i prosto jest odróżnić miłość i strach. Miłość daje radość i pełnię. Stwarza dobrobyt i spokój umysłu.
Lęk trzyma człowieka w okowach ego, w ciągłym napięciu i strachu. Nie jest twórczy i dlatego daje braki: zdrowia, pieniędzy, czasu i sukcesu. Ego jest wytworem strachu. Pozbądź się lęku a ego zniknie.
Każdy z nas powinien zdecydować, czy chce być kierowany miłością Stwórcy, czy lękiem bogów obrzeża. Wszystko, co istnieje ma swoje centrum czyli środek. Są też peryferia, jako najbardziej odległe miejsca od centrum. Według tego wzorca zbudowany jest każdy atom, wszystkie miasta i państwa. Tak skonstruowany jest każdy z nas z centralnym sercem. Mózg jest niestety obrzeżem ciała. To poprzez niego istnieje połączenie ze światowym rozumem bogów, maksymalnie oddalonym od Stwórcy.
Cały kosmos i nasz układ Słoneczny funkcjonuje według tej zasady. Zawsze jest centrum i peryferie. Planety krążą wokół Słońca jak elektrony w atomie.
Ocean jest jednością kropel wody. Natomiast wybrzeże jest różnorodnością wszelkiego życia.
Wszędzie panuje jedna zasada: centrum i obrzeża. Z tego prostego powodu musi być dwóch zarządców. Jeden jest w środku jako Stwórca wszechrzeczy, który rozprzestrzenia swoje stworzenia. Drugi zarządca jest na obrzeżach i zaciska rozprzestrzenianie w formę. Podobnie jak wybrzeże oceanu wyznacza jego granice.
Środek jest zawsze jeden, natomiast na peryferiach jest mnóstwo form. Stąd wniosek, że bogów peryferyjnych musi być wiele aby stworzyć tyle różnych religii, sekt czy stowarzyszeń.
Obecnie z kosmosu napływają od centrum, coraz wyższe wibracje Stwórcy, które przesuną dalej wpływy miłości i światła. Bogowie obrzeży zostaną zepchnięci na dalsze granice. Ziemia wchodzi w czwarty wymiar i większość ludzi odczuje miłość jako naczelną zasadę życia.
Strach zostanie zepchnięty dalej i nie będzie dłużej oddziaływał na ludzi. Religie oparte na strachu muszą upaść, na wzór upadku komunizmu jako systemu zastraszania. Bogowie strachu odejdą wraz ze swoimi wiernymi, którzy im będą dalej służyć.
Na ziemi pozostaną odważni, zjednoczeni ze Stwórcą, którzy już dziś mają odwagę o tym mówić i pisać. Miłość zwycięży! Bóg Stwórca jest Jeden i otoczy każdego miłującego pokój swoją Miłością i Inteligencją.


--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 24 stycznia 2013

Jak rozbudzić wewnętrzną mądrość

Autorem artykułu jest namaste

Rytuał ten najlepiej uczynić podczas pełni Księżyca. W dzień przygotuj cztery świeczki: czerwoną (ogień), zieloną lub brązową (ziemia), żółtą (powietrze) i niebieską (woda). Świeczki rozstaw w kwadrat tak, aby w prawym górnym rogu była świeczka czerwona, w lewym górnym rogi zielona lub brązowa.
3179004-a-candle-and-incense-burning-at-a-buddhist-templeW prawym dolnym rogu ma stać świeca żółta, a w lewym niebieska. Cztery kadzidełka pieprz Cayenne (ogień), goździki (ziemia), mirra (powietrze) i lilia (woda.). Jeżeli używasz kadzideł, przygotuj kadzielniczkę i postaw ją na środek świecowego kwadratu. Jeżeli kadzidełka, to ustawiasz je pośrodku między świecami, w taki sposób, aby za świecą ognia stało kadzidełko ognia. Do tego jeszcze potrzebna będzie zapalniczka, magnetofon i kaseta z nagraniem słów, które napisane są kursywą.

Gdy zapanuje ciemność, usiądź przy stole i przez chwilę się relaksuj. Teraz najpierw podpal świeczkę czerwoną, potem zieloną lub brązową, następnie żółtą i na końcu niebieską. Jak widać po zapaleniu świecy czerwonej zapalasz świeczki odwrotnie do ruchu wskazówek zegara. Zgaś wszystkie inne światła. Patrz uważnie na płomienie świeczek. Jeżeli płoną równo jasnym płomieniem, nakreśl prawą ręką w powietrzu znak pentagramu. Kolejny raz uspokój swój umysł, zapal węgielek w kadzielnicy lub poszczególne kadzidełka w takiej kolejności, jak były zapalane świece. Włącz magnetofon i powoli zamknij oczy.

shimPrzez światło, dy2273136-Incense-sticks-smouldering-at-Angkor-Wat-2m i wonności stworzyłem magiczny krąg. Stworzyłem triadę. Jestem Trójcą. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że zostałem stworzony jako człowiek, ale na podobieństwo Boga. Odczuwam to całym sobą. Czuję, jak delikatność mnie przenika, czuję, jak wonny dym delikatnie pieści moje zmysły. Gdzieś tam w moim wnętrzu rodzi się maleńkie ziarenko ciepła, które rośnie, na początku nieśmiało, potem coraz szybciej…ciepło powoli ogarnia całe moje ciało. Jest cicho, ciepło i miło. Zaczynam dostrzegać, że coś przede mną wyrasta. Podchodzę bliżej i widzę czerwony mur, w którym znajduje się opleciona dzikim winem zielona, masywna furtka. Otwieram ją i przedostaję się na drugą stronę. Nie zamykam furtki i nagle jestem na zielonej porośniętej kwiatami łące. Z lewej strony widzę, jak jasna, z początku czerwonawa kula unosi się nad horyzont. Kula z wolna zmienia kolor na żółty, przyroda zaczyna się rozbudzać. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że to jest wschód Słońca. Zwracam wzrok na łąkę. Na białym kocu siedzi małe dziecko. Jest do kogoś podobne, nie mogę sobie przypomnieć tylko do kogo… Ależ tak, to małe dziecko, to przecież ja… dziecko się rozgląda, a ja razem z nim i zaczynamy od nowa odkrywać świat, który zawiera setki nowych wspaniałych informacji. Zaczynamy razem poznawać go na nowo… oboje chwytamy atmosferę chwili, bo wydaje się nam, że druga być może się już nie powtórzy. Zaczynam sobie zdawać sprawę, że jestem tylko małym kółkiem w całym wszechświecie, ale jednocześnie wiem, że teraz jestem też częścią wszystkich rzeczy. Odczuwam, jak opada ze mnie materialna glina, która więziła moje ciało. Jest mi lekko… Mogę wreszcie swobodnie oddychać. Czuję, jak energia wchodzi w głąb mojego ciała i przepełnia mnie mocą i szczęściem… powoli odwracam się, wracam przez furtkę i zamykam ją za sobą. Teraz odczuwam i wiem, że jestem wolny… Obraz się dziwnie zamazuje i powoli otwieram oczy…”

Na stole palą się świece, a dym wraz z zapachami powoli snuje się po pokoju. Teraz przez chwilę się odpręż i powiedz:

„Zwracam się do mojego duchowego opiekuna, który kryje się w każdym skrawku mojego ciała, aby zawsze prowadził mnie ku zrozumieniu.”

Pozwól świecom wypalić się do końca, a kadzidełku, aby wysnuło swoją wonną baśń do końca. Możesz również zapomnieć o całym rytuale. Znajduje się teraz w Tobie, a rezultat zostanie do końca Twoich dni, w postaci subtelnej zmiany Twojej postawy i poglądu na otaczający Świat.
--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 23 stycznia 2013

O sensie doświadczania porażki

Autorem artykułu jest Anna Zgierska

Ludzie, którzy jedynie raz próbowali i odeszli od swojego zamierzenia, często przegrywają. Musisz się sprawdzić w wielu dziedzinach zanim określisz swój sens oraz pracę życia. To naturalne, że po drodze czekają Ciebie próby i błędy.
Jedną z najlepszych strategii jakie możesz podjąć reagując na błędy i porażki jest próba akceptacji. Im więcej akceptacji tym więcej otwartości na coś lepszego. Gdy zdarzy Ci się doświadczyć straty, upadku, czegoś nieprzyjemnego w skutkach - podziękuj, że Bóg już teraz ma dla Ciebie coś lepszego i za to, że możesz tego doświadczyć. Prawdziwą umiejętnością bogatej osoby jest wyciaganie wniosków i efektywne uczenie się na doświadczeniach. Porażka może stanowić źródło inspiracji, pozwala bowiem wyeliminować takie zachowania oraz sposób myślenia, który zaprowadził do sytuacji bez wyjścia. Najczęściej zakładasz, że po porażce nie czeka Cię nic lepszego, że to już koniec. Bardzo często jest tak, że rezygnacja z czegoś, zburzenie fundamentów jest bolesne, ale i potrzebne do stworzenia nowego świata. Taka optymistyczna i ufna postawa w bezpieczną przyszłość, bywa niejednokrotnie trudna do osiągnięcia, ale jest napewno opłacalna. W przypadku utraty czegoś ważnego, upadku firmy, utraty związku, możesz rozwiązać każdą sytuację metodycznie. Umiejętność rozwiązywania problemów, twórcze podejście do swojego życia stanowi klucz do sukcesu. Nikt kto nie działa elastycznie, nie potrafi ponownie szukać i pracować nad sobą nie wyjdzie z problemu, którego doświadcza.
Krok pierwszy to analiza wszystkich za i przeciw danej sytuacji, która ma bądź też miała miejsce. Pozwoli Ci to opracować bilans zysków oraz strat. Podejrzewam, że w przypadku upadku lub doświadczenia porażki, straty będą stosunkowo wyższe. To powinno stanowić wystarczajacy bodziec do podjęcia działań w kierunku zmian. W takim razie, skoro było tak źle i tak niedobrze - Czy opłaca Ci się pozostawać w takiej samej sytuacji? Czego nauczyłeś się dzięki tym wydarzeniom? Co Ci dała poprzednia praca, związek? Czego się nauczyłeś, aby móc iść dalej?
Drugim krokiem jest uświadomienie sobie i rozpisanie nowych potencjalnych możliwości, uwzględniajac zyski z sytuacji poprzedniej. Co możesz osiągnąć dzięki nowym zdolnościom, umiejętnościom? A może zyskałeś bogate doświadczenie, dzięki któremu nie wpakujesz się w podobne kłopoty? Być może zdobyłeś cenne informacje, którymi zechcesz się podzielić w postaci swojej twórczości? Wielcy ludzie również uczyli się na swoim doświadczeniu. Gdy coś im się nie udawało, szukali ponownie, budowali swój zamek - tym razem na zdrowszych fundamentach.
Trzeci krok to uświadomienie sobie i wdrażanie w życie nowych rozwiązań oraz sposobów działania. Co mogę zrobić, aby było mi lepiej? Co teraz mogę wybrać? Co zyskałem na przestrzeni lat? Jak mogę już teraz działać efektywniej? Porażki mogą wiele nauczyć, ale i również sprowadzić do całkowitej rezygnacji oraz smutku. System motywacyjny wykształca się już od najmłodszych lat, warto zadbać o jego rozwój w każdym wieku i bez względu na osiągnięcia. Sens doświadczania porażki jest całkiem prosty. Bez porażek niemożliwa byłaby nauka oraz budowanie świadomości otaczajacego świata. Od Ciebie zależy jak potraktujesz porażkę - czy jako dodatkową motywację do zmian czy ogranicznik Twojego rozwoju.
--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 22 stycznia 2013

Co to znaczy być człowiekiem sumienia?

Autorem artykułu jest Dorota Borek

Jak żyć w zgodzie z własnym sumieniem?
Dlaczego warto słuchać tego wewnętrznego głosu?
Jak sumienie wpływa na nasze życie i decyzje przez nas podejmowane?
Człowiek sumienia idąc przez życie pełne pośpiechu, potrafi wsłuchać się w swój wewnętrzny głos. Wprawdzie głos sumienia mówi cicho, lecz przez swą wrażliwość przemienia ludzką gwałtowność i porywczość w twórczy niepokój i harmonię serc. Ale, by usłyszeć ten głos, który jest strażnikiem naszej godności, trzeba chcieć i trzba mieć serce stale otwarte igotowe do współpracy. Do takiej postawy konieczna jest ciągła praca nad sobą.
W sercu, w którym przemawia głos sumienia, jest obecny Chrystus. On jest najwspanialszym Nauczycielem życia. Dlatego też człowiek, świadom swej grzesznej natury, przychodzi ze skruszonym sercem właśnie do Jezusa, by od Niego uczyć się jak żyć. Bliskość Chrystusa sprawia, że człowiek słyszy głos sumienia i podąża drogą, którą ono wskazuje. Kazdy, kto w swym życiu pragnie obecności Chrystusa i powierza się w ręce troskliwemu Ojcu, chce żyć w zgodzie z własnym sumieniem, dlatego pielęgnuje je poprzez modlitwę i sakramenty. Wie on bowiem, że to właśnie głosem sumienia posługuje się Bóg, by wskazać człowiekowi właściwą drogę. Dbałość o sumienie jest więc wskaźnikiem chrześcijańskiego życia. Ten, kto wybiera wierność sumieniu, odrzuca równocześnie wszystkie błędne i fałszywe głosy, jakie próbuje narzucić współczesny świat. Żyjemy w czasach, gdzie z każdej strony słychać głosy, by zamiast życia w prawdzie wybierać życie w zakłamaniu, by ponad dobro innych, trud, poświęcenie i miłość do drugiego człowieka stawiać dobro własne . Świat chce wmówić człowiekowi, że najważniejsza jest wygoda życia doczesnego, że za wszelką cenę powinien dążyć do spełnienia swoich nieuporządkowanych pożądań i potrzeb. Dlatego głos sumienia jest tak ważny w konfrontacji ze współczesnością. Tylko w sercu pełnym miłości i wiary cichutki głos sumienia potrafi się przedrzeć przez krzyk współczesnego świata. Trzeba zatem dawać świadectwo życia w zgodzie z własnym sumieniem i podkreślać jak ogromną wartość ma dla każdego człowieka. Takie świadectwo zachęca do myślenia i zastanowienia się nad swoim sumieniem. Samo zaś zastanowienie jest impulsem do działanie i podjęcia konkretnych kroków.
Telewizja, prasa, internet i wszelkie wygody nowoczesnego życia nie pomagają człowiekowi w słychaniu głosu sumienia. Podsuwają mu często sztuczne ideały, próżne wartości i zgubne rozwiązania. Natomiast głos sumienia jest zawsze cichy, nie ucieka się do afiszowania własnej wartości, nie narzuca własnej woli. Dlatego potrzeba prawdziwej wiary, by ten głos w sercu zachować. Do tego powołał nas Bóg, abyśmy świadczyli swym życiem o prawdzie i obdarzył nas sumieniem, byśmy wiedzieli, którędy podążać i umieli ponad zło wybierać dobro.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Krysztalowy Człowiek

Autorem artykułu jest Samarkanda

Czyżby ‘nieświadomie’ nauka wykorzystała kryształy na sposób podobny do działania ciała ludzkiego?! Czy nasz świat zewnętrzny jest odwzorowaniem świata wewnętrznego aż do takich rozmiarów?! Poczynając od naszego świętego, doskonałego wnętrza, którego pełnego działania nawet sobie nie jesteśmy w stanie wyobrazić?
Budzenie kryształów w strukturze fizycznej i energetycznej Człowieka
-
Wszystko jest zapisane w naszych kryształowych komórkach.
Kryształy znamy pod postacią materialną jako różnokolorowe, twarde i kruche minerały o niezwykle regularnej wewnętrznej budowie fizycznej. Używamy ich w życiu w przeróżny sposób. Świadomie stosujemy je do leczenia ciała, pogłębiania faz sennych, szybszego odpoczynku i regeneracji naszych ciał, do medytacji i relaksacji, jako energetyzatory otoczenia i wody, odpromienniki, jako wizualną ucztę piękna w naszym otoczeniu, a także Towarzysza w intencji rozwiązania „trudnych” dla nas spraw. Kryształy są od początku opisu dziejów używane przez plemiona pierwotne, szamanki i szamanów oraz lekarzy na całym świecie. Całe nasze środowisko technologiczne także pełne jest substancji krystalicznych – w elektronice, technologiach cyfrowych, optyce – jako chipy krzemowe tworzące bloki pamięci, półprzewodniki, materiał w laboratoriach itp. Trwa wyścig w zastosowaniu ciekłego kryształu w coraz to nowych formach użytkowania naszego otoczenia. Korzystamy z nich na co dzień we wszystkich podstawowych urządzeniach – komórce, komputerze, zegarku, aparacie fotograficznym, maszynach medycznych i „inteligentnych” strukturach łączących różne dziedziny życia, aż po przemysł wojskowy i kosmiczny. Wielu geniuszy badało właściwości kryształów - Leonardo, Einstein, Tesla… niektórzy je stosowali do swoich wynalazków.
Jest to technologiczny świat, którego doświadczamy fizycznie i użytkowo lub poprzez informację. Świat ziemski pełen jest substancji krystalicznych, w tym krzemowych – przewodzących i przechowujących informacje. Struktura wnętrza i skorupy Ziemi, tkanki roślin i zwierząt mają budowę ciekłokrystaliczną, mnóstwo jest w nich także wolnego krzemu. A jak jest ze światem wewnętrznym człowieka? Bardzo podobnie. Większość struktur ciała ludzkiego ma budowę krystaliczną – ze zbadanych „naukowo” do tej pory tkanek to np. białko, DNA, cholesterol, a w samych komórkach przede wszystkim błona komórkowa, która przechowuje i przepuszcza różne substancje i transmituje sygnały do innych komórek, układów i mózgu – analogicznie jak kryształy technologiczne do pamięci na dysku. Czyli jesteśmy zaopatrzeni w system naturalnych nośników krystalicznych dających możliwość komunikacji sygnałów w ciele – z głównym ośrodkiem w mózgu.
Czyżby ‘nieświadomie’ nauka wykorzystała kryształy na sposób podobny do działania ciała ludzkiego?! Czy nasz świat zewnętrzny jest odwzorowaniem naszego świata wewnętrznego aż do takich rozmiarów?! Czy w tym przypadku działa również święta zasada co wewnątrz to na zewnątrz? Poczynając od naszego świętego, doskonałego wnętrza, którego pełnego działania nawet sobie nie jesteśmy w stanie wyobrazić?
Przypominamy sobie, czy też czytamy przekazy o Wyższych Cywilizacjach – głównie cywilizacji Atlantydy - jako wzorca wykorzystania ludzkich możliwości, wykorzystania kryształów do wzmacniania urządzeń i energii dla ludzi w tamtych czasach. Wspominamy z westchnieniem ich możliwości, które są obecnie marzeniami każdego rozwijającego się duchowo człowieka. Wierzymy, że wytworzymy takie technologie i takie urządzenia – głównie na bazie kryształów, że tamte Złote Czasy powrócą. Będziemy żyć kilka tysięcy lat w zdrowiu i młodości, używając kryształów do porządkowania struktur w naszych ciałach, podróżować w czasie i przestrzeni poprzez gwiezdne wrota, stosować telepatię i materializację przedmiotów, używać inteligentnych maszyn o niezwykłych napędach, elektrowni kryształowych, zabezpieczeń wielkich obszarów kopułami krystalicznymi. To wszystko już było i jest możliwe znowu – zostało sprawdzone doświadczalnie, są tunele pamięci i energii do odtworzenia tego. Jest już szereg wynalazków, które tą drogę na nowo rozpoczynają - choć nie wszystkie dopuszczone do wglądu i życia zwykłego szarego człowieka…
Czy na pewno jest to najwyższy poziomem możliwy sposób naszego życia? Dlaczego ciągle trzeba coś naprawiać, porządkować, energetyzować czy ochraniać poprzez działania z zewnątrz? Na pewno jesteśmy do tego przyzwyczajeni i na tej drodze dążymy nieustannie do luksusu, ale czy jest to droga do doskonałości i najwyższe nasze marzenie? A może możliwe jest, że struktura ciała ludzkiego może działać bez żadnych ingerencji zewnętrznych i być naturalnym perpetuom mobile? Przecież wbrew naszej logice istnieją przykłady z zewnętrznego świata – właśnie tak nazwane - które nie potrzebują zasilania zewnętrznego energią… mamy przykłady ludzi którzy nie potrzebują zasilania pokarmem i wydają nam się nienaturalni, nie przystosowani do życia na Ziemi, choć się o wiele lepiej od nas czują, są nieustannie witalni i lepiej czują połączenie z ludźmi, Ziemią, jej żywiołami i kosmosem!
A może jest odwrotnie? Tysiące lat wiary w to, że jesteśmy zależni od kogoś lub czegoś z zewnątrz złożyło się na to, że uważamy to, co się dzieje teraz za nasze „normalne życie”… trzymamy się tego schematu przetrwania kurczowo, w strachu, bo nie znamy, nie pamiętamy innego sposobu istnienia na Ziemi, bez walki, cierpienia i korzystania z zewnętrznych zasobów. Tylko trochę je udoskonalamy co jakiś czas i uważamy to za cudowny rozwój cywilizacji i jej najwyższy punkt technologiczny… Nawet Atlantyda i jej cudowni mieszkańcy miała zasilanie z zewnątrz… dogonimy ją… Ale czy była najwyższym etapem - tym pierwotnym - potęgi ciała i wszystkich struktur energetycznych człowieka? Może są jakieś ukryte strefy ludzkiego ciała, o których nie wolno nam wiedzieć, bo przewyższylibyśmy energetyką „bogów” rządzących na ziemi?
Nikola Tesla napisał: "Kryształy są dowodem na istnienie podstawowych zasad bytu i jeśli nie zdołamy zrozumieć kryształów, nie będziemy w stanie pojąć życia."
Po co mamy już teraz budowę krystaliczną i dodatkowo przechodzimy przez proces zmian w budowie komórek z węglowych na krzemowe, czyli ściśle uporządkowane jak w krysztale? Czy jest to etap na drodze do ciała świetlistego czy diamentowego, o którym się wspomina przy energii mistrzów i mesjaszów, np. Jezusa? Czy ten wzorzec Mistrza to nie jest czasem najbardziej doskonała postać ciała i energii człowieka żyjącego w warunkach jakie są na Ziemi?
Jak to się stało, że ciało uporządkowane, doskonałe zamieniło się w węglowe, ze strukturami bez porządku? Że starzeje się i choruje? Diament jest przecież krystaliczną postacią węgla i spalony przekształca się w węgiel. Jaki proces spalił pierwotne - diamentowe ciało człowieka, przy jego niezwykłej potędze, do obecnej postaci – może jego własne lęki, władza ego i umysłu nad sercem?
Zaczyna się od dzieci… nie wolno im widzieć aury – naturalnego pola krystalicznego, duchów, rozmawiać z niewidzialnymi przyjaciółmi, zmarłymi, odprowadzać dusz, rozdawać swoich rzeczy z dobrego serca – wszystko to jest dla nich niebezpieczne… nie pytamy siebie dlaczego, a już na pewno nie wolno… wiedzieć więcej niż dorośli… zapisujemy je do szkoły gdzie nie mogą się długi czas ruszać i wypowiadać - a przecież kreacja i odbieranie pozazmysłowe świata przez naturalny organizm dziecka pobudzane jest przez ruch! Radość i swoboda, wolność tworzy się w nieograniczonym ruchu! Wszystko w przyrodzie jest w ciągłym ruchu, ciągłej zmianie.
Czy powrót do ciała krystalicznego czy diamentowego ma może związek z procesami otwierania serca? Zamieniania się z powrotem związków węgla w układy uporządkowane - krystaliczne? Czy możemy dojść do tego z życiem, myśleniem, czuciem i działaniem poprzez serce, tak jak pokazywał nam m.in. Jezus czy Budda? Odwagą miłości wobec siebie i świata!? Cała poprzednia strona była obfita w przykłady niezwykłych możliwości wytworzonych przez umysł, ale czy zauważyliście, że ani razu nie zabiło szybciej Wasze serce? czy była tam radość? Czy możliwe jest, że biotechnologia jest tylko skutkiem ubocznym bardzo wysokiego rozwoju serca, serca w pełni otwartego i kochającego? W miłości nie zwraca się na nie uwagi. Po prostu są.
Co sprawia, że nasze serce otwiera się i nasze ciało kształtuje się na wzór diamentu? Z obserwacji wynika, że to - co poprawia nasze samopoczucie bez pobierania substancji z zewnątrz - kontakt świadomy z naszą najważniejszą częścią - Sercem. Odważne serce kocha, a codzienność uczy je przyjmować świat w uważności i dodaje mu skrzydeł. Mamy ogromne wsparcie w tym uczeniu się kochania bez schematów. To Ziemia i wszędzie dookoła dostępna Natura, od niej mamy nieustanne sygnały uporządkowanej krystalicznej przestrzeni serca – wzorzec i lustro.
Nasycajmy się Przyrodą poprzez jej wszystkie przejawy – żywioły. Poprzez żywioł ognia – w tańcu gorącego płomienia, żywioł wody – w strumieniach, jeziorach, wodospadach, żywioł powietrza – w czystym podmuchu gór, lasu czy świeżej morskiej bryzy, żywioł ziemi – w minerałach i kryształach, w glebie żywiącej rośliny, drzewach, żywioł eteru – w energii i dźwięku kosmosu – odżywczej emanacji miłości. Każdy element Natury – uporządkowany w swojej pierwotnej formie - przypomina naszej strukturze pierwotne zapisy matryc krystalicznych i energetycznych, nieustannie podnosi nasza witalność i wibracje aż do błogostanu. Wystarczy tylko być w tym błogostanie i cieszyć się całym sercem życiem, będąc w nim z uwagą zanurzonym.
To odważny krok - bo pozbawiony jakiejkolwiek logiki i „bezpiecznych” struktur lękowych dotychczasowego życia, pozbawiony znanego nam „dobrobytu cywilizacji”.
--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 20 stycznia 2013

Wyjście z chaosu

Autorem artykułu jest Anita Klemm

Co powinniśmy zrobić w momencie, kiedy zaczynamy tracić kontrolę nad naszym życiem? Jak postąpić, gdy wciąga nas nurt i zaczynamy tonąć? Kiedy tworzy się chaos?
Świadomość chaosu, który jest w nas, to pierwszy krok do wyjścia z niego. Kiedy czułam, że wpadam do wartkiej rzeki, porywa mnie nurt i zaczynam tonąć, co wtedy robiłam? Próbowałam odzyskać kontrolę. Walczyłam, machałam rekami, nogami. Skutek był przeciwny do zamierzeń. Chaos postępował. Nieświadoma niczego próbowałam mocniej, więcej i coraz bardziej zapadałam w ten chaos. Wpływało to także na stosunki z innymi ludźmi, szczególnie z tymi najbliższymi. Chaos bowiem gnieździ się nie tylko w nas, ale wychodzi na zewnątrz. Czują go wszyscy wokół nas.
Jak myślicie, dlaczego małe dziecko ma wiekszą szansę na przeżycie po upadku z dużej wysokości? Ono się nie broni. Czasem trzeba, jak to dziecko, dać się ponieść nurtowi i przestać walczyć. Banalne, prawda? A jakże ciężko jest czasem zastosować się do tego i przestać walczyć ze swoimi uczuciami, próbując je złudnie uporządkować. Walką niczego nie uporządkujemy. Pytania wtedy zostaną bez odpowiedzi, bo my ich nie usłyszymy. Jak mam coś usłyszeć w takim hałasie i zaabsorbowaniu? Czasem wystarczy przestać powstrzymywać swoje uczucia, myśli, pozwolić im wypłynąć. Zamiast wpływać nieustannie na coś, powinniśmy stać się obserwatorami. Tak, jakby to nie było nasze uczucie, a kogoś innego. Przyjrzeć się sobie, jakby z boku. Nie próbujmy wtedy zrozumieć, obserwujmy w ciszy i czekajmy. Poddać się, to najlepsze, co możemy w tym czasie zrobić.
Kiedy jest mi źle i nie umiem sobie z czymś poradzić, już nie walczę. Staram się nazwać, uświadomić i zaakceptować wszystkie moje uczucia, które ze mnie wypływają, również te negatywne. One nie są naszymi wrogami, sami dla siebie nimi jesteśmy. Lepiej przyjąć je i zaakceptować, niż walczyć. Bardzo często te negatywne uczucia dotyczą innych osób. Ktoś nas skrzywdzi, zrani, nie możemy się dogadać. W małżeństwie jest mnóstwo sytuacji, w których one się pojawiają. W moim również, bez wyjątku. Kiedy próbowałam wypierać z siebie te negatywne uczucia, obarczałam nimi zupełnie nieświadomie męża. Wywoływało to jedynie kłótnie i ostrą wymianę zdań. Znów walka, która nic nie wnosiła. Zmieniło się to, kiedy się poddałam, zaakceptowałam swój ból, cierpienie i złość oraz pojęłam wreszcie, że mam do tego prawo. Nie obarczyłam go tymi uczuciami. Mąż nie miał wyjścia, jak pozwolić mi wtedy na bycie ze sobą, na to "zamknięcie" i przeżycie tego wszystkiego, co czułam. Po tym wszystkim rozmowa była sensowniejsza, bardziej konkretna, dotykająca sedna sprawy. Obyło się bez niepotrzebnej kłótni. Ciche dni nie zawsze mają negatywny oddźwięk, tak samo jak milczenie nie zawsze znaczy, że nie mamy nic do powiedzenia. Wszystko, cokolwiek wypieramy z siebie, wraca do nas ze zdwojoną siłą i tworzy właśnie taki nieład, bałagan.
Ogromne znaczenie w wyjściu z chaosu miało moje odejście z Kościoła i droga, jaką obrałam. Kiedy to mój umysł odrzucił wszelkie ograniczenia. Jako katoliczka szukałam prawdy tam, gdzie mnie uczono, w Bogu. Nie znałam innej drogi, a na tej byłam nieszczęśliwa i zagubiona. Wiara nie pozwalała mi myśleć samodzielnie, utrzymywała mnie w niewiedzy, ograniczała, tworząc jeden wielki chaos. Wiara, która kazała mi wyrzec się siebie, nie mogła doprowadzić do niczego dobrego.
Wszystko, czego szukałam znalazłam w sobie.
--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 19 stycznia 2013

Kiedy dusza budzi się ze snu

Autorem artykułu jest Anita Klemm

O przekraczaniu granic cierpienia i własnych możliwości. Dla wszystkich, którzy mają wrażenie, że za chwilę jak szklanka rozbiją się o twardy grunt. O poddaniu i akceptacji.
Eckhart Tolle jest autorem książek o duchowości i współczesnym nauczycielem duchowym. Mistykiem nie powiązanym z żadną religią ani tradycją. Przyciąga ludzi swoją łagodnością, spokojem, siłą ducha i znakomitą znajomością ludzkiej natury.
Pierwszą książką, która wpadła mi w ręce była "Cisza przemawia". Żadna inna, jak dotąd, nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Wszystko, co czytałam lub słuchałam było takie proste. Tak proste, że aż się dziwię dlaczego potrzebowałam aż tylu lat, aby to zrozumieć. To rozumienie zaczęło się znacznie wcześniej, kiedy jeszcze nie wiedziałam, że ktoś taki jak E. Tolle w ogóle istnieje. Moja świadomość rosła na długo wcześniej, jednak dopiero ten człowiek pomógl mi ująć to w odpowiednie słowa i zajrzeć jeszcze głębiej w siebie. Zrozumiałam, że ja również doświadczyłam czegoś podobnego, o czym mówił ten człowiek. Przekroczyłam własną granicę wytrzymałości.
Nasze wewnętrzne opory tworzą cierpienie. I wtedy trzeba tak, jak alkoholik, siegnąć nim już dna, aby stać się gotowym, na zmiany, na odkrycie prawdy, że "istnieje inny sposób życia". Na to wreszcie, by się od niego odbić. Tak właśnie było ze mną. W pewnym momencie powiedziałam: "Dość, poddaję się". Tak, poddałam się. Nie miałam siły dalej walczyć. Poprosiłam o pomoc i otrzymałam ją. Dokładnie wtedy zaczęły następować zmiany we mnie. Wtedy właśnie odeszłam definitywnie z Kościoła, ponieważ zrozumiałam, że tam nie znajdę tego, czego szukam. Byłam gotowa na jej przyjęcie. Przeciwstawiłam się dogmatom, religii i wszelkim schematom, jakie mnie otaczały. Wybrałam inny sposób życia. Zobaczyłam, że ta walka, jaka się we mnie odbywała, nie miała zupełnie sensu. Całe życie mi powtarzano, abym nigdy nie przestawała walczyć, ponieważ dopóki walczę, nie jestem przegrana. Kiedy to wcale nie chodzi o wygraną czy przegraną. Dla kogoś może będę przegrana, osobiście mogę uważać coś zupełnie innego. Myślę, że dopóki walczysz, do tego czasu będziesz nieszczęśliwy, niespokojny, wewnętrznie rozedrgany.
Pierwszy raz w życiu, kiedy wbrew wszelkim opiniom poddałam się, nastąpiło coś, czego nie przewidywałam. Spokój, ogromny wewnętrzny spokój. To była ta chwila, na jaką całe życie czekałam. To, czego szukałam przez te wszystkie lata. Powoli następowała akceptacja obecnej chwili, bez względu na to, co czuję, bez względu na towarzyszące emocje. Spokój dalej trwał we mnie. Miałam wrażenie, jakbym obudziła się z sennego koszmaru. Tak lekka, pozbawiona tego balastu, który dotąd dżwigałam. Poddać się i zaakceptować sytuację, to najlepsza rzecz, jaką możecie dla siebie zrobić. Nie walczyć z nurtem rzeki, lecz płynąć z jej prądem.
Duchowość nigdy nie była mi obca, jednak ta w wydaniu katolickim przyniosła same negatywne skutki. Nic tak w końcu człowieka nie nauczy, jak cierpienie i popełnione błędy. Ze wszystkiego trzeba umieć wyciągnąć wnioski. Różnice między tym konserwatywnym nauczaniem Kościoła a tym, jakie prezentuje Eckhart Tolle są ogromne. Kościół w swoim nauczaniu jest obwarowany zakazami, nakazami, dogmatami i lękiem. Swoje nauczanie uważa za jedyne właściwe. Przekonuje do swoich racji. Natomiast ten człowiek do niczego nie przekonuje i uważa to za niewłaściwe. Przekonywanie drugiego człowieka nie ma sensu, bowiem sami znajdziemy odpowiedzi, kiedy będziemy na to gotowi. I tak się stało w moim przypadku. Zakazy i nakazy na nic się zdały.
"To dlatego nigdy nie staram się przekonać kogoś, że to, co mówię jest prawdą albo, że powinni praktykować coś. Nigdy nie mówię: „Powinieneś zrobić to”. Albo starać się przekonać kogoś, kto nie chce w to uwierzyć. To jest bez sensu. Tylko, kiedy jesteś na to gotowy wewnętrznie." - E. Tolle
W udzielonym wywiadzie powiedział również coś, co stanowi podstawową różnicę w obydwu nauczaniach:
"Nauczanie nie mówi: „Tak powinieneś żyć”. Tylko kiedy jesteś w stanie słyszeć prawdę tego i będzie to miało sens dla Ciebie, to może Ci pomóc."
Żadnych warunków, dogmatów i przekonywania kogoś, jak powinien żyć.
Nie mam zamiaru walczyć z religią ani z Kościołem. Pokazuję jedynie, że można inaczej. Wyciągam to, co dla mnie dobre w chrześcijaństwie, w buddyźmie i innych naukach, resztę odrzucam. Dużo czerpię również z Zen. Kościół nakazywał mi zapominać o sobie, wyrzec się siebie, myśleć o przyszłym życiu (wiecznym a nie doczesnym) i kierować swą duszę wyłącznie do Boga, ponieważ być sobą, znaczy uznać zależność od Boga i być mu posłusznym. Tam miałam znaleźć prawdę, która dla mnie będzie najlepsza. "Bóg jest prawdą" - mówił głos z ambony. Nie mogłam się z tym zgodzić. Buddyzm natomiast uczy, aby kochać innych tak, jak siebie a siebie tak, jak innych. Nie mniej, nie więcej lecz tak samo. Mistrzowie Zen mówią, że jedyną rzeczywistością jest TERAŹNIEJSZOŚĆ. Nie ma jutra, każde jutro staje się dziś. Przyszłość nie przychodzi inaczej jak w teraźniejszości. Zadbajmy więc o to, co mamy. Nie o przyszłość, a o teraźniejszość.
Starałam się ze wszystkich sił, by znaleźć tę prawdę w słowach, które mi Kościół katolicki przez lata powtarzał jak mantrę. Tymczasem była ona zupełnie gdzie indziej. Znalazłam ją, spoglądając głęboko w siebie, koncentrując się na sobie i na tym, co dzieje się w chwili obecnej.
Nie wyrzekaj się siebie. Nie szukaj odpowiedzi w tym tekście czy innym. W sobie poszukaj...

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 18 stycznia 2013

HIPNOZA. Drzwi do umysłu?

Autorem artykułu jest Markov Kamilo

Co sprawia, że kilka prostych słów wypowiedzianych przez hipnotyzera, może wywołać tak duże zmiany w zachowaniu, odczuwaniu i myśleniu? Jedno jest pewne: zjawisko hipnozy istnieje. Wiele wiadomo na temat jej przebiegu, ale za to bardzo niewiele, dlaczego w ogóle ma miejsce?
Wystarczy jeden hipnotyczny trans, aby nas przekonać, że to, co wiemy o nas samych, jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Ewelina Karpacz
Nie ma żadnego znaczenia, czy się w hipnozę wierzy, czy nie – w hipnotyczny trans można wprowadzić każdego. Niektórzy już za pierwszym razem zapadają w głęboki trans, inni potrzebują treningu, ale tę zdolność mają wszyscy. Nie ma osób całkiem odpornych na hipnozę. Osoby jej poddane często zaprzeczają, że zostają zahipnotyzowane, bo pamiętają wszystko, co działo się podczas seansu. Ale zapytane o czas jego trwania – nie potrafią odpowiedzieć.
Hipnoza w praktyce
Możliwość wprowadzenia ludzi w trans, podczas którego nie odczuwają oni bólu i innych dolegliwości, została praktycznie wykorzystana w gabinetach lekarskich. Czy może być coś lepszego od hipnozy w przypadku mocno wystraszonego pacjenta z bolącym zębem, który panicznie boi się usiąść na fotelu dentystycznym? Środki przeciwbólowe nie są potrzebne i nie ma żadnych skutków ubocznych. Hipnoza bywa nawet stosowana podczas zabiegów chirurgicznych(pierwszy taki zabieg przeprowadzono w Paryżu w 1778 roku), ale nie wielu lekarzy akceptuje tę metodę znieczulania pacjentów.
Hypnos – bóg snu
Nazwa tego zjawiska powstała dopiero w XIX wieku i pochodzi od imienia greckiego boga snów – Hypnosa. Hipnoza nie jest podobna do zwykłego snu, ponieważ fale mózgowe są różne w każdym z tych stanów. Jeśli to nie sen, to w takim razie co? Zmieniony stan świadomości. Zahipnotyzowany odstawia na bok swój zmysł krytyczny, przestaje samodzielnie oceniać sytuację i ufa osobie prowadzącej. Obniża się aktywność jego kory mózgowej, z wyjątkiem tych obszarów, w których znajdują odbicie sugestie hipnotyzera. To absolutne zaufanie i absolutna koncentracja, specyficzna reakcja między hipnotyzerem a pacjentem. Hipnotyzer może nakłonić pacjenta do wykonania różnych czynności. Osoba hipnotyzowana często czuje głębokie odprężenie, jej oddech jest głęboki, nie odczuwa lęku, traci zahamowania. W stanie hipnozy nikt się nie przejmuje, co inni sobie o nim pomyślą. To trochę jak bardzo głębokie zaczytanie lub zapatrzenie.
Zwariowane zmysły
Przywykliśmy ufać naszym zmysłom, atu nagle okazuje się oszukać. W wyniku sugestii można odbierać bodźce, których tak naprawdę nie ma. Albo ignorować te bardzo wyraźne. Można sprawić, że hipnotyzowany będzie szczękał zębami w dusznym pokoju, siedząc tuż przy kaloryferze, albo czuł gorąco zimą, przy otwartych na oścież oknach.
Pamięć płata figle
Myśl o tym, że na czyjeś życzenie moglibyśmy zapomnieć niektóre zdarzenia z naszego życia, budzi niepokój, ale i niedowierzanie. Albo cos pamiętam, albo nie, ale jak ktoś z zewnątrz mógłby na to wpłynąć?
Psychologowie z wielkim zainteresowaniem badają wszelkie zapominalskie umysły, bo daje to szanse na lepsze zrozumienie pamięci i tego, co dzieje się w naszych głowach, gdy coś w niej pozostaje albo ulatuje.
Przeprowadzono kiedyś doświadczenie, w którym zahipnotyzowanym osobom zasugerowano, że jakaś cyfra, na przykład 3, zniknie z ich pamięci. Osoby takie przestają jej używać. Licznie w ich wykonaniu wygląda mniej więcej tak: 1, 2, 4, 5… 42, 44,45… Kiedy liczą palce u jednej dłoni, ze zdziwieniem stwierdzają, że jest ich 6(1, 2, 4, 5, 6), a kiedy wykonują proste obliczenia, to na przykład 6+6 równa się 12, ale 6+7 to również 12. Badane osoby czują, że coś jest nie w porządku, jakby wiedziały, że coś utraciły, ale nie potrafią nazwać straty po imieniu. Wykształcenie nie ma żadnego znaczenia, ta sugestia działa tak samo na matematyków, jak i na osoby wzdrygające się z obrzydzenia na samą myśl o rachunkach.
Niektóre osoby są zdolne w stanie hipnotycznym przeżywać ponownie zdarzenia ze swego życia. Nie jest jednak zwykłe wspominanie. Osoba taka przenosi się w czasie, a przeszłość staje się teraźniejszością. Badany zapytany o swoje wrażenia odpowiada w czasie teraźniejszym i wszystko odczuwa tak, jakby działo się w danej chwili. Sposób mówienia , gesty, maniery, a nawet charakter pisma(jeśli już umie pisać), dostosowują się do momentu, w który się przeniósł.
Naukowcy uważają, że jest to dowód na istnienie „,magazynu wiadomości i wspomnień” w naszym mózgu. W normalnym stanie nie potrafimy do nich dotrzeć, a hipnoza daję taką możliwość. Jest jakby kluczem otwierającym archiwa naszej pamięci. Mózg pamięta wszystko, co kiedykolwiek do niego dotarło, ale większości nie da się tak po prostu przywołać.
Nie jest to idealny pomysł na grzebanie w pamięci. Osoba, która czegoś nie pamięta, może po prostu zmyślać. Prawda i fikcja SA dla niej jednakowo realne, a przejście od jednej do drugiej w stanie hipnozy może być bardzo płynne.
Psychika składa się ze świadomości i podświadomości. Nigdy nie pamiętamy świadomie wszystkiego czego na przykład uczono nas w szkole kilka lat temu. Podświadomość jednak przechowuje prawie wszystko. Jest tam coś w rodzaju składu rzeczy zapomnianych. Dzięki hipnozie możemy się do tego składziku dostać.
Zniewolony umysł
Sugestia posthipnotyczna znana jest z filmów i powieści. Oznacza zasugerowanie w czasie hipnozy wykonanie jakiejś czynności po wyjściu z transu. Można też zasugerować, aby osoba zapomniała o źródle sugestii i czuła tylko przymus wykonania czynności, nie pamiętając przyczyny. Można w ten sposób zmusić kogoś do zrobienia czegoś, czego normalnie nigdy by nie zrobił. Metoda ta jest bardzo pomocna na przykład przy zwalczaniu nałogów – kiedy bardzo chcemy coś w swoim zachowaniu zmienić, ale jakiś wewnętrzny opór nam to uniemożliwia. Wykorzystuje się ją na przykład do wywołania wstrętu do papierosów i alkoholu. Ale rzucanie palenia przy pomocy hipnozy nie uda się, jeśli pacjent tak naprawdę nie chce zerwać z nałogiem! Hipnoza może tylko ułatwić realizację pragnienia, ale nie może do niczego zmusić. Wystarczy podświadoma zgoda!
Podświadome pragnienia często przechodzą nasze pojęcie, normalnie nie śmiemy o nich myśleć, a tu nagle po hipnozie zaczynamy je realizować…
Są duże indywidualne różnice w podatności na hipnozę. Ocenia się je podczas pierwszych prób zahipnotyzowania. Od czego to zależy – nie wiadomo. Naukowcy twierdzą, że nie zależy to od osobowości ani wykształcenia. Hipnotyzerzy zaś twierdzą, że osoby ciekawe, śmiałe o bujnej wyobraźni są bardziej podatne niż takie, które ciągle rywalizują, są opanowane i bojaźliwe. Ponadto jest to również kwestia ćwiczeń. Jeśli ktoś poddaje się hipnozie regularnie, za każdym razem zwiększa swoją podatność. Podatność na hipnozę może być też zapisana w genach, ponieważ bliźnięta jednojajowe mają taką samą wrażliwość.
Hipnoza to tylko technika, ale umożliwia poznanie własnej osoby, zrozumienie myśli i reakcji w różnych sytuacjach, ponieważ pozwala zajrzeć w najgłębiej ukryte sfery naszej psychiki.

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 17 stycznia 2013

Opatentować ogień

Opatentować ogień


Autorem artykułu jest Krzysztof Piotr Kina


Czy patentowanie czegoś, co zostało przez niego odkryte ma sens? Czy jest to normalne, że ktoś wpadł na pomysł na który równolegle mogli wpaść ludzie na różnych końcach świata, ale ten jeden mieszkał w USA i go opatentował i każe za niego płacić....
Gdyby Prometeusz żył w obecnych czasach i nie daj Boże pracował dla Apple na pewno ogień by został opatentowany ;) i tutaj bym się na pewno zgodził z karą jaką mu za to wymierzono ;). Śledzę poczynania koncernów bijących się o rynek różnych elektronicznych gadżetów i jestem lekko zdzwiony… Wszystko jest patentowane i na wszystkim chcą zarobić a przecież… Korzystamy wszyscy z jednego źródła, jednego oceanu myśli, do którego ktoś miał zaszczyt i łaskę – nie zawaham się użyć tego słowa, się dostroić na tyle by ściągnąć z niego jakieś rozwiązanie, KTÓRE JUŻ TAM JEST, bo przecież Prometeusz NIE WYMYŚLIŁ OGNIA, On go tylko dla nas przyniósł, ukradł z Nieba i dokładnie tak samo się dzieje z tymi wszystkimi pomysłami i ideami, które są odkrywane na świecie… nikt ich kurna nie tworzy, tylko odkrywa, przynosi do naszej rzeczywistości coś, co od dawien dawna istnieje… dobrze że na przykład Kolumb nie opatentował Ameryki… ;) jakaś paranoja!

Wszyscy mamy (no prawie, bo są mądrzy ludzie i wcale ja się do nich nie zaliczam, choć bym chciał ;)) takiego tęgiego szmergla, zaćmę umysłową polegającą na tym, że myślimy, że to nasze Ego, ŚAMO wpadło na jakiś pomysł, samo coś odkryło, samo zbudowało, samo dało radę, samo się wspięło, nauczyło, zrobiło… BZDURA! „To bujda, skandal, granda!” ;) to jedna z wielkich mai naszego obecnego czasu i za razem wielka ignorancja i manipulacja naszą cywilizacją. Każde nasze dokonanie, każde odkrycie, każdy wyczyn… ba… każdą myśl i słowo TO EFEKT PRACY, DYNAMIK, WIELU SIŁ I UKŁADÓW ENERGETYCZNYCH i mówienie sobie „ale jestem super” jest po prostu zabawne! To tak jak  Franek Dolas, który myślał, że jednym strzałem rozpętał II Wojnę Światową ;) MY JESTEŚMY JEDNO ZE ŚWIATEM, światem, który jest przede wszystkim duchowy, energetyczny, którego materialna, widoczna naszym ówczesnym, śpiącym i nieświadomym okiem rzeczywistość jest po prostu tylko czubeczkiem góry lodowej… a my myślimy, że ta widoczna część góry to wszystko…

Piszę ten artykuł.. ale kto to pisze? Co to pisze? JJ Kim ja teraz jestem? Mam dobry humor, jestem podpięty pod dobre fale energii, dobre zakresy, wibracje. Można by to porównać do radia, złapałem dobre fale i gram – spisuję to co moja antena, czyli mój umysł, serce i cała wielowymiarowa i wielowcieleniowa energetyka jest w stanie wyłapać z tego Wszechpoteżnego i nieograniczonego Oceanu Istnienia. I co? Mam powiedzieć, że ja to wymyśliłem??? Kurna! Przecież nie mam nawet wpływu na to, jakie myśli do mnie teraz przyjdą! Ok., mogę wziąć i się ukierunkować, nastroić swoje radio na jakąś częstotliwość i szukać jakiejś dobrej stacji… ALE TO NIE JA NADAJĘ TE FALE, które się tylko wyświetlają na ekranie mojego umysłu, komputera a teraz, dzięki technice i Twojego komputera i umysłu… orej! Jest wspaniale, jest pięknie! Jest cudownie! I nie mogę tego przecież kurna opatentować!!!

To tak jakbym chciał opatentować kawałek morza, powietrza J toż to jakaś bzdura. Ok, należy dbać o tych, którzy przynoszą takie fale. Są się w stanie dostroić do jakiś częstotliwości, które są dobre, które nam się podobają, z którymi rezonujemy, które sprawiają, że nasze wibracje się podnoszą i też jesteśmy w stanie sięgnąć wyżej i ściągnąć coś równie czystego albo i czystszego i sprawić, że kolejne osoba rozbłyśnie i kurna to jest właśnie życie i tego się nie da patentować na litość boską!! :)

Przewiduję, (hihi bawię się we wróżkę;)) szybki, albo niedaleki upadek tego typu bzdurnych zachowań jak patentowanie czegokolwiek. Jak mówię, warto dbać o ludzi, którzy są w stanie dostroić się do dobrych częstotliwości, wynalazków, wymiarów i przynieść WSZYSTKIM coś dobrego, należy dbać o takich ludzi (że tak sobie grunt przygotuję…;):):)) ale nie można z tego robić coś na wyłączność! To, że ktoś zamyka jakiś pomysł w jakieś durne prawa po to by czerpać z tego zyski jest zbrodnią przeciw ludzkości i obróci się to przeciwko tej osobie przede wszystkim ale też i przeciwko cywilizacji, która tego typu zachowania promuje i toleruje. Zwłaszcza teraz, w tych czasach już będzie coraz mniej miejsca na tego typu dualistyczne zachowania. Albo robimy cos dla ogółu, konkurujemy tylko dla zabawy OGÓLNEJ albo znikamy stąd…. Wydaje mi się, że owszem, będą patenty ale tylko po to aby były swego rodzaju drogowskazami i pomocami dla innych, aby mogli na ich podstawie zbudować coś lepszego, większego, lepiej działającego. Będą patenty nie chroniące tylko promujące, pomagające zrozumieć danę ideę i ją lepiej wykorzystać. To będzie jak licencja na to by coś robić. Nie będzie wymagała wniesienia opłaty, natomiast korzystający, nawet dla własnego dobra, dla tego by być zdrowym i normalnym wyrówna w jakiś sposób poziom energii w procesie brania i dawania i po prostu zapłaci wynalazcy, z czystej sympatii i wdzięczności… świat będzie dobrowolny a nie wymuszony. Będziemy to odczuwać jako coś naturalnego, jak oddychanie. Biorę, daję coś w zamian lub przekazuję tę energię w innej formie…

Kończy mi się przekaz… ;) chyba zaczynam tracić ten zakres do którego byłem dostrojony ale ok., to normalne i tak się bardzo cieszę, że coś takiego przeze mnie przepłynęło. Jestem na właściwej drodze, przynajmniej tak to czuję. Jak uda się coś napisać, coś co popłynęło z serca a ono jest dostrojone do jakiś dobrych, inspirujących wibracji to super, to cieszy mnie to bardzo. Wierzę, że będzie przestrzeń na kolejne teksty, może na filmy, webinary, spotkania… w końcu zaczynamy się dostrajać do naszych prawdziwych możliwości, talentów, potencjałów… zaczynamy ogarniać nasze kosmiczne korzenie… Ziemia staje się po prostu jedną z planet na których się mieszka, doświadcza, życie zaczyna się otwierać na większe wglądy… i o to chodzi… czas niewolnictwa, strachu i jego pochodnych już mija… teraz zaczyna się czas wolności, miłości i świętości życia… ale nie religijnej świętości… religii to my w to nie mieszajmy, bo… - temat na inne rozważania, to będzie nasza naturalna świętość i duchowa technologia… oj! Z jednej strony doczekać się nie mogę a z drugiej… każdą chwilę smakuję jak kęs cudnej potrawy wiedząc, że już niedługo, po dość długim…. Bardzo długim jedzeniu dość pośledniej żywności teraz dobierzemy się do prawdziwej uczty… każdy kęs teraz jest już ucztą.. i to co raz większą. :)



Ps. a tak poważniej... to szykują jakieś "jednolite patenty", które będą obowiązywać wszędzie. Kolega w USA wymyśli zaokrąglony róg i każdy będzie musiał za to płacić.... było śmiesznie ale teraz może być już niebezpiecznie...

---
   

Drogowskaz - do świadomego Życia...
Oridea.net - Inspiracje


Artykuł pochodzi z serwisu
www.Artelis.pl

środa, 16 stycznia 2013

Jak bijesz swoim sercem?

Autorem artykułu jest Marcel1981

Zwykliśmy pojmować siebie jako tych, którzy mają wszystko pod kontrolą. Chcemy wierzyć, że jesteśmy sternikiem, statkiem i żeglarzem. Mówimy sobie: wiem gdzie uderzyć, aby odezwały się nożyce, wiem jak pociągać za sznurki, jak rozdawać karty.

Czy tak jest w rzeczywistości?
Alan Watts w wykładzie pod tytułem „Nie co być powinno, lecz co jest!” zadaje pytania:
„Jak bijesz swoim sercem? Jak rośniesz swoje włosy?”
Zwykliśmy tak wybiórczo analizować swoje zachowanie, że nie zauważamy faktu, iż nie mamy wpływu na większość zdarzeń, które dotyczą naszego ciała.
Jak sprawiasz to, że widzisz?
Możesz powiedzieć: To proste! Otwieram oczy i widzę. Gdy nie chcę widzieć, to zamykam oczy i nie widzę.
No, tak, ale jak widzisz? Jak to robisz, że widzisz? Jak organizujesz proces widzenia? Jak sprawiasz to, że widzenie się odbywa? Jak czynisz, jak robisz widzenie?
Nie czynisz, nie robisz. Po prostu jesteś świadkiem tego, co się odbywa przed twoimi oczami. Jesteś obserwatorem. Otwierasz oczy, a przed nimi świat się dzieje. Zamykasz oczy, widzisz ciemność twoich powiek. Nie jesteś w stanie wyłączyć widzenia.
No dobrze, to taki specyficzny przykład. A co ze słyszeniem?
Umówmy się tak. Ja teraz coś powiem. A Ty tego nie usłyszysz:
Ok? To zaczynam: „Liście nie są zielone”.
Udało się?
Czy możesz powiedzieć sobie: nie będę tego słyszał? Nie! Uszu nawet nie możesz zamknąć. Słyszysz i koniec. A raczej doświadczasz słyszenia. Doświadczasz dźwięków, które są.
A jak jest z zasypianiem? Robisz to codziennie. To powiedz mi, jak zasypiasz? Jak robisz tę najprostszą czynność, którą znasz od urodzenia? Jak to „ROBISZ”?
A no, NIE ROBISZ! To się WYDARZA. Jesteś w pewnym sensie podmiotem zasypiającym.
Tych pytań jest więcej:
Jak śnisz?
Jak rośniesz swoją skórę?
Jak organizujesz pracę swojego żołądka?
Jak robisz to, że rosną ci paznokcie?
A teraz coś bardziej skomplikowanego:
Jak chodzisz? Jak robisz to, że chodzisz?
Proponuję, abyś wstał/a i pochodził/a trochę po pokoju i poprzyglądał/a się, jak podnosisz najpierw jedną nogę, później drugą. Jak to się dzieje? Jak wydajesz polecenia swoim nogom, gdy postanawiasz nagle wstać od komputera i zrobić sobie kawę? To bardzo ciekawe doświadczenie.
Pozostaje jeszcze jeden bastion. Możesz powiedzieć: Ok, zgadzam się, ale zawsze mogę podjąć samodzielną decyzję. Mogę otworzyć lub zamknąć oczy. Mogę zdecydować, że dzisiaj nie pójdę do pracy. Mogę zdecydować o tym, że będę taki, lub taki.
Ok. Zróbmy eksperyment.
Usiądź wygodnie, zamknij oczy i pomyśl o pięknej, ponętnej kobiecie lub przystojnym, uwodzicielskim mężczyźnie. Przyjrzyj się mu dokładnie. Postaraj się go dobrze wizualizować i zapamiętać.
Zrobione?
Pomyślane?
Zwizualizowane?
A teraz odpowiedz sobie na pytanie? Kto sprawił, że w Twojej głowie pojawił się Ten mężczyzna/Ta kobieta? Jak dokonałeś wyboru/selekcji? Jak zorganizowałeś casting na tą kobietę/tego mężczyznę?
Dlaczego Twoim oczom ukazała się właśnie Ta osoba?
Odpowiedź jest jedna: Nie wiem! Zamknąłem/am oczy i ukazał się on/ona. Jak w teatrze!
Oczywiście możesz zmienić kolor włosów, lub to czy tamto, ale nie zmienia to faktu, że ta konkretna osoba pojawiła się tylko Tobie i nie wiesz dlaczego.
Chcesz temu zaprzeczyć. Powiedzieć: ja się nie zgadzam… Ale, skąd ta myśl? Skąd w Twojej głowie pojawia się myśl sprzeciwu?
JAK WYMYŚLIŁEŚ/AŚ TĄ MYŚL?
--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

O uśmiechu i radości.

Autorem artykułu jest Agnieszka Zdrzałek

Uśmiech jest podstawą naszego dobrego samopoczucia i dobrego samopoczucia naszych najbliższych, a także osób, które przebywają w naszym towarzystwie. Uśmiech to droga do wolności i radości. Uśmiech sprawia, że świat staje się lepszy, kolorowy, mniej straszny. Uśmiech to tak niewiele, a potrafi zdziałać cuda.
Czasem w trudach dnia codziennego zapominamy o najprostszych rzeczach, jak uśmiech i radość, jak dawanie i branie, jak miłość, szacunek, szczerość, uprzejmość.
Ciągle gonimy za pieniądzem, ciągle brak nam czasu, by pobyć z naszymi bliskimi, by się pośmiać i zrelaksować, a tak naprawdę tylko radość, uśmiech i chwila w gronie rodzinnym pomagają nam się zrelaksować, rozluźnić, pozbyć się trosk i napięcia. Tylko radość i uśmiech pomagają nam zapomnieć o troskach dnia codziennego. Powinniśmy pamiętać, że nawet w najtrudniejszym momencie naszego życia, naszego dnia, trzeba doszukać się czegoś pozytywnego, czegoś radosnego, i choć bywa to czasem trudne, musimy pamiętać, że tylko uśmiech, dobre poczucie humoru pomoże nam przetrwać nawet najgorsze. Kiedy jesteśmy radośni, jesteśmy szczęśliwi, czujemy się kochani i bezpieczni, a o to przecież w życiu chodzi.
Jesteśmy tylko ludźmi, a może powinnam napisać: jesteśmy aż ludźmi, to od nas samych zależy, jak będzie wyglądało nasze życie, jak będzie wyglądał każdy kolejny dzień i ile wysiłku będziemy musieli włożyć w to, by każdy kolejny dzień przetrwać. Ale w życiu nie chodzi o to, by je przetrwać, w życiu chodzi o to, by je przeżyć. A może lepiej było by dla nas, gdybyśmy po prostu troszkę zwolnili, troszkę weselej spojrzeli na świat, na otaczających nas ludzi, na sytuacje, które nas spotykają. Czyż nie wygodniej jest przeżyć dzień z uśmiechem na twarzy? Czyż nie lepiej wrócić po pracy do domu i uśmiechnąć się do żony/męża i do naszych małych pociech, które właściwie tylko tego potrzebują: radości, uśmiechu, naszej miłości i akceptacji, to przecież tak niewiele. Czy zastanowiłeś się kiedykolwiek, co czuje Twoja rodzina, kiedy wracasz zmęczony po pracy i zaczynasz narzekać na szefa, na współpracowników, na kłopoty, na problemy, na całą firmę, w której pracujesz? Czego od nich wtedy oczekujesz? Co ma powiedzieć współmałżonek, co mają zrobić Twoje dzieci? Współczuć, pogłaskać po głowie? Przecież Twoja praca to Twój wybór. To, co robisz, powinno sprawiać Ci przyjemność. Jeśli tak nie jest, zmień pracę na taką, która po powrocie do domu pozwoli Ci na radość i uśmiech dla najbliższych, którzy czekali na Ciebie kilka lub nawet kilkanaście godzin. Jeśli nie możesz lub nie chcesz zmienić pracy, poszukaj czegoś pozytywnego, czegoś, co sprawia, że jest Ci dobrze, przyjemnie. Dla przykładu, ja pracuję nie dla pieniędzy, które owszem, są bardzo przydatne i potrzebne, ale pracuję na pół etatu, więc kokosów nie zarabiam, ale uwielbiam ludzi, z którymi pracuję, są fantastyczni, zawsze się uśmiechają, zawsze mają coś ciekawego do powiedzenia, zawsze można na nich polegać. Mam fantastyczną przełożoną, jest pracowita, jest ludzka, ma serce i uczucia, i choć moja główna szefowa, niestety, już nie jest taka, jak pozostali, cieszę się, bo codziennie mogę z kimś porozmawiać, codziennie mogę się uśmiechać, bo tego nikt mi w pracy nie zabroni. Ta praca to mój wybór, nikt mnie do niej nie zmusza, zawsze mogę zrezygnować i to też będzie mój wybór. Ta praca i ludzie wokół mnie sprawiają, że mam ochotę tam wracać, że się uśmiecham, dlatego lubię swoją pracę i lubię tych fantastycznych ludzi.
Czasem mamy rodzinę, pracę, samochód, pieniądze, dom, a mimo to czujemy się puści w środku, czujemy się samotni i tak naprawdę nieszczęśliwi. Można to wszystko zmienić, można po prostu zacząć się uśmiechać. Można zacząć czerpać radość z tego, co się posiada. Uśmiech jest lekarstwem nie tylko dla nas samych, ale także dla ludzi, którzy nas otaczają, którzy z nami żyją pod jednym dachem. Uśmiech to nie tylko zwierciadło duszy, ale także balsam dla obolałego i zmęczonego ciała.
Tak wiele rzeczy można zrobić, by poprawić sobie humor: można obejrzeć jakąś starą, dobrą komedię, może to być jakaś nowość, jest przecież w czym wybierać, można obejrzeć lub posłuchać kabaretu, można poczytać dowcipy czy dobrą książkę lub po prostu poświęcić czas na pogawędki z osobami, które kochamy, a które z pewnością mają coś ciekawego do powiedzenia. Wierzę, że czas spędzony w odpowiednim towarzystwie wywoła więcej niż jeden uśmiech na naszej zatroskanej twarzy i na twarzach naszych znajomych, naszej rodziny...
Uśmiech to coś, co działa jak bumerang, wraca do nas, ilekroć go wysyłamy. A nie ma nic piękniejszego niż uśmiechnięta twarz ukochanej osoby. Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech dziecka. Czasem, goniąc za „chlebem", za karierą, zapominamy właśnie o tych najmłodszych, o tych maleńkich istotkach, które tak właściwie uczą się od nas i kiedy my nie mamy czasu dla nich, one zamykają się w sobie, oddalają się od nas i uczą się życia bez uśmiechu, bez radości, bez nas.
Jak pięknie wygląda twarz małego dziecka, które szczerzy swoje maleńkie, białe ząbki z radości. Jak pięknie wygląda ta maleńka buźka z tymi czerwonymi od śmiechu policzkami, jak pięknie jest usłyszeć śmiech dziecka po ciężkim dniu pracy, po gonitwie, która jest naszą codzienną rutyną. Jak cudny jest ten błysk w oku tego małego, bezbronnego człowieka, który pokłada w nas całą swoją ufność i nadzieję. Dlaczego nie pomóc samemu sobie i nie wprowadzić uśmiechu do naszego życia, odrobinę radości. To nie wydaje się być przecież trudniejsze niż nasza praca, czasem wyczerpująca fizycznie, a czasem psychicznie, to nie może być trudniejsze, niż jakikolwiek egzamin, czy to w szkole czy w pracy, to nie może być trudniejsze niż życie, które czeka na nas każdego dnia.
Pewne sytuacje w naszym życiu są trudne i ciężkie, czasem jest nam smutno, czasem dotyka nas tragedia, ale nawet wtedy trzeba w tym całym bałaganie odnaleźć odrobinę pozytywnego myślenia, odrobinę radości. I choć w obliczu śmierci lub choroby (zwłaszcza osób nam bliskich i kochanych) ciężko odnaleźć coś radosnego, bo jak tu cieszyć się, gdy kogoś z ukochanych spotyka choroba lub śmierć. To naprawdę jest trudne, ale my nadal żyjemy, my nadal musimy żyć, bo przecież jest ktoś, dla kogo warto i trzeba dalej istnieć, dalej funkcjonować.
Choroba to tym bardziej powód do uśmiechu, bo uśmiechem możemy poprawić nastrój, a tym samym samopoczucie chorego, i choć czasem łzy cisną nam się do oczu, warto spróbować, bo uśmiech z pewnością pomoże. Śmierć jest o tyle trudniejsza, że nie ma tu powodów do radości, a jednak zmarła osoba z pewnością bardziej by wolała widzieć nas radosnych i uśmiechniętych, niż pogrążonych we łzach i smutku. W tak trudnych momentach naszego życia powinniśmy poszukać w naszej pamięci momentów radosnych, które spędziliśmy w towarzystwie zmarłej osoby. I choć tak naprawdę smutek przepełnia nasze serca, każdy z nas kiedyś odejdzie, a wtedy wolelibyśmy, by nad naszym grobem nikt nie ronił łez, bo przecież życia jest piękne, czasem wyboiste, ale piękne. Życie trwa nadal.
Czy istnieją jakieś metody, ćwiczenia na uśmiech, na radość, na dobry humor? To z pewnością zada sobie niejedna osoba, która w tak prosty sposób (uśmiechając się), może/chce poprawić swoje życie, swoje stosunki z otaczającymi go ludźmi.
Owszem, jest na to wiele sposobów, choćby już wcześniej przeze mnie wspomniane oglądanie komedii i kabaretów. Można np. codziennie ćwiczyć przed lustrem uśmiech. Wystarczy kilka minut dziennie, a z każdym kolejnym dniem nasz uśmiech będzie piękniejszy. Z każdym kolejnym dniem uśmiechanie się do samego siebie przed lustrem będzie łatwiejsze i przyjemniejsze. Każdego następnego dnia z większą łatwością przyjdzie nam uśmiechanie się do ludzi. Kiedy już przyzwyczaimy się do uśmiechania się do samych siebie przed lustrem, poćwiczmy na ulicy, np. uśmiechając się do ludzi, którzy nas mijają. Może na początku będzie to dla nas trudne i może reakcje tychże osób będą dla nas dziwne, ale jakże będzie nam przyjemnie, gdy napotkana przypadkowo osoba odwzajemni nasz uśmiech.
Kolejnym ćwiczeniem, skutecznym oczywiście, może okazać się codzienne powtarzanie afirmacji typu:
"Każdego dnia mój uśmiech staje się piękniejszy"
"Z każdym uśmiechem jestem piękniejszy i bogatszy wewnętrznie"
"Każdy mój uśmiech jest błogosławieństwem dla mnie i dla innych osób"
"Z każdym dniem potrafię odnaleźć więcej radosnych chwil w moim życiu"
Możemy wymyślać własne afirmacje, możemy je łączyć, możemy je modyfikować. Ważne, by takie afirmacje sprawiały nam przyjemność, by poprawiały nasz nastrój i ważne, by powtarzać je codziennie, nawet kilka razy, a po krótkim czasie zauważymy, że nie tylko nam to pomaga, ale także staje się to łatwiejsze i jest to częścią naszego dnia powszedniego. Powtarzanie afirmacji stanie się naszym nawykiem, naszą myślą przewodnią na cały dzień.
Chciałabym na zakończenie przywołać kilka pięknych cytatów, które nie tylko są piękne, ale dają dużo do myślenia:
"...podaruj uśmiech swój tym, których napotkałeś na jawie i w swym śnie, a może ktoś skazany na samotność, ogrzeje się twym ciepłem, zapomni o kłopotach..."
Ryszard Riedel
"Uśmiech jest najprawdziwszym, kiedy jednocześnie uśmiechają się oczy."
Jan Twardowski
"Wszyscy uśmiechają się w tym samym języku. Tylko uśmiech jest jednakowy na całym świecie. Możesz się uśmiechnąć po angielsku, a będzie to znaczyło dokładnie to samo w Tajlandii."
Olivia Goldsmith
Tak więc zacznijmy już od dziś, zacznijmy się uśmiechać i nieśmy światu radość, pokażmy wszystkim swój uśmiech, a każdy nasz dzień będzie piękniejszy i łatwiejszy do przeżycia.
Z uśmiechem i pozytywnym nastawieniem przeżyjemy nasze życie, nie będzie już potrzeby jego przetrwania.
Dodam jeszcze tylko od siebie, tak prywatnie, że mój mąż często łaskocze mnie, kiedy widzi, że nie mam humoru. Wie, że to wywołuje u mnie prawdziwy śmiech, to z kolei poprawia jego nastrój i zawsze wtedy powtarza:
Uwielbiam, gdy się tak śmiejesz”.
Może wyda Wam się to dziecinne, ale tak naprawdę tylko dzieci potrafią czerpać radość z życia, dlatego jak najczęściej powinniśmy brać z nich przykład.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i korzystając z okazji, chciałabym Wam życzyć zdrowych, radosnych i uśmiechniętych Świąt Bożego Narodzenia oraz radosnego i pięknego Nowego 2013 Roku.
--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl