sobota, 27 lipca 2013

Karma III

3. Karma jako "przeznaczenie"
Ludzi równią warunki życiowe i skłonności naturalne. Niektórzy są bardzo inteligentni, inni - przeciwnie - są głupi i tępi; niektórzy mają piękne, rosłe ciała, inni są natomiast przeciętnego wzrostu lub nawet brzydcy. Niektórzy ludzie są od urodzenia głusi, ślepi lub karłowaci, podczas gdy inni cieszą się pociągającą powierzchownością. Są i tacy, którzy działają na innych wręcz odpychająco. Synowie i córki tych samych rodziców miewają różne charaktery i zdolności, i dokonują z życiu różnych rzeczy, gromadząc odmienne doświadczenia.
Wszystkie te zjawiska nazywamy "losem". Buddyzm idzie nawet o jeden krok dalej, ponieważ stwierdza, że człowiek sam ukształtował swój obecny los, poprzez karmę swych poprzednich żywotów. Dlatego w buddyzmie istnieje pojęcie trojakości karmy odciśniętej w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nauka ta dotyczy aktualnego, teraźniejszego losu człowieka; zaś nagromadzona w poprzednich egzystencjach karma warunkuje los przyszły, owocując w jego obecnym życiu określonym zachowaniem.
Może to dla niektórych zabrzmieć niezwykle. My, ludzie, jesteśmy przekonani, że panujemy nad naszymi czynami i dysponujemy sporym zakresem wolności. Lecz - w rzeczywistości - jest to bardzo naiwny pogląd. W gruncie rzeczy, człowiek jest istotą godną pożałowania i zniewoloną. Jeżeli jako przykład weźmiemy jedno jego życie, staje się jasne, iż - tak naprawdę - jest ono bardzo smutnym przypadkiem.
Co do mnie samego, to nikt mnie nie pytał czy chcę przyjść na świat w pierwszej połowie dwudziestego wieku, czy chciałbym przyjść na świat w Chinach, lub czy pragnę strawić połowę życia na wojnie i wyniszczających kraj rozruchach, by w końcu ujść na obczyznę i znosić cierpienie psychiczne i fizyczne. Jak dalece sięgam pamięcią, nikt nie pytał mnie o zdanie, zaś ja sam przyszedłem na świat najzupełniej tego nieświadom.
Skoro zaś pojawiłem się na świecie, to - właściwie - jest już wszystko, albowiem pewnego dnia będę musiał umrzeć, pomimo że wcale tego nie pragnę. Ale czy mam na to jakiś wpływ ? Godny współczucia człowiek, nie obdarzony wolnością, został wbrew własnej woli zmuszony do pojawienia się na świecie i do cierpienia. Któż może powiedzieć, że życie samo w sobie nie jest tragiczne ? Siła, która tę tragedię uruchamia i rządzi nią jest wedle stanowiska buddyjskiego tak zwaną "karmą".
Jak już wzmiankowałem, karma ma określoną naturę. Z jednej strony - zmusza ona człowieka do zaakceptowania przypadającego mu w udziale losu, z drugiej strony - nakazuje mu wypełniać pewne określone przez los zadanie.
W buddyjskim ujęciu, rezultaty rozmaitych zdarzeń w życiu człowieka wywodzą się zazwyczaj od spaw nie dokończonych w poprzednich żywotach, które w życiu obecnym oczekują na swe dopełnienie. Zilustrujmy to przykładem: Pracowity, dążący do określonego celu człowiek haruje przez większą cześć swego życia i - w końcu - zdobywa dostrzegalne bogactwo. Ma on syna, którego kocha ponad wszystko o któremu przekazuje w testamencie cały swój majątek. On sam nie mógł nacieszyć się tym majątkiem, ponieważ aż do śmierci zajęty był zdobywaniem. Natomiast jego syn nie wie czym jest ciężka praca, albowiem jedynie korzysta z nagromadzonych przez ojca bogactw. Zgodnie z nauką o karmie, sytuację taką można by wyjaśnić w ten sposób, że - być może - jego ojciec był mu coś winien jeszcze w poprzednich żywotach i że w obecnym życiu musiał to spłacić w formie spadku. Niektórzy buddyści w każdym rodzaju pokrewieństwa widzą związek karmiczyny z poprzednich egzystencji, w którym nie zostały jeszcze wyrównane długi.
Jako dalszy przykład można by przedstawić ożenek, który również jest większej mierze określony przesz zebraną karmę. Wciąż się tak dzieje, że dwoje ludzi kocha się wprawdzie bardzo i pod każdym względem mogliby tworzyć doskonałą parę, a ich małżeństwo, dzięki ich wewnętrznemu podobieństwu dałoby im wiele radości i jawiłoby się jako najbardziej naturalny związek. Lecz cóż z takiego, skoro w końcu oboje wstępują w związki małżeńskie z innymi partnerami. Wciąż się tak dzieje, że wiele osób zawiera małżeństwo z kimś, z kim nie może się to udać, ponieważ każde z nich bardziej pasowałoby do kogoś innego. W takich razach nie znajdziemy żadnego innego wyjaśnienia jak to, że sytuacja taka określana jest przez karmę i że w obecnym życiu należy doprowadzić do końca coś z tamtego, przeszłego życia.
Nauka o karmie ułatwia wyjaśnienie losu człowieka przychodzącego na świat z kalekim ciałem. Jego ułomność jest niczym, innym jak tylko skutkiem sięgającym wcześniejszych żywotów, skutkiem zaistniałych w nich niewłaściwych działań. Urodzony muzyk, jakim był na przykład Mozart, mógł już w wieku siedmiu lat pisać partytury; poeci Li Bai i Bai Xiangshan już jako dzieci byli biegli w kunsztownym języku literackim. I to także daje się wyjaśnić karmą. Zdolności te przejawiały się w nich dlatego, że we wcześniejszych żywotach jeden z nich był muzykiem, dwaj następni - poetami. Zdolności i talenty, które rozwijają się w obecnym życiu, są niczym innym jak tylko znajdującymi warunkami rozwoju skutkiem zasianych we wcześniejszych życiach nasion karmicznych przyczyn. Zrealizowane w życiu artysty dzieło jest niedowiedzionym do ideału lub niezrealizowanym planem z życia poprzedniego. Oczywiście, jednocześnie z wykańczaniem zaległości poprzednich wcieleń wytwarzamy nową karmą i znowu pozostawiamy po sobie coś niedokończonego.
Oto niekończący się kołowrót istnienia, oto co się nazywa w buddyzmie "samsarą", oto co przedstawia tak zwane "koło życia i śmierci". Czy w takim ujęciu nauka o karmie nie graniczy z fatalizmem ? Nie jest tak, ponieważ karmę gromadzą przecież sami ludzie. W rozmaitych sytuacjach rzeczy te tworzą związki, lecz są one do pewnego stopnia zmienne. Można zgodnie z własną wolą ( w mniejszym lub większym stopniu ) spełniać pewne czyny lub nie spełniać żadnych, i budować tym sposobem nową karmę w stopniu mniejszym, większym, bądź żadnym.
Czy pomimo dominującej wszystko określoności nie da się przeszłej karmy lub przeznaczenia odmienić, odchylić w jakimś innym kierunku, załagodzić, wysublimować i - jako taką - w przeważającej mierze odmienić ? Czyżby więc nauka o karmie była stuprocentowym fatalizmem ? Jakiż zatem sens miałyby religijne i moralne wysiłki ? Buddyjskie ujęcie karmy wykazuje, że we wnętrz zjawiska jakim jest ludzkie życie, pewną rolę odgrywają zarówno określone jak i nieokreślone a priori czynniki.
Te wyjaśnione powyżej powiązania między karmą i losem odnoszą się do losu indywiduum. Kiedy jednak skierujemy nasze badania na karmę kolektywną, wówczas ten wiążący charakter staje się jeszcze bardziej wyczuwalny niźli w przypadku karmy indywidualnej. Stopnie określoności i trudności, z uwagi na zmienność, są istotnie większe. Gdybyśmy odrodzili się jako Indianie lub Murzyni w XIX stuleciu, to zapewne nie mielibyśmy żadnych możliwości ucieczki przez losem gotującym podboje i eksterminację ze strony białych. Wprawdzie biali mówili wciąż o wolności i równości, jednak nie wcielali tych ideałów w życie. Czarni niewolnicy byli traktowani niczym towar, zatem musieli wieść życie w warunkach niegodnych człowieka. Natomiast Indian oszukiwano i zmuszano do przenoszenia się na odległe, opustoszałe tereny, gdzie cierpieli głód i pragnienie.
W Europie, podczas drugiej wojny światowej, naziści wymordowali ponad sześć milionów Żydów. Wszelako, bez względu na to jak godnymi pogardy wydawać by się mogły takie czyny, są one faktami, które w owym miejscu i czasie były nie do uniknięcia. Wszyscy Murzyni i Indianie zamieszkujący Amerykę w drugiej połowie XIX i pierwszej połowie XX wieku musieli przeżyć swą kolektywną karmę. Żydzi, którzy żyli w Europie w latach 1930 - 1945, mogliby przeciwstawić się kolektywnej karmie żydowskiej tylko bardzo wielkim wysiłkiem, i to bez względu na to jaką zasługą potrafiliby się wykazać.
Tak więc Murzyni mają kolektywną karmę Murzynów, Indianie - kolektywną karmę Indian, Chińczycy - kolektywną karmę Chińczyków; istnieją kolektywne karmy Japończyków, Amerykanów, Francuzów, Niemców, jak innych narodów. Każda grupa ma kolektywną karmę, i sytuacje wytworzone przez tę karmę są jej owocem, który musi byś wspólnie "zjedzony", wspólnie przeżyty. Kolektywną karmę można w istocie pojmować jako uprzednio określony i wytworzony czynnik, nader trudny do przekształcenia, które możliwe bywa tylko w pojedynczych przypadkach. Lecz idea karmy kolektywnej nie jest żadnym hasłem rzuconym ludziom tylko po to by podporządkowali się losowi. Strumień karmy kolektywnej może mi zapewne wydrzeć moje ciało i całe mienie, wydrzeć i zniszczyć, lecz nie może tego uczynić z moim umysłem; nie może zniszczyć mojego wewnętrznego wyboru. Oto jak pośród zniewolenia można rozpalić ogień wolności umysłu i serca ludzkiego. Nic też nie jest w stanie lepiej unaocznić skutków karmy kolektywnej, niż obserwacja scen wojennych. Od zarania dziejów ludzkości toczyły się niezliczone wojny. Zapewne naukowcy mogliby tutaj przedstawić poszczególne czynniki wiodące do wybuchu wojny; oni potrafią analizować je, wyróżniając motywy rasistowskie, gospodarcze i religijne, psychologiczne lub polityczne. Lecz wszystkie te analizy uwzględniają tylko jedną cześć, jeden typ tych czynników, a mianowicie te, które są dla człowieka zrozumiałe; nie biorą jednak pod uwagę takich, których rozum nie jest w stanie ogarnąć.
W posłowiu do "Wojny i Pokoju" Tołstoj stawia pytanie czy można uniknąć wojny. W rezultacie dochodzi do wniosku, że "działa tu niewytłumaczalna i nieubłagalna siła (karma), która zmusza ludzi do prowadzenia wojen. Ci których ojczyzna zmusiła do udziału w wojnie nie muszą i nie mogą nawet rozumieć jej prawdziwych przyczyn. Jawią się oni sobie określoną grupą, która znajdując się w określonym miejscu otrzymuje określone rozkazy; a ponieważ znajdują się w okolicy objętej działaniami wojennymi, przeto muszą walczyć, by w końcu zwyciężyć lub zginąć. Oto właśnie przykład grupy ludzi objętych wspólnym "losem", którego nie sposób odmienić, uniknąć, ani też wyjaśnić. To właśnie jest tak zwana "karma kolektywna".
Kiedy w szesnastym stuleciu Hiszpanie zdobyli Amerykę Południową, wyłuskali tubylców nie napotykając najmniejszego oporu, ponieważ ci widzieli białych po raz pierwszy, zaś w ich tradycji istniało podanie, wedle którego ostania godzina ich narodu maiła wybić w dniu przybycia lodzi ludzi o białych twarzach. Kiedy angielskojęzyczni Amerykanie zdobyli tereny Ameryki Północnej, krążyło wśród Indian bardzo podobne podanie, zawierające przepowiednię zagłady Indian. Wszystko to nie są oczywiście przypadki. Te przepowiednie są w większej części objawieniami, które szamani czy kapłani miewali podczas obrządków religijnych. Oznacza to, że wojny między rozmaitymi ludami są wynikiem karmy kolektywnej, która jest pewną nieujmowalną siłą, gwałtowną mocą prowadzącą ludzi o wspólnym przeznaczeniu na drogę wojny lub wyniszczenia, nie dając żadnej możliwości zatrzymania biegu rzeczy lub nadania im odmiennego kierunku. Kiedy przejmiemy taką postawę wobec karmicznych uwarunkowań wojny, wówczas - zależnie od poziomu świadomości i doświadczenia - możemy poznać stopniową przemianę.
Na początku pierwszej wojny światowej wśród obywateli państw sprzymierzonych i Ententy wybuchło odświętne niemal radosne upojenie. A z rozpoczęciem drugiej wojny światowej, po obu stronach nie było nikogo, kto by się tym faktem radował. Wprawdzie kiedy radio podało wiadomość o wybuchu wojny, słyszało się pośród ludzi i w warstwach rządzących głosy aprobaty, jednak każdy z deprymacją przyjął wiadomość o nadciągającym nieuchronnym nieszczęściu. Zgodnie z ujęciem buddyjskim, postawa taka nakazuje milcząco przyjąć na siebie próbę losu z właściwym widzeniem rodzaju skutku karmy, którego nie da się dłużej topić w dowolnym sloganie lub "izmie". Karma kolektywna jest siłą tworzącą wspólny los. Nie ma w tym stwierdzeniu niczego z upiększeń lub gloryfikacji, ani też nie daje ono żadnych szczególnych powodów do poddawania się pesymizmowi. Z buddyjskiego punktu widzenia, powinno się w obliczu kolektywnego losu zdobyć na męstwo i stanąć do takiej próby, przyjąwszy rzeczy takimi, jakimi się jawią.
Tym właśnie różni się stanowisko buddyjskie od zachodniego, od centralnej chrześcijańskiej koncepcji "woli bożej". Ponieważ chrześcijaństwo przyjmuje, iż ludzkość została stworzona w celu realizowana woli bożej, więc też bóg może aktywnie ingerować w przebieg wojny. Cesarz Konstantyn w roku 312, przed istotną bitwą z Hascentiusem, miał objawienie krzyża, po czym odniósł rozstrzygające zwycięstwo. Następnie zwrócił się ku chrześcijaństwu i uczynił je oficjalną religią rzymskiego państwa.
Buddyjska nauka o karmie oczywiście odrzuca koncepcję woli bożej.
Karma jest niewidzialną siła, która kształtuje los człowieka i manifestuje się jako indywidualna i kolektywna, z góry określona i nie określona, równa i różna, a zatem przejawia się jako pewien zewnętrzny kompleks (rzeczy, zdarzeń, związków itp.). Ten punkt wyjaśnimy w rozdziale zatytułowanym"Karma jako związki".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz