3. Karma jako "przeznaczenie"
Ludzi równią warunki życiowe i
skłonności naturalne. Niektórzy są bardzo inteligentni, inni - przeciwnie - są
głupi i tępi; niektórzy mają piękne, rosłe ciała, inni są natomiast
przeciętnego wzrostu lub nawet brzydcy. Niektórzy ludzie są od urodzenia głusi,
ślepi lub karłowaci, podczas gdy inni cieszą się pociągającą powierzchownością.
Są i tacy, którzy działają na innych wręcz odpychająco. Synowie i córki tych
samych rodziców miewają różne charaktery i zdolności, i dokonują z życiu
różnych rzeczy, gromadząc odmienne doświadczenia.
Wszystkie te zjawiska nazywamy
"losem". Buddyzm idzie nawet o jeden krok dalej, ponieważ stwierdza,
że człowiek sam ukształtował swój obecny los, poprzez karmę swych poprzednich
żywotów. Dlatego w buddyzmie istnieje pojęcie trojakości karmy odciśniętej w
przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nauka ta dotyczy aktualnego,
teraźniejszego losu człowieka; zaś nagromadzona w poprzednich egzystencjach
karma warunkuje los przyszły, owocując w jego obecnym życiu określonym
zachowaniem.
Może to dla niektórych zabrzmieć
niezwykle. My, ludzie, jesteśmy przekonani, że panujemy nad naszymi czynami i
dysponujemy sporym zakresem wolności. Lecz - w rzeczywistości - jest to bardzo
naiwny pogląd. W gruncie rzeczy, człowiek jest istotą godną pożałowania i
zniewoloną. Jeżeli jako przykład weźmiemy jedno jego życie, staje się jasne, iż
- tak naprawdę - jest ono bardzo smutnym przypadkiem.
Co do mnie samego, to nikt mnie nie
pytał czy chcę przyjść na świat w pierwszej połowie dwudziestego wieku, czy
chciałbym przyjść na świat w Chinach, lub czy pragnę strawić połowę życia na
wojnie i wyniszczających kraj rozruchach, by w końcu ujść na obczyznę i znosić
cierpienie psychiczne i fizyczne. Jak dalece sięgam pamięcią, nikt nie pytał
mnie o zdanie, zaś ja sam przyszedłem na świat najzupełniej tego nieświadom.
Skoro zaś pojawiłem się na świecie,
to - właściwie - jest już wszystko, albowiem pewnego dnia będę musiał umrzeć,
pomimo że wcale tego nie pragnę. Ale czy mam na to jakiś wpływ ? Godny
współczucia człowiek, nie obdarzony wolnością, został wbrew własnej woli
zmuszony do pojawienia się na świecie i do cierpienia. Któż może powiedzieć, że
życie samo w sobie nie jest tragiczne ? Siła, która tę tragedię uruchamia i
rządzi nią jest wedle stanowiska buddyjskiego tak zwaną "karmą".
Jak już wzmiankowałem, karma ma
określoną naturę. Z jednej strony - zmusza ona człowieka do zaakceptowania
przypadającego mu w udziale losu, z drugiej strony - nakazuje mu wypełniać
pewne określone przez los zadanie.
W buddyjskim ujęciu, rezultaty
rozmaitych zdarzeń w życiu człowieka wywodzą się zazwyczaj od spaw nie
dokończonych w poprzednich żywotach, które w życiu obecnym oczekują na swe
dopełnienie. Zilustrujmy to przykładem: Pracowity, dążący do określonego celu
człowiek haruje przez większą cześć swego życia i - w końcu - zdobywa
dostrzegalne bogactwo. Ma on syna, którego kocha ponad wszystko o któremu
przekazuje w testamencie cały swój majątek. On sam nie mógł nacieszyć się tym
majątkiem, ponieważ aż do śmierci zajęty był zdobywaniem. Natomiast jego syn
nie wie czym jest ciężka praca, albowiem jedynie korzysta z nagromadzonych
przez ojca bogactw. Zgodnie z nauką o karmie, sytuację taką można by wyjaśnić w
ten sposób, że - być może - jego ojciec był mu coś winien jeszcze w poprzednich
żywotach i że w obecnym życiu musiał to spłacić w formie spadku. Niektórzy
buddyści w każdym rodzaju pokrewieństwa widzą związek karmiczyny z poprzednich
egzystencji, w którym nie zostały jeszcze wyrównane długi.
Jako dalszy przykład można by
przedstawić ożenek, który również jest większej mierze określony przesz zebraną
karmę. Wciąż się tak dzieje, że dwoje ludzi kocha się wprawdzie bardzo i pod
każdym względem mogliby tworzyć doskonałą parę, a ich małżeństwo, dzięki ich
wewnętrznemu podobieństwu dałoby im wiele radości i jawiłoby się jako
najbardziej naturalny związek. Lecz cóż z takiego, skoro w końcu oboje wstępują
w związki małżeńskie z innymi partnerami. Wciąż się tak dzieje, że wiele osób
zawiera małżeństwo z kimś, z kim nie może się to udać, ponieważ każde z nich
bardziej pasowałoby do kogoś innego. W takich razach nie znajdziemy żadnego
innego wyjaśnienia jak to, że sytuacja taka określana jest przez karmę i że w
obecnym życiu należy doprowadzić do końca coś z tamtego, przeszłego życia.
Nauka o karmie ułatwia wyjaśnienie
losu człowieka przychodzącego na świat z kalekim ciałem. Jego ułomność jest
niczym, innym jak tylko skutkiem sięgającym wcześniejszych żywotów, skutkiem
zaistniałych w nich niewłaściwych działań. Urodzony muzyk, jakim był na
przykład Mozart, mógł już w wieku siedmiu lat pisać partytury; poeci Li Bai i
Bai Xiangshan już jako dzieci byli biegli w kunsztownym języku literackim. I to
także daje się wyjaśnić karmą. Zdolności te przejawiały się w nich dlatego, że
we wcześniejszych żywotach jeden z nich był muzykiem, dwaj następni - poetami.
Zdolności i talenty, które rozwijają się w obecnym życiu, są niczym innym jak
tylko znajdującymi warunkami rozwoju skutkiem zasianych we wcześniejszych
życiach nasion karmicznych przyczyn. Zrealizowane w życiu artysty dzieło jest
niedowiedzionym do ideału lub niezrealizowanym planem z życia poprzedniego.
Oczywiście, jednocześnie z wykańczaniem zaległości poprzednich wcieleń
wytwarzamy nową karmą i znowu pozostawiamy po sobie coś niedokończonego.
Oto niekończący się kołowrót
istnienia, oto co się nazywa w buddyzmie "samsarą", oto co
przedstawia tak zwane "koło życia i śmierci". Czy w takim ujęciu
nauka o karmie nie graniczy z fatalizmem ? Nie jest tak, ponieważ karmę gromadzą
przecież sami ludzie. W rozmaitych sytuacjach rzeczy te tworzą związki, lecz są
one do pewnego stopnia zmienne. Można zgodnie z własną wolą ( w mniejszym lub
większym stopniu ) spełniać pewne czyny lub nie spełniać żadnych, i budować tym
sposobem nową karmę w stopniu mniejszym, większym, bądź żadnym.
Czy pomimo dominującej wszystko
określoności nie da się przeszłej karmy lub przeznaczenia odmienić, odchylić w
jakimś innym kierunku, załagodzić, wysublimować i - jako taką - w przeważającej
mierze odmienić ? Czyżby więc nauka o karmie była stuprocentowym fatalizmem ?
Jakiż zatem sens miałyby religijne i moralne wysiłki ? Buddyjskie ujęcie karmy
wykazuje, że we wnętrz zjawiska jakim jest ludzkie życie, pewną rolę odgrywają
zarówno określone jak i nieokreślone a priori czynniki.
Te wyjaśnione powyżej powiązania
między karmą i losem odnoszą się do losu indywiduum. Kiedy jednak skierujemy
nasze badania na karmę kolektywną, wówczas ten wiążący charakter staje się
jeszcze bardziej wyczuwalny niźli w przypadku karmy indywidualnej. Stopnie
określoności i trudności, z uwagi na zmienność, są istotnie większe. Gdybyśmy
odrodzili się jako Indianie lub Murzyni w XIX stuleciu, to zapewne nie
mielibyśmy żadnych możliwości ucieczki przez losem gotującym podboje i eksterminację
ze strony białych. Wprawdzie biali mówili wciąż o wolności i równości, jednak
nie wcielali tych ideałów w życie. Czarni niewolnicy byli traktowani niczym
towar, zatem musieli wieść życie w warunkach niegodnych człowieka. Natomiast
Indian oszukiwano i zmuszano do przenoszenia się na odległe, opustoszałe
tereny, gdzie cierpieli głód i pragnienie.
W Europie, podczas drugiej wojny
światowej, naziści wymordowali ponad sześć milionów Żydów. Wszelako, bez
względu na to jak godnymi pogardy wydawać by się mogły takie czyny, są one
faktami, które w owym miejscu i czasie były nie do uniknięcia. Wszyscy Murzyni
i Indianie zamieszkujący Amerykę w drugiej połowie XIX i pierwszej połowie XX
wieku musieli przeżyć swą kolektywną karmę. Żydzi, którzy żyli w Europie w
latach 1930 - 1945, mogliby przeciwstawić się kolektywnej karmie żydowskiej
tylko bardzo wielkim wysiłkiem, i to bez względu na to jaką zasługą potrafiliby
się wykazać.
Tak więc Murzyni mają kolektywną
karmę Murzynów, Indianie - kolektywną karmę Indian, Chińczycy - kolektywną
karmę Chińczyków; istnieją kolektywne karmy Japończyków, Amerykanów, Francuzów,
Niemców, jak innych narodów. Każda grupa ma kolektywną karmę, i sytuacje
wytworzone przez tę karmę są jej owocem, który musi byś wspólnie "zjedzony",
wspólnie przeżyty. Kolektywną karmę można w istocie pojmować jako uprzednio
określony i wytworzony czynnik, nader trudny do przekształcenia, które możliwe
bywa tylko w pojedynczych przypadkach. Lecz idea karmy kolektywnej nie jest
żadnym hasłem rzuconym ludziom tylko po to by podporządkowali się losowi.
Strumień karmy kolektywnej może mi zapewne wydrzeć moje ciało i całe mienie,
wydrzeć i zniszczyć, lecz nie może tego uczynić z moim umysłem; nie może
zniszczyć mojego wewnętrznego wyboru. Oto jak pośród zniewolenia można rozpalić
ogień wolności umysłu i serca ludzkiego. Nic też nie jest w stanie lepiej
unaocznić skutków karmy kolektywnej, niż obserwacja scen wojennych. Od zarania
dziejów ludzkości toczyły się niezliczone wojny. Zapewne naukowcy mogliby tutaj
przedstawić poszczególne czynniki wiodące do wybuchu wojny; oni potrafią
analizować je, wyróżniając motywy rasistowskie, gospodarcze i religijne,
psychologiczne lub polityczne. Lecz wszystkie te analizy uwzględniają tylko
jedną cześć, jeden typ tych czynników, a mianowicie te, które są dla człowieka
zrozumiałe; nie biorą jednak pod uwagę takich, których rozum nie jest w stanie
ogarnąć.
W posłowiu do "Wojny i
Pokoju" Tołstoj stawia pytanie czy można uniknąć wojny. W rezultacie
dochodzi do wniosku, że "działa tu niewytłumaczalna i nieubłagalna siła
(karma), która zmusza ludzi do prowadzenia wojen. Ci których ojczyzna zmusiła
do udziału w wojnie nie muszą i nie mogą nawet rozumieć jej prawdziwych
przyczyn. Jawią się oni sobie określoną grupą, która znajdując się w określonym
miejscu otrzymuje określone rozkazy; a ponieważ znajdują się w okolicy objętej
działaniami wojennymi, przeto muszą walczyć, by w końcu zwyciężyć lub zginąć.
Oto właśnie przykład grupy ludzi objętych wspólnym "losem", którego
nie sposób odmienić, uniknąć, ani też wyjaśnić. To właśnie jest tak zwana
"karma kolektywna".
Kiedy w szesnastym stuleciu
Hiszpanie zdobyli Amerykę Południową, wyłuskali tubylców nie napotykając
najmniejszego oporu, ponieważ ci widzieli białych po raz pierwszy, zaś w ich
tradycji istniało podanie, wedle którego ostania godzina ich narodu maiła wybić
w dniu przybycia lodzi ludzi o białych twarzach. Kiedy angielskojęzyczni
Amerykanie zdobyli tereny Ameryki Północnej, krążyło wśród Indian bardzo
podobne podanie, zawierające przepowiednię zagłady Indian. Wszystko to nie są
oczywiście przypadki. Te przepowiednie są w większej części objawieniami, które
szamani czy kapłani miewali podczas obrządków religijnych. Oznacza to, że wojny
między rozmaitymi ludami są wynikiem karmy kolektywnej, która jest pewną
nieujmowalną siłą, gwałtowną mocą prowadzącą ludzi o wspólnym przeznaczeniu na
drogę wojny lub wyniszczenia, nie dając żadnej możliwości zatrzymania biegu
rzeczy lub nadania im odmiennego kierunku. Kiedy przejmiemy taką postawę wobec
karmicznych uwarunkowań wojny, wówczas - zależnie od poziomu świadomości i
doświadczenia - możemy poznać stopniową przemianę.
Na początku
pierwszej wojny światowej wśród obywateli państw sprzymierzonych i Ententy
wybuchło odświętne niemal radosne upojenie. A z rozpoczęciem drugiej wojny
światowej, po obu stronach nie było nikogo, kto by się tym faktem radował.
Wprawdzie kiedy radio podało wiadomość o wybuchu wojny, słyszało się pośród
ludzi i w warstwach rządzących głosy aprobaty, jednak każdy z deprymacją przyjął
wiadomość o nadciągającym nieuchronnym nieszczęściu. Zgodnie z ujęciem
buddyjskim, postawa taka nakazuje milcząco przyjąć na siebie próbę losu z
właściwym widzeniem rodzaju skutku karmy, którego nie da się dłużej topić w
dowolnym sloganie lub "izmie". Karma kolektywna jest siłą tworzącą
wspólny los. Nie ma w tym stwierdzeniu niczego z upiększeń lub gloryfikacji,
ani też nie daje ono żadnych szczególnych powodów do poddawania się
pesymizmowi. Z buddyjskiego punktu widzenia, powinno się w obliczu kolektywnego
losu zdobyć na męstwo i stanąć do takiej próby, przyjąwszy rzeczy takimi,
jakimi się jawią.
Tym właśnie różni się stanowisko
buddyjskie od zachodniego, od centralnej chrześcijańskiej koncepcji "woli
bożej". Ponieważ chrześcijaństwo przyjmuje, iż ludzkość została stworzona
w celu realizowana woli bożej, więc też bóg może aktywnie ingerować w przebieg
wojny. Cesarz Konstantyn w roku 312, przed istotną bitwą z Hascentiusem, miał
objawienie krzyża, po czym odniósł rozstrzygające zwycięstwo. Następnie zwrócił
się ku chrześcijaństwu i uczynił je oficjalną religią rzymskiego państwa.
Buddyjska nauka o karmie oczywiście
odrzuca koncepcję woli bożej.
Karma jest
niewidzialną siła, która kształtuje los człowieka i manifestuje się jako
indywidualna i kolektywna, z góry określona i nie określona, równa i różna, a
zatem przejawia się jako pewien zewnętrzny kompleks (rzeczy, zdarzeń, związków
itp.). Ten punkt wyjaśnimy w rozdziale zatytułowanym"Karma jako
związki".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz