Wyjaśnijmy sobie zatem ową zasadę,
której człowiek nie potrafi zawrzeć w swym niedoskonałym umyśle.
Chrześcijaństwo udziela w tym
wypadku odpowiedzi pozytywnej, stwierdzając iż skutek i przyczyna są wynikiem
woli bożej. Należy jednak uprzytomnić sobie, iż udzielanie odpowiedzi za
wszelką cenę wcale nie musi być czymś lepszym od jej poniechania, albowiem
odpowiedź taka może być z gruntu fałszywa.
Osobista, nieudzielenie odpowiedzi
nie mysi być gorszym sposobem rozwiązania problemu, albowiem "być może
siła właśnie w niewyjaśnialności". Należałoby zatem dokładnie rozpatrzyć
oba stanowiska.
Skoro powiada się, że
"określona przyczyna powoduje określony skutek", to gdyby sytuację
taką aranżował bóg, to wypadałoby zapytać : "dlaczego bóg czyni właśnie
tak, a nie inaczej ?" lub "skąd właściwie pochodzi bóg ?" Przypuszczam,
że chrześcijańscy teolodzy również nie mają innej odpowiedzi poza tym, że bóg
istnieje, i że to"tak właśnie jest", co również dowodzi, iż
udzielenie ostatecznej, wyczerpującej i zadowalającej odpowiedzi na to pytanie
nie jest możliwe. Kiedy więc zadajemy ostateczne pytanie dochodzimy do punktu,
w którym niczego więcej nie możemy wyjaśnić, ponieważ ludzka zdolność myślenia
już nie wystarcza i co najwyżej można się zdać na intuicję i wiarę.
W wyjaśnieniu nieuniknioności prawa
przyczyny i skutku buddyzm i chrześcijaństwo różnią się - najprościej mówiąc -
tym, że buddyzm przyjmuje tę nieuniknioność jako "naturalną", jako
nieświadome zjawisko naturalne, natomiast chrześcijaństwo widzi w tym wolę
bożą.
Kiedy byłem jeszcze dzieckiem,
mieliśmy w domu stare radio. Wtedy, pamiętam, było to dla mnie w najwyższym
stopniu dziwaczę, że takie pudełko mówi i może śpiewać, zatem często pytałem
dorosłych jak to jest, że taka rzecz może mówić i śpiewać. A dorośli, by mnie
zwodzić, odpowiadali że tam w środku mieszka karzeł i wydobywa z siebie różne
dźwięki.
Odpowiedź tę długo brałem za dobrą
monetę, wierzyłem im i zastanawiałem się często, jak też ten karzeł może żyć w
takiej skrzynce.
Kiedy wiedza ludzkości była jeszcze
bardzo ograniczona, wówczas przyjmowanie na wiarę pewnych niewyjaśnionych
zjawisk natury jako powodowanych przez wolę doglądającego ducha było czymś
zupełnie naturalnym. I tak w wietrze mieszkał duch wiatru, w deszczu - duch
deszczu, w błyskawicy i gromie - duch błyskawicy i gromu. Zresztą grom nazywa
się po tybetańsku "krzyk smoka", co doskonale obrazuje to zjawisko.
Źródłem takiego myślenia leży w tym, że rzeczy tego świata są odnoszone do
człowieka i do niego przynależą. Przy tym, każde naturalne zjawisko wyprowadza
się od jakiegoś tajemniczo działającego ducha. Taki sposób myślenia określamy
dziś mianem antropomorfizmu. Współczesna wiedza ogólna informuje nas, że nie
koniecznie wszystkie zjawiska muszą być kierowane przez siłę woli jakiegoś
ducha. Wiatr, deszcz, błyskawica i grom, tak jak wszystkie tajemnicze zjawiska
we wszechświecie, są po prostu czymś naturalnym.
Kiedy chcemy, na przykład, odebrać
określoną stację radiową, wystarczy nastawić odbiornik na odpowiednią długość
fali i już możemy słuchać tej stacji. Nastawienie na określoną długość fali
jest przyczyną, zaś odbiór audycji - skutkiem. Jeżeli pomylilibyśmy się przy
nastawieniu, nie moglibyśmy usłyszeć porządnej stacji. Zasada odpowiedniej
reakcji w przypadku karmy również polega na tej obustronnej zgodności, którą w
buddyzmie określono mianem "umiarkowanej reakcji uczuciowej"; odrzuca
się tu istnienie wpływu wszelkich duchów opiekuńczych. Ta naturalna analogia
jest w gruncie rzeczy bardzo prosta, lecz również bardzo tajemnicza.
Biegun przeciwny zajmuje, jedną z
podstawowych w religiach zachodnich, nauka o boskiej nagrodzie i karze.
Skuteczność ruchu wszechświata i prawa moralnego wymaga istnienia jakiegoś boga
jako władcy. Bóg wyznacza kary i nagrody, i rozdziela je wysyłając dobrych
ludzi do nieba, złych do piekła; natomiast na gruncie zasady odpowiedniej reakcji
jest to zjawiskiem zupełnie naturalnym, realizującym się samoistnie i bez
ingerencji istoty nadprzyrodzonej. Kiedy uśmiechamy się do kogoś, reakcją z
jego strony będzie również uśmiech; spojrzymy gniewnie, a nasz przeciwnik
uczyni swą twarz również zagniewaną. Jest to naturalna reakcja emocjonalna. W
tym miejscu może ktoś zapytać, dlaczego jednak czasami w ogóle nie poświęca nam
uwagi ktoś, do kogo uśmiechamy się, lub dlaczego niektórzy źli ludzie nie
zbierają negatywnych skutków swego postępowania, a inni, dobrzy - niczego
dobrego ?
Prosty przykład: Pan Kowalski i pan
Wiśniewski są sąsiadami i zachowują się względem siebie niezwykle sympatycznie.
Któregoś dnia pan Kowalski, jak zawsze, mówi do pana Wiśniewskiego:"Dzień
dobry, panie Wiśniewski.", lecz pan Wiśniewski nie odpowiada na to
pozdrowienie z uśmiechem, rzuca panu Kowalskiemu gniewne spojrzenie i idzie
dalej, rzeczywiście nie zwracając uwagi na sąsiada. Takich przykładów, kiedy
uprzejme pozdrowienie nie znajduje stosownej odpowiedzi, znamy sporo. Czy
oznacz to, że zasada odpowiedniej reakcji jest niezupełnie godna zaufania ?
Buddyjska odpowiedź w tym przypadku
brzmi, iż faktycznie pan Wiśniewski nie odpowiedział z uśmiechem na
pozdrowienie pana Kowalskiego, ale - być może - istniała po temu jakaś inna,
pośrednia przyczyna: może posprzeczał się z żoną i przelał swój gniew na pana
Kowalskiego. Zapewne, prędzej czy później, pan Wiśniewski będzie żałował swego
postępowania i dojdzie do wniosku, że nie powinien był reagować na pozdrowienie
sąsiada w tak nieprzyjemny sposób. Pan Wiśniewski będzie zatem miał wyrzuty
sumienia a następnie ich właściwy owoc: uprzejmie już powitanie pana
Kowalskiego. Gniewne spojrzenie pana Wiśniewskiego należy bowiem do innego
karmicznego łańcucha przyczynowo-skutkowego (przyczyną była sprzeczka z żoną) i
nie jest wynikiem przyjaznego pozdrowienia ze strony pana Kowalskiego.
Związki między przyczyną i skutkiem
są ostatecznie wielopoziomowe i skomplikowane; kiedy odnosimy łańcuch
przyczynowo-skutkowy "A" do łańcucha "B", w sposób
oczywisty dochodzi do nieporozumienia. Wszystko co przeżyliśmy w formie reakcji
nieodpowiedniej, należy - w najlepszym przypadku - zaliczyć do fałszywie
ustalonych związków łańcucha przyczynowo-skutkowego, czyli błędów w zakresie
rozpoznawania i rozróżniania przyczyny i skutku.
Mamy jeszcze w buddyzmie dwa dalsze
wyjaśnienia, tłumaczące dlaczego dobro lub zło nie zawsze niosą ze sobą
odpowiednie owoce:
1. Jeszcze nie
dojrzał czas (do zaistnienia tego owocu);
2. Brak
odpowiednich okoliczności.
Kiedy się bowiem zasieje, potrzeby
jest pewien czas, by dojrzał owoce tego siewu, a zatem niezbędne jest
osiągnięcie właściwego momentu. Ponadto, ażeby coś mogło dojść do skutku,
winien jeszcze zaistnieć szereg innych okoliczności. Jeżeli położymy ziarno
pszenicy na stole, to nie wzejdzie z tego kłos, albowiem ziarno należy wysiać
do ziemi, podlewać, nawozić, zapewnić mu słoneczną pogodę i odpowiedni klimat,
a dopiero wówczas może się ono rozwijać. Na tym polega istnienie odpowiednich
okoliczności.
Bez względu na rodzaj przyczyny,
dopóki czas i okoliczności nie dojrzały, dopóty nie może ujawnić się oczekiwany
skutek. Tak właśnie rozumie się w buddyzmie "wzajemne spotkanie się
przyczyny i okoliczności" jako warunku zaistnienia dharmy. Jeżeli
istnienie tylko przyczyna lecz nie zaistniały sprzyjające okoliczności, to nie
może zaistnieć dharma.
Które z obu nauk
- ta o "woli bożej", czy ta o"naturalnym prawie" karmy -
jest "rozsądniejsza"z filozoficznego punktu widzenia, o tym traktować
będzie następny rozdział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz