piątek, 2 sierpnia 2013

Karma IX

Wyjaśnijmy sobie zatem ową zasadę, której człowiek nie potrafi zawrzeć w swym niedoskonałym umyśle.
Chrześcijaństwo udziela w tym wypadku odpowiedzi pozytywnej, stwierdzając iż skutek i przyczyna są wynikiem woli bożej. Należy jednak uprzytomnić sobie, iż udzielanie odpowiedzi za wszelką cenę wcale nie musi być czymś lepszym od jej poniechania, albowiem odpowiedź taka może być z gruntu fałszywa.
Osobista, nieudzielenie odpowiedzi nie mysi być gorszym sposobem rozwiązania problemu, albowiem "być może siła właśnie w niewyjaśnialności". Należałoby zatem dokładnie rozpatrzyć oba stanowiska.
Skoro powiada się, że "określona przyczyna powoduje określony skutek", to gdyby sytuację taką aranżował bóg, to wypadałoby zapytać : "dlaczego bóg czyni właśnie tak, a nie inaczej ?" lub "skąd właściwie pochodzi bóg ?" Przypuszczam, że chrześcijańscy teolodzy również nie mają innej odpowiedzi poza tym, że bóg istnieje, i że to"tak właśnie jest", co również dowodzi, iż udzielenie ostatecznej, wyczerpującej i zadowalającej odpowiedzi na to pytanie nie jest możliwe. Kiedy więc zadajemy ostateczne pytanie dochodzimy do punktu, w którym niczego więcej nie możemy wyjaśnić, ponieważ ludzka zdolność myślenia już nie wystarcza i co najwyżej można się zdać na intuicję i wiarę.
W wyjaśnieniu nieuniknioności prawa przyczyny i skutku buddyzm i chrześcijaństwo różnią się - najprościej mówiąc - tym, że buddyzm przyjmuje tę nieuniknioność jako "naturalną", jako nieświadome zjawisko naturalne, natomiast chrześcijaństwo widzi w tym wolę bożą.
Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, mieliśmy w domu stare radio. Wtedy, pamiętam, było to dla mnie w najwyższym stopniu dziwaczę, że takie pudełko mówi i może śpiewać, zatem często pytałem dorosłych jak to jest, że taka rzecz może mówić i śpiewać. A dorośli, by mnie zwodzić, odpowiadali że tam w środku mieszka karzeł i wydobywa z siebie różne dźwięki.
Odpowiedź tę długo brałem za dobrą monetę, wierzyłem im i zastanawiałem się często, jak też ten karzeł może żyć w takiej skrzynce.
Kiedy wiedza ludzkości była jeszcze bardzo ograniczona, wówczas przyjmowanie na wiarę pewnych niewyjaśnionych zjawisk natury jako powodowanych przez wolę doglądającego ducha było czymś zupełnie naturalnym. I tak w wietrze mieszkał duch wiatru, w deszczu - duch deszczu, w błyskawicy i gromie - duch błyskawicy i gromu. Zresztą grom nazywa się po tybetańsku "krzyk smoka", co doskonale obrazuje to zjawisko. Źródłem takiego myślenia leży w tym, że rzeczy tego świata są odnoszone do człowieka i do niego przynależą. Przy tym, każde naturalne zjawisko wyprowadza się od jakiegoś tajemniczo działającego ducha. Taki sposób myślenia określamy dziś mianem antropomorfizmu. Współczesna wiedza ogólna informuje nas, że nie koniecznie wszystkie zjawiska muszą być kierowane przez siłę woli jakiegoś ducha. Wiatr, deszcz, błyskawica i grom, tak jak wszystkie tajemnicze zjawiska we wszechświecie, są po prostu czymś naturalnym.
Kiedy chcemy, na przykład, odebrać określoną stację radiową, wystarczy nastawić odbiornik na odpowiednią długość fali i już możemy słuchać tej stacji. Nastawienie na określoną długość fali jest przyczyną, zaś odbiór audycji - skutkiem. Jeżeli pomylilibyśmy się przy nastawieniu, nie moglibyśmy usłyszeć porządnej stacji. Zasada odpowiedniej reakcji w przypadku karmy również polega na tej obustronnej zgodności, którą w buddyzmie określono mianem "umiarkowanej reakcji uczuciowej"; odrzuca się tu istnienie wpływu wszelkich duchów opiekuńczych. Ta naturalna analogia jest w gruncie rzeczy bardzo prosta, lecz również bardzo tajemnicza.
Biegun przeciwny zajmuje, jedną z podstawowych w religiach zachodnich, nauka o boskiej nagrodzie i karze. Skuteczność ruchu wszechświata i prawa moralnego wymaga istnienia jakiegoś boga jako władcy. Bóg wyznacza kary i nagrody, i rozdziela je wysyłając dobrych ludzi do nieba, złych do piekła; natomiast na gruncie zasady odpowiedniej reakcji jest to zjawiskiem zupełnie naturalnym, realizującym się samoistnie i bez ingerencji istoty nadprzyrodzonej. Kiedy uśmiechamy się do kogoś, reakcją z jego strony będzie również uśmiech; spojrzymy gniewnie, a nasz przeciwnik uczyni swą twarz również zagniewaną. Jest to naturalna reakcja emocjonalna. W tym miejscu może ktoś zapytać, dlaczego jednak czasami w ogóle nie poświęca nam uwagi ktoś, do kogo uśmiechamy się, lub dlaczego niektórzy źli ludzie nie zbierają negatywnych skutków swego postępowania, a inni, dobrzy - niczego dobrego ?
Prosty przykład: Pan Kowalski i pan Wiśniewski są sąsiadami i zachowują się względem siebie niezwykle sympatycznie. Któregoś dnia pan Kowalski, jak zawsze, mówi do pana Wiśniewskiego:"Dzień dobry, panie Wiśniewski.", lecz pan Wiśniewski nie odpowiada na to pozdrowienie z uśmiechem, rzuca panu Kowalskiemu gniewne spojrzenie i idzie dalej, rzeczywiście nie zwracając uwagi na sąsiada. Takich przykładów, kiedy uprzejme pozdrowienie nie znajduje stosownej odpowiedzi, znamy sporo. Czy oznacz to, że zasada odpowiedniej reakcji jest niezupełnie godna zaufania ?
Buddyjska odpowiedź w tym przypadku brzmi, iż faktycznie pan Wiśniewski nie odpowiedział z uśmiechem na pozdrowienie pana Kowalskiego, ale - być może - istniała po temu jakaś inna, pośrednia przyczyna: może posprzeczał się z żoną i przelał swój gniew na pana Kowalskiego. Zapewne, prędzej czy później, pan Wiśniewski będzie żałował swego postępowania i dojdzie do wniosku, że nie powinien był reagować na pozdrowienie sąsiada w tak nieprzyjemny sposób. Pan Wiśniewski będzie zatem miał wyrzuty sumienia a następnie ich właściwy owoc: uprzejmie już powitanie pana Kowalskiego. Gniewne spojrzenie pana Wiśniewskiego należy bowiem do innego karmicznego łańcucha przyczynowo-skutkowego (przyczyną była sprzeczka z żoną) i nie jest wynikiem przyjaznego pozdrowienia ze strony pana Kowalskiego.
Związki między przyczyną i skutkiem są ostatecznie wielopoziomowe i skomplikowane; kiedy odnosimy łańcuch przyczynowo-skutkowy "A" do łańcucha "B", w sposób oczywisty dochodzi do nieporozumienia. Wszystko co przeżyliśmy w formie reakcji nieodpowiedniej, należy - w najlepszym przypadku - zaliczyć do fałszywie ustalonych związków łańcucha przyczynowo-skutkowego, czyli błędów w zakresie rozpoznawania i rozróżniania przyczyny i skutku.
Mamy jeszcze w buddyzmie dwa dalsze wyjaśnienia, tłumaczące dlaczego dobro lub zło nie zawsze niosą ze sobą odpowiednie owoce:

1. Jeszcze nie dojrzał czas (do zaistnienia tego owocu);
2. Brak odpowiednich okoliczności.
Kiedy się bowiem zasieje, potrzeby jest pewien czas, by dojrzał owoce tego siewu, a zatem niezbędne jest osiągnięcie właściwego momentu. Ponadto, ażeby coś mogło dojść do skutku, winien jeszcze zaistnieć szereg innych okoliczności. Jeżeli położymy ziarno pszenicy na stole, to nie wzejdzie z tego kłos, albowiem ziarno należy wysiać do ziemi, podlewać, nawozić, zapewnić mu słoneczną pogodę i odpowiedni klimat, a dopiero wówczas może się ono rozwijać. Na tym polega istnienie odpowiednich okoliczności.
Bez względu na rodzaj przyczyny, dopóki czas i okoliczności nie dojrzały, dopóty nie może ujawnić się oczekiwany skutek. Tak właśnie rozumie się w buddyzmie "wzajemne spotkanie się przyczyny i okoliczności" jako warunku zaistnienia dharmy. Jeżeli istnienie tylko przyczyna lecz nie zaistniały sprzyjające okoliczności, to nie może zaistnieć dharma.
Które z obu nauk - ta o "woli bożej", czy ta o"naturalnym prawie" karmy - jest "rozsądniejsza"z filozoficznego punktu widzenia, o tym traktować będzie następny rozdział.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz