środa, 3 kwietnia 2013

Całun Turyński cd


       Gotfryd de Charny – to człowiek, który pozostawił po sobie w nieznanych okolicznościach zdobyty całun, zwany dziś „Całunem Turyńskim”.

      Całun, w momencie swojego  pojawienia się w Europie około połowy XIV wieku, związany jest ściśle z historią rodu de Charny - burgundzkiej szlachty szczycącej się znaczącymi koligacjami.
     Gotfryd de Charny, to członek rodu bardzo wpływowy i jedna z bardzo liczących się w tamtym czasie postaci Królestwa Francji. To bardzo dzielny rycerz i człowiek wielkiej wiary. Spośród wyrazów jego pobożności na uwagę zasługuje inicjatywa wybudowania w feudum w Lirey kościoła pod wezwaniem Zwiastowania Maryi Dziewicy, którego budowę ukończono w roku 1353.
      W tym właśnie kościele Gotfryd złożył Całun, prawdopodobnie w okresie pomiędzy jego ufundowaniem a swoją bohaterską śmiercią, która nastąpiła na polu walki w roku 1356. Nie istnieją żadne dokumenty pozwalające na ustalenie dokładnej daty przekazania do tego kościoła całunu. Nie istnieje również żaden konkretny przekaz, opowiadający o wydarzeniach i okolicznościach, które sprawiły, że człowiek ten, że Gotfryd de Charny wszedł w posiadanie tak znaczącej dla chrześcijaństwa relikwii.
      Wydarzenia historyczne tego okresu zostały zapisane w dokumentach z tamtej epoki, spośród których uwagę przykuwa pismo pochodzące z końca XIV wieku – napisane przez biskupa z Troyes, Pierre d'Arcis (do jego właśnie diecezji należało Lirey) – pismo to w sposób jednoznaczny zaprzecza autentyczności Całunu.
       Biskup pisze w nim, że jest to dzieło "ręką uczynione", oraz próbuje się wręcz odkryć i wskazać autora tego płótna. Oszustwo wykrył już wcześniej biskup Henri de Poitiers, poprzednik Pierre d'Arcis, zaraz po pierwszych pokazach Całunu, zaalarmowany niezwykłym napływem pielgrzymów, przybywających dla uczczenia relikwii.
       Ogłoszony zostaje memoriał, nakazujący kanonikom z Lirey usunąć fałszywą relikwię, która powróciła z powrotem do kościoła po około 35 latach, właśnie wtedy, kiedy pisze Pierre d'Arcis, i kiedy Gotfryd II de Charny. Syn poprzedniego Geoffroy'a, otrzymał bowiem pozwolenie na wystawienie Całunu nie od biskupa z Troyes, ale od samego legata papieskiego, Pierre de Tury.
       Oczywiste decyzja legata papieskiego była pominięciem władzy biskupa Pierre d'Arcis, który zareagował natychmiast. Opierając się na fakcie, że kanonicy kościoła w Lirey samowolnie poszerzyli pozwolenie legata (ograniczajace się jedynie do umieszczenia Całunu w kościele), także na prawo wystawiania go. Oburzony biskup wydał więc zakaz takich praktyk i zabronił wystawiania Całunu pod karą ekskomuniki.

Interwencja Klemensa VII

      Dostępne w naszych czasach dokumenty pozwalają na odtworzenie większej części wydarzeń, pomiędzy rokiem 1389 a 1390.
      Strony sporu nie mogąc dojść do porozumienia zwróciły się do króla Francji, Karola VI, który pomimo tego, iż wcześniej pozwolił na celebrację wystawienia, tym razem nakazał konfiskatę prześcieradła.
      Można powiedzieć, że zrobił to mając dostateczny do tego powód, którym była prośba biskupa o wejście w posiadanie Całunu, co mogło nakłonić monarchę do poparcia tezy biskupa.
      Gdyby zabieg biskupa zakończył się sukcesem, być może historia Całunu znalazłaby całkowicie inne zakończenie.
      Kanonicy odmówili jednakże wydania Płótna i ze sprawą zwrócili się do władzy papieskiej, reprezentowanej w czasach Roberta de Geneve przez Klemensa VII, antypapieża z   Avignonu.
      Klemens VII, zaangażowany w tą arcytrudną trudną sprawę, gdzie mieszały się ze sobą kwestie religijne, polityczne i rodzinne, znalazł kompromisowe rozwiązanie.
      Nakazał milczenie biskupowi i oficjalnie zezwolił na wystawienia, które odtąd miały odbywać się bez uroczystości i którym miało towarzyszyć wyraźne stwierdzenie, że nie jest to prawdziwy Całun Jezusa, a tylko jego bliżej nieokreślone "wyobrażenie".
      Bardzo ciekawą rzeczą jest to, że na podstawie nieokreślonych i sprzecznych opisów Całunu, przytaczanych przez główne postacie tego biorące udział w wydarzeniach, oczywistym stał się fakt, że nikt - naturalnie oprócz kanoników oraz rodziny de Charny - nigdy nie zobaczył Prześcieradła, a wszystkie poglądy głoszono w oparciu o opowieści  zasłyszane od innych, które nie miały żadnych elementów prawdziwych.
      W taki mniej więcej sposób wyglądała sprawa kościoła w Lirey, na którą wylano rzeki atramentu i którą jeszcze dziś przywołuje się, po to żeby ostatecznie zaprzeczyć autentyczności Całunu.
      Ta odtworzona na podstawie dokumentów, które przetrwały do naszych czasów historia, jakkolwiek znacząca, jest w wielu miejscach bardzo fragmentaryczna, pozostawiająca wiele znaków zapytania co do jej rzeczywistego i właściwego przebiegu.
      Dlatego też trzeba przyjąć domniemanie o istnieniu innych, dzisiaj już zagubionych, zapisów ukazujących inne ważne aspekty tych wydarzeń.
      Historia Całunu niesie wiele zmiennych decyzji papieża, który w parę miesięcy później zmienia tekst swojego zarządzenia na bardziej przychylny. Na koniec zaś udziela uczęszczającym do tego kościoła ludziom odpustu, mając na uwadze fakt, że jest miejscem gdzie przechowywano Święty Całun.
      Punktem krytycznym jest bez wątpienie biskupa Pierre d'Arcis z memoriałem, ale trzeba zaznaczyć obiektywne granice zasięgu zawartych w nim teorii.
      Wydaje się, że jedyną osobą, która przebadała tkaninę, aby wyciągnąć z tego konkretne wnioski był Henry de Poitiers. Jednakże nie istnieje żaden dokument dotyczący tego rozpoznania a tylko Pierre d'Arcis wspomina o nim po wielu latach w swoim piśmie, które poza wszystkim zawiera anomalia swojej formy i które w znanym nam dziś stanie nie wydaje się prawdopodobne -  i można nawet wykluczyć, że kiedykolwiek zostało przesłane na dwór papieski.
      Z drugiej strony dość wyraźnie można stwierdzić, że podstawowy problem autentyczności okazuje się instrumentalnym w stosunku do prawdziwego sedna problemu, który toczy się na liturgicznym i hierarchicznym poziomie.
       Warto też mieć na uwadze, że w dziedzinie krytyki dokumentalnej należy rozdzielić autentyczność formalną od prawdy historycznej.
       Oznacza to, że dokument może być autentyczny, tj. istotnie pochodzić z domniemanego okresu a także może być zredagowany w sposób wyrażający myśl autora, ale jednakże z różnych przyczyn zawierać fałszywe informacje.
       W omawianym przypadku memoriał - jakkolwiek autentyczny - może zawierać informacje wypaczone przez nieznajomość rzeczywistych faktów.
       Co by nie mówić, bezpośrednie badania Całunu całkowicie wykluczyły artystyczne pochodzenie odcisku, a pewność, że badane prześcieradło jest tym samym, które czczono w Lirey i o które toczył się spór, zamienia w pył tezę biskupa Pierre d'Arcis.
       Można również dopuścić stwierdzenie, że biskup na własne oczy rzeczonego całunu nie widział.

       Rodzina Gotfryda de Charny nie miała długiej historii. Jedyną spadkobierczynią, żyjącą jeszcze w XV wieku, jest Małgorzata, córka Gotfryda II, która powtórnie wstąpiła w związek małżeński, poślubiając Huberta de La Roche.
       W roku 1438 ponownie owdowiała, nie doczekawszy się potomstwa. Nietrudno wyobrazić sobie złożoną sytuację, w jakiej znalazła się samotna kobieta w aktualnym porządku społeczno - prawnym.
       Rzeczywiście natrafiamy na ślady obecności Małgorzaty w różnych zakątkach Europy, prawdopodobnie w poszukiwaniu jakiegoś, miejsca, w którym mogłaby osiąść.
       Jest sama, ale wozi ze sobą coś, co uważa za wielki skarb, którego uparcie chroni i który w zrozumiały sposób stara się wykorzystać, wyciągając również i dla siebie pewne korzyści.
       Skarb o którym tutaj mówimy to Całun, który Hubert de La Roche dnia 6 lipca 1418 roku zabrał z kościoła w Lirey razem z innymi relikwiami i kosztownościami, aby uchronić je przed ewentualnym rabunkiem wojennym.
       Zachowało się potwierdzenie niniejszego depozytu, w którym przyrzeka się zwrot wszystkich tych dóbr w chwili ustania niebezpieczeństwa.
       Zwrot, jednak nigdy nie nastąpił, pomimo powtarzających się nakazów kanoników, wielokrotnie wzywających Małgorzatę do stawienia się przed sądem.
       Wśród spraw, wezwań i odroczeń, aż do ekskomuniki nałożonej w roku 1457, udokumentowano podróże Małgorzaty wraz z improwizowanymi wystawieniami, których wynik często okazywał się sprzeczny z oczekiwaniami, jak miało to miejsce w Chimay, gdzie w roku 1449 Małgorzata została zmuszona do pokazania dokumentów, potwierdzających autentyczność Relikwii. Nie mogła uczynić nic innego jak tylko przedstawić wątpliwe postanowienia Klemensa VII.
       Małgorzata zawędrowała na koniec na dwór książąt sabaudzkich, z którym zresztą był powiązany Hubert de La Roche. 
      W roku 1453 w Genewie nastąpiło przekazanie Całunu rodzinie sabaudzkiej. Nad datą tą długo dyskutowano, ponieważ z powodu braku dokumentu odnoszącego się bezpośrednio do tego faktu przekazania. Nie można również określić ani dnia, ani tym bardziej warunków na jakich się to dokonało.
      Istnieje jednak cały szereg zapisów datowanych pomiędzy latami 1453 a 1455, które świadczą o dość ożywionych w tym okresie interesach Małgorzaty z księciem Ludwikiem Sabaudzkim, w których poruszane są bardzo złożone powiązania zarówno finansowe jak i feudalne, i gdzie pojawia się również bardzo interesująca postać, Frangois de La Paluda - niepokornego rycerza, prowadzącego w sabaudzkim państwie żywot bandyty.
      Człowiek ten w jakiś sposób był spadkobiercą Huberta i którego pewne bardzo stare źródła wskazują jako osobę, za pośrednictwem, której Całun znalazł się w ręku rodziny sabaudzkiej. 
      Pierwsze tego rodzaju zapisy pochodzą z dnia 22 marca 1453 roku. Jest to data, którą na podstawie informacji Pingona tradycyjnie przyjęto jako dzień przekazania Całunu.
      Niestety nie ma w nich żadnego wyraźnego odniesienia do Całunu i prawdopodobnie nic takiego nie mogło się tam znaleźć. Mało prawdopodobne wydaje się założenie, iż istniał jakiś oficjalny dokument świadczący o tej cesji - chociażby z tytułu korzyści - świętego przedmiotu ze strony osoby, której posiadania samego przedmiotu odmawiano. 
      Obojętne jak było, od tej daty Całun zaczął stanowić część majątku rodziny sabaudzkiej, (która broniła do niego swoich praw, aż do roku 1983, kiedy to zgodnie z testamentem ostatniego króla Włoch, Umberta II, Całun został przekazany na rzecz Papieża - Stolicy Apostolskiej), a kanonicy z Lirey, straciwszy wszelkie nadzieje na współzawodnictwo z potężnymi książętami, zadowolili się roczną pensją przyznaną im przez Księcia Sabaudii w dniu 6 lutego 1464 roku.

cdn.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Historia całunu cd.


Ostatnim źródłem mówiącym o tej relikwii w Konstantynopolu przed jej zniknięciem w 1204 roku jest relacja kronikarza czwartej krucjaty, Roberta de Clari, który w swoim dziele „Zdobycie Konstantynopola” pisze, ze przed zdobyciem miasta w każdy piątek wystawiano w kościele Świętej Marii w dzielnicy Blacherne „sydoine”, na którym widoczny był wizerunek Chrystusa.
         12 kwietnia 1204 roku krzyżowcy zdobywają Konstantynopol. Kronikarz krucjaty, o którym mowa była powyżej Robert de Clari, pisze, że całun zniknął z miasta.
         Co do dalszych jego losów istnieje kilka hipotez co do dalszych dziejów całunu, w których najczęściej jest wymieniana teoria grecka i teoria templariuszy.
         Zwolennicy teorii greckiej uważają, że po zdobyciu miasta całun trafia do Aten, stając się własnością księcia Aten Ottona de La Roche, powołując się na list Teodora I Laskarysa z 1 sierpnia 1205 roku do papieża Innocentego III (1198 – 1216), informujący, że całun został zabrany przez krzyżowców do Aten.
         W roku 1208 miał zostać przekazany w darze arcybiskupowi Besancon, Amadeuszowi de Tremelay. Tam miał przebywać do 1349 roku, kiedy po pożarze katedry w Besancon całun znika, aby w kilka lat później pojawić się w rękach Gotfryda de Charny.
         Inna wersja teorii mówi, ze Otton de La Roche przywozi całun w 1208 roku do swojego zamku La Roche-sur-L’Ognon w Le Doubs niedaleko Besancon. W 1340 roku Gotfryd de Charmy zawiera ponownie małżeństwo z Joanną de Vergy prawnuczką Ottona de La Roche i w ten sposób wchodzi w posiadanie Całunu.

         Teoria Templariuszy autorstwa Jana Wilson, zakłada, ze całun dostaje się w ręce zakonu templariuszy. Płótno do 1291 roku miałoby przebywać w Akce, jednej z ostatnich twierdz krzyżowców w Palestynie. Potem miało trafić na Cypr, a w roku 1306 zostało przewiezione do Paryża, gdzie znajdowała się główna siedziba zakonu Templum.
        13 października 1307 roku zakon rycerski templariuszy zostaje oskarżony przez króla Filipa IV Pięknego o herezję i kult tajemniczego „bożka” w postaci głowy z brodą (w 1945 roku w Templecombe w Anglii odnaleziono na suficie dębowy panel datowany na koniecXIII wieku z namalowanym na nim wizerunkiem brodatej twarzy, która jest bardzo podobna do obrazu z całunu. Również we Francji, w kaplicy Św Marii du Menez-Hom, znajduje się krzyż, na którym zamiast figury ukrzyżowanego Chrystusa znajduje się tzw „mandylion templariuszy” – poprzeczny prostokąt z kamienia, na którym jest płaskorzeźba przedstawiająca samą twarz Jezusa), na wskutek czego jego członkowie zostają aresztowani.
         19 marca 1314 roku zostaje spalony na stosie ostatni mistrz zakonu templariuszy Jakub de Molay. Wraz z nim ginie również preceptor Normandii Gotfryd de Charnay.
          W związku z tym Wilson sądzi, ze jest to przodek Gotfryda de Charny.
          Podczas studiów dokumentów związanych z procesem zakonu templariuszy badaczka tajnych archiwów watykańskich Barbara Frale napotkała wzmiankę o młodym Francuzie nazwiskiem Amant Sabbatier, który wstąpił do zakonu w 1287 roku. Człowiek ten w swoich zeznaniach ujawnił, że w ramach obrzędu inicjacyjnego został zaprowadzony w „tajemne miejsce, do którego dostęp mieli tylko bracia templariusze. Tam pokazano mu „długie lniane płótno, przedstawiające odbicie postaci mężczyzny” i nakazano mu oddawać wizerunkowi cześć, trzykrotnie całując jego stopy”.
        Należy również dodać, że istnieją dokumenty mówiące o sprzedaży lub podarowaniu w roku 1247 lub 1248 królowi Francji, Ludwikowi IX, płótna określanego jako „Sainte Zoile” przez cesarza łacińskiego w Konstantynopolu, Baldwina II – co mogłoby świadczyć, że całun właśnie do tego roku pozostawał w Konstantynopolu.
        Niestety, nie ma pewności co do dalszych losów tego płótna. Jest jedna z hipotez, która twierdzi, że płótnopo zakupie przez Ludwika IX zostało przez niego podarowane jakiemuś wasalowi i w ten sposób trafiło do rodziny Charny.

cdn.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Trochę o drodze jaką przebył Całun Turyński


       Co by nie powiedzieć na temat Całunu Turyńskiego, jest to bez wątpienia niezwykłe płótno, na którym utrwalony jest obraz pośmiertny człowieka, który oddał swoje życie doznając niewyobrażalnych tortur.
       Pewnie nigdy nie uda się uzyskać 100% potwierdzenia, że jest to wizerunek Chrystusa – Jezusa z Nazaretu, jednak większość głęboko religijnych Chrześcijan wierzy, że tak właśnie jest.
       Ostatnie badania dzięki użyciu najnowocześniejszych technologii, zdają się mówić, że człowiek zawinięty w to płótno wydostał się z niego przenikając jego strukturę, co nawet w obecnych czasach nie może być potwierdzone znanymi zjawiskami.
       Wszystko wskazuje na to, że zwłoki te przeniknęły strukturę tkaniny pozostawiając na nieswój trójwymiarowy obraz.
       Historia wędrówki tego Całunu od momentu jego powstania gdzieś na początku pierwszego wieku naszej ery, co sugeruje, że istotnie mógł otulać ciało Jezusa po jego śmierci, co do której niema wątpliwości.
       Historia tego lnianego płótna będącego całunem pośmiertnym, która zapamiętała jego wizerunek i przechowywana jest obecnie w katedrze pod wezwaniem Św Jana Chrzciciela w Turynie, rozpoczyna się w połowie XIV wieku.
       Pierwsze relacje na temat płótna pogrzebowego Chrystusa można znaleźć oczywiście w ewangeliach.
       W tym miejscu jednak należy zwrócić uwagę, że trzy pierwsze Ewangelie nazywane synoptycznymi – chodzi o Ewangelie Marka, Mateusza i Łukasza – w opisie pogrzebu Jezusa używają pojęcia całun (sindon).
       Natomiast ewangelia Jana mówi o płótnach określanych pojęciem (othonia). Jan dodatkowo wspomina o chuście (sandorion), o której nie wspominają pozostali ewangeliści.
       Kolejnym źródłem, gdzie jest mowa o płótnach pogrzebowych Jezusa, opisującym, co się z nimi stało po jego śmierci jest pochodząca z II wieku naszej ery Ewangelia Hebrajczyków.
       Z dokumentu tego wynika, że Jezus miał oddać swój całun „słudze kapłana” (Puero).
       Jednocześnie należy zauważyć, że wśród historyków i badaczy całunu jest pewna rozbieżność, ponieważ niektórzy z nich uważają, ze kopista przepisując Ewangelię Hebrajczyków pomylił się i w miejscu słowa „Puerto” w oryginale znajdowało się słowo „Petro” (Piotr).
       Stąd wniosek, ze po śmierci Jezusa płotna z jego grobu mogły być zabraneprzez Św Piotra. Tą relację potwierdza częściowo inny dokument, który pochodzi z IV wieku. Otóż jest to relacja św Niny ewangelizującej w tym czasie Gruzję, w której zawarta jest wzmianka o płótnach Chrystusowych.
       Według niej te płótna pogrzebowe przez pewien czas miała w swoim posiadaniu żona Piłata. Potem przeszły w posiadanie ewangelisty Łukasza i dopiero od niego miały trafić do Piotra.
       Jest to jednak zbyt skromna baza źródłowa, która niestety nie pozwala na dokładne ustalenie tego co mogło stać się płótnami pośmiertnymi Jezusa.
       Bardzo wielu uczonych i badaczy całunu uważa, że dzieje tejże tkaniny trzeba łączyć z Edessą (miastem w obecnej południowo wschodniej Turcji), jednym z pierwszych chrześcijańskich miast na Bliskim Wschodzie.
       Wiadomo bowiem, że pierwsi chrześcijanie na wskutek prześladowań zmuszeni byli do ucieczki z Jerozolimy. Najprawdopodobniej schronienie znaleźli właśnie w Odessie i tam też razem z nimi mogły trafić płótna pogrzebowe Jezusa.
       Jednocześnie część historyków wiąże obecność całunu w Odessie z legendą o korespondencji Jezusa z królem Abgarem.
       Abgar V Ukkama bar Manu (czarny), jest postacią rzeczywistą historyczną, który panował w latach 13 do 50 naszej ery i był królem państwa Osroene, którego stolicą była Edessa. Według różnych przekazów król Abgar cierpiał na nieuleczalną chorobę, był to prawdopodobnie czarny trąd. Kiedy doszły do niego wieści o Jezusie z Nazaretu wysłał swojego posłańca z prośbą, żeby Jezus przybył do niego do Odessy i żeby go uzdrowił.
       Najstarszą znaną wersją przypowieści o Agarze jest przekaz zawarty w „Historii kościelnej” Euzebiusza z Cezarei z roku 325. Otóż według jego relacji, posłaniec Abgara, Ananiasz, zaprasza Jezusa do Odessy, ale Jezus odmawia. Jednakże przekazuje Ananiaszowi list do Abgara i obiecuje wysłać jednego ze swoich uczniów, który ma go uzdrowić.
        Inny przekaz tej legendy znajduje się w pochodzącej z IV wieku „Nauki Addaja (Doctrina Addai)”.  Legenda w tym przekazie jest jednak zmieniona. Posłaniec Harman (Ananiasz) maluje portret Jezusa i zabiera go do Odessy. Jezus wysyła również list do Abgara, w którym gwarantuje miastu bezpieczeństwo.
        Abgar gdy po powrocie swojego wysłannika zobaczył cudowny wizerunek zostaje uleczony.
        Manuskrypty syryjskie z Nitry (pochodzące również z IV wieku) przedstawiają tą historię w następujący sposób. Jezus wysyła tylko list do Abgara, w którym obiecuje mu pomoc, a po śmierci Jezusa uczniowie wysyłają do Abgara posłańca (Addai – Thaddeus), który przywozi odbicie i tym uzdrawia Abgara.
        Jeszcze inna relacja znajduje się w pochodzących również z IV wieku „Akt Tadeusza”, będących zmienioną wersją „Nauk Dadaja”. Według tego źródła posłaniec Ananiasz nie jest w stanie namalować portretu, dlatego też Jezus wiedząc o tym, poprosił o obmycie mu twarzy, a następnie osuszył płócienną chustą, którą oddał posłańcowi, a ten z kolei zaniósł ją do Abgara.
       Historyk Ian Wilson zauważa, że wszystkie te opowieści, prawdziwe czy też nie, w jakimś stopniu próbują wytłumaczyć obecność całunu w Odessie i dlatego dalsze losy wiąże z tym właśnie miastem.
       Przekazy mówią, że Agar po cudownym uleczeniu miał przyjąć chrześcijaństwo, ale po jego śmierci Edessa powróciła do swoich dawnych wierzeń, a chrześcijanie byli nadal prześladowani. Jak twierdzi Wilson, płótna chrystusowe ukryto gdzieś w murach miasta z obawy przed zniszczeniem przez wrogów nowej wiary.
       Niezaprzeczalnym faktem pozostaje brak źródeł świadczących o tym co działo się z płótnami w tym okresie.
       Wilson stawia hipotezę, że płótna ukryte w murach Odessy ( a tym samym i Całun Turyński) należy utożsamiać z tkaniną znalezioną w VI wieku i określaną jako mandylion z Edessy.
       Pierwsze relacje o tej tkaninie przekazuje około 594 roku Ewargiusz Scholastyk żyjący w latach 527 – 600, który wspominając o mandylionie z Odessy, używa określenia „acheiropoietos” co znaczy – nie ludzką ręką uczyniony.
       Kronikarz ten pod datą 544 – odnotował cudowne zwycięstwo mieszkańców Edessy nad Persami. Według Ewargiusza właśnie wtedy mandylion miał się odnaleźć w murach miasta i posłużył jako palladium przeciwko wojskom perskim Chosroesa i Anoszirwana.
       Jednak jak zauważa Wilson odnalezienie mandylion musiało nastąpić wcześniej, a relacja Ewargiusza o odnalezieniu pozostaje tylko legendą. Wilson wskazuje na 525 rok jako czas odnalezienia płótna. Powołuje się tutaj na relację Prokopiusza z Cezarei, który wspomina pod tą właśnie datą powódź, jaka wydarzyła się w Odessie.
Powódź ta spowodowała znaczne zniszczenia w mieście i z tego też względu przyszły cesarz Justynian I Wielki zdecydował o jego odbudowie.
       Z polecenia Justyniana rozpoczęto prace rekonstrukcyjne i właśnie wtedy miało nastąpić odnalezienie płótna, czczonego odtąd jako mandylion z Edessy.
       Justynian ufundował wtedy kościół Bożej Mądrości, gdzie mandylion był przechowywany, tyle Ewargiusz.
       We wspomnianych „Aktach Tadeusza”, pochodzących mniej więcej z tego samego okresu co kroniki Ewargiusza, również znajdują się zapisy o odnalezieniu płótna w Odessie , ale autor tego źródła używa na określenie mandylionu pojęcia „tetradiplon” co oznacza – złożony na czworo, a raczej czterokrotnie złożony na dwa.
       Z różnych kopii mandylionu z Edessy wiadomo, że sama tkanina przedstawiała tylko twarz Jezusa, skąd wniosek Wilsona – jeśli założymy, że mandylion i Całun z Turynu to ta sama tkanina – że Całun Turyński musiał być w przeszłości również złożony.
       Wilson dowodzi możliwości złożenia płótna turyńskiego w taki sposób, żeby przedstawiało samo oblicze, a potwierdzeniem tego przypuszczeniabyło badanie tkaniny w 1978 roku, kiedy to naukowcy amerykańscy Jon Jackson i Eric Jumper, przy użyciu najnowszych technik dowiedli, że całun w przeszłości był składany.
       Mandylion w Edessie przechowywany był do 944 roku. Wtedy przeniesiono go do Konstantynopola, co było powiązane z wyprawą bizantyjskiego dowódcy Jana Karkasa na kalifaty arabskie.
       W kwietniu 944 roku Karkaus oblega Edessę i zmusza jej mieszkańców do wydania mandylionu, za co zapłacił władzom arabskim12000 drachm w srebrze i  uwolnił 200 jeńców.
       W Dniu 15 sierpnia 944 roku w dniu uroczystości Wniebowstąpienia Matki Bożej, mandylion  przybywa do Konstantynopola i natychmiast zostaje wystawiony w kościele Świętej Marii w dzielnicy Blacherne. Po czym następnego dnia przeniesiony zostaje do kościoła Hagia Sophia.
        Z tego właśnie powodu zachował się dokument odkryty w latach osiemdziesiątych XX wieku przez Gino Zaninottiego. Źródło to zawiera homilię Grzegorza Referendarza wygłoszonej podczas uroczystości przeniesienia, w której autor wspomina o „krwawiącym boku”.
       Stąd też niektórzy badacze twierdzą, że obecni przy uroczystości musieli widzieć całe ciało i wyciągają wniosek, że całun był wówczas ponownie zwinięty.
       Wilson natomiast uważa, że rozwinięcie musiało nastąpić znacznie później (XI – XII wiek), powołując się na ikonografię, w której od tego czasu pojawia się scena opłakiwania, przedstawiająca między innymi Józefa z Arymatei i Nikodema, owijając ych całe ciało Jezusa.

cdn