piątek, 29 marca 2013

Całun Turyński: Ta krew jest wciąż czerwona


      Dziś wielki piątek, więc okazja do rozmyślań na temat jednej z największych tajemnic i zagadek chrześcijaństwa. Każdy z nas obojętne wierzący czy nie, spotkał się z ewangelicznym przekazem o życiu i męczeńskiej śmierci Chrystusa. Przytoczę więc trochę fragmentów z książki traktującej o badaniach prowadzonych na Całunie Turyńskim.
      Całun Turyński jest najbardziej niezwykłą ze wszystkich relikwii chrześcijaństwa.  
      Najbardziej zdumiewającym jego rysem jest trójwymiarowy portret  mężczyzny, który był nim owinięty - pisze w swojej książce Aleksandra Polewska.

Zdjęcie fragmentu Całunu Turyńskiego

Jak wyglądał człowiek, którego obraz utrwalił się na płótnie? Ilu ran na ciele tego mężczyzny doliczyli się medycy sądowi? Jaką śmiercią umarł? Dlaczego krew na całunie jest nadal czerwona - odpowiedzi na te i wiele innych pytań zebrała autorka książki "Piątek, zmienił
Wszystko” oto fragmenty.

Czym jest Całun Turyński?

(...) Całun jest lnianym płótnem (reperowanym w czasach nowożytnych bawełnianymi nićmi), w które po śmierci owinięto ciało Chrystusa. Widoczna jest na nim postać umarłego Jezusa oraz ponad 600 śladów po ranach powstałych w czasie Jego męki.
Tkanina nosi ślady krwi grupy AB+.
Naukowcy znaleźli w niej również mikroskopijne cząsteczki czarnej sosny, z której zrobiony był krzyż Chrystusa, a także między innymi mirry i aloesu - ziół, których używano przy namaszczaniu ciała Jezusa po zdjęciu z krzyża.
Wyniki badań metodą izotopu węgla (ogłoszone w 2011 roku) poświadczyły, że tkanina pochodzi z I wieku i wbrew wcześniejszym (1988 rok) ustaleniom nie jest średniowiecznym fałszerstwem.

Męka Pańska a medycyna sądowa

Najwybitniejsi uczeni badający Całun Turyński nie mają wątpliwości, że najsłynniejsza relikwia Turynu - nazywana także matką wszystkich relikwii - jest płótnem pogrzebowym Jezusa z Nazaretu. Co ciekawe, mówią to zwłaszcza ci badacze, którzy nie przywiązują zbytniej wagi do religii.
Obraz człowieka z całunu, utrwalony na przedniej i tylnej stronie tkaniny, jest fotografią nie tylko niewyobrażalnych cierpień fizycznych, jakie mu zadano, ale także Jego agonii i tego, co działo się z Nim już po śmierci.
Przez całe dziesięciolecia na podstawie tejże - najbardziej niezwykłej w historii fotografii - specjaliści medycyny sądowej, krok po  kroku, odtwarzali tortury, jakim Go poddano oraz tego, jak stopniowo wyniszczały one Jego organizm. W niniejszej części książki opowiem o najważniejszych ustaleniach, jakie poczynili w tych kwestiach.

Sześć setek ran

Ogółem na ciele człowieka z całunu, a ściślej rzecz ujmując, na jego przednim i tylnym odbiciu (nie wiemy, jak wyglądały boki) specjaliści z zakresu medycyny sądowej naliczyli około 600 ran. (Piszę "około", ponieważ część badaczy twierdzi, że jest ich blisko 600, a część - że ponad 600). Wiele z nich to rany powstałe na skutek uderzenia biczem: głównie na plecach, pośladkach i podudziach.
Stwierdzono również rozmaite ślady po wyciekach krwi, a w tym przede wszystkim takie, które powstały w rezultacie ran kłutych, zlokalizowane w obrębie głowy; przebicia lewego nadgarstka; przebicia stóp; przebicia prawego boku.
Oprócz tego zaobserwowano rozległe obszary zdartej skóry na plecach spowodowane wskutek tarcia ciężkim i kanciastym przedmiotem. Teraz przyjrzyjmy się wymienionym ranom nieco bliżej.

Flagrum Romanum

Jak wiemy z ewangelicznych zapisów, Piłat rozkazał ubiczować Chrystusa. Na plecach, pośladkach i nogach (głównie podudziach) człowieka z całunu zidentyfikowano ponad 120 ran, które powstały w wyniku biczowania. Ponieważ rany odniesione wskutek chłosty mają dwa kierunki, badacze uznali, że biczujących człowieka z całunu musiało być dwóch, a Chrystus był biczowany na sposób rzymski.
Czym różniła się chłosta rzymska od żydowskiej? Otóż prawo żydowskie ograniczało biczowanie do maksimum 40 uderzeń. Rzymskie zaś, w którym liczba uderzeń była praktycznie nieograniczona, uchodziło za tak okrutne, że nie wolno go było stosować wobec obywateli rzymskich.
Do wykonywania owej kary używano bicza zwanego flagrum (ewentualnie taxillum). Składał się on z rękojeści, do której przymocowywano kilka rzemieni. Każdy z rzemieni flagrum zakończony był jedną lub dwoma kulkami wykonanymi z żeliwa, ołowiu, kości lub krzemienia, często posiadającymi kolce lub haczyki. Haczyki w momencie uderzenia wbijały się w skórę, zahaczały o nią i w chwili, gdy oprawcy odrywali bicz od skazańca, by za sekundę uderzyć nim ponownie, rozorywały ciało i wyrywały jego cząstki.
Badacze całunu twierdzą, że biczowanie spowodowało u Chrystusa zmiany o charakterze przesiąkowo-odczynowym w jamach osierdziowej i opłucnej, co - prócz wykrwawienia - wywoływało wstrząs traumatyczny. Jedno i drugie przyczyniło się wkrótce do stosunkowo szybkiej śmierci Jezusa na krzyżu.
Biczowanie stosowano przez Rzymian wyłącznie w dwóch przypadkach: w celu zmuszenia skazańca do złożenia zeznań i przyznania się do winy lub jako okrutne preludium do śmierci krzyżowej. Jednak najczęściej kończyło się śmiercią wychłostanego.

Ślady po cierniach

Uczeni zlokalizowali również liczne wycieki krwi na wysokości czoła, skroni i włosów, które natychmiast skojarzyły im się jako skutek nałożenia na głowę korony cierniowej, zważywszy, że na całunie stwierdzono obecność pyłków zizyphus vulgaris lam, a więc kolczastego krzaku rosnącego w Jerozolimie i okolicach, z gałęzi którego upleciona była korona cierniowa. (...)

Szczeliny Despota

Człowiek z całunu nie ma śladów po ranach na śródręczu. Zresztą na tkaninie utrwalił się wyłącznie obraz Jego lewej dłoni. Prawa jest niewidoczna, gdyż spoczywa pod nią. Wiemy, że mężczyznę z całunu poddano okrutnym torturom, a następnie ukrzyżowano. Jego ręce jednak zostały przebite gwoździami w czasie krzyżowania nie na wysokości śródręcza, a w nadgarstkach.
Gdyby skazanych na śmierć krzyżową przybijano do krzyża, przebijając im wnętrza dłoni, dłonie rozerwałyby się niechybnie pod ciężarem ciała, a skazaniec spadłby na ziemię. Tak więc, by przybicie rąk utrzymało człowieka na krzyżu, przekłuwano gwoździami jego nadgarstki, a dokładnie miejsce zwane szczeliną Destota.
Przebicie w tym miejscu nie tylko dawało pewność, że skazaniec utrzyma się na krzyżu, ale dodatkowo nie powodowało niebezpiecznego krwotoku. Wywołuje to jednak zjawisko odruchowe w postaci skurczu kciuka do wnętrza dłoni. Jest to rezultat częściowego zranienia nerwu pośrodkowego gwoździem.
Dłonie człowieka z całunu mają po cztery palce - dodajmy, że widoczne dla nas. Kciuki są schowane na skutek wspomnianego skurczu.

cdn


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz