środa, 11 czerwca 2014

Uzdrawianie duchowe

Uzdrawianie duchowe

Metoda „postanowień


Moc słowa jest uzależniona od twojej wiary.
Wystarczy żebyśmy uświadomili sobie, że moc, która kieruje światem, działa dla nas i nadaje wagę naszym słowom.
Jeśli pomyślimy o tym to ta właśnie przysporzy nam pewności siebie i ufności. Przecież o to chodzi, żeby połączyć własną moc z mocą Boga – dlatego wszelka duchowa przemoc jest nieporozumieniem.
Pewna młoda dziewczyna zastosowała metodę postanowień wobec młodzieńca, który ciągle jej się naprzykrzał prosząc o randkę i nawet zaczął przychodzić po nią do biura na zakończenie dnia. Był tak natarczywy, że nie mogła się go w żaden sposób pozbyć.
Zastanawiała się co robić aż pewnego dnia sformułowała następujące postanowienie: „Daję mu swobodę i powierzam go boskiej opiece. Jestem wolna i on jest wolny. Moje słowa znajdą oddźwięk, powszechna mądrość wykona moje postanowienie. Tak jest i nie inaczej”
Według jej relacji natrętny chłopak więcej się u niej nie pojawił i w żaden sposób już do niej nie odezwał.
„Zamiary swe przeprowadzisz, na drodze twej światło zabłyśnie.”

Kilka wskazówek na podsumowanie.

Zostań architektem własnego umysłu, by używając sprawdzonych technik zbudować
lepsze i szlachetniejsze życie.
Twoje pragnienie jest modlitwa. Wyobraź sobie w plastyczny sposób, że ono już się
urzeczywistniło - a modlitwa będzie wysłuchana.
Wyraź życzenie, byś doszedł do celu - z niezawodną pomocą nauki o umyśle.
Ze scen, jakie wypróbowałeś w umyśle, zbuduj życie promieniejące zdrowiem,
powodzeniem i pomyślnością.
Prowadź eksperymenty naukowe, aż sam sobie dostarczysz dowodu, że powszechna
mądrość podświadomości zawsze reaguje bezpośrednio na twoje świadome myślenie.
W niezmąconym oczekiwaniu na spełnienie pragnień niech przepełnia cię szczęście i
radość. Każde wyobrażenie w twoim umyśle stanowi tworzywo twoich pragnień i dowodzi
istnienia rzeczy niewidzialnych.
Jedno wyobrażenie jest więcej warte niż tysiąc słów. Twoja podświadomość
urzeczywistni każdy obraz, który z niezachwianą wiarą utrwali się w umyśle.
W modlitwie unikaj gwałtownych wysiłków umysłu i nie próbuj niczego wymuszać.
Wprawiaj się w półsen i kołysz się do snu pewnością, że twoja modlitwa będzie wysłuchana.
Pamiętaj, że serce przepełnione wdzięcznością otwiera się na dobrodziejstwa
wszechświata.
„Twierdzic” to uznawać, że coś jest takie a nie inne. Obstawaj przy tym, choćby
przeczyły temu pozory - a doczekasz wysłuchania swoich modlitw.
Wytwarzaj fale harmonii, zdrowia i spokoju, medytując o miłości i chwale Bożej.
Zdarzy się to, co postanowisz i uznasz za słuszne. Spośród wszystkiego wybierz harmonię, zdrowie, spokój, pomyślność i dostatek.
Zasługujesz na wszystko, czego pragniesz.


wtorek, 10 czerwca 2014

Uzdrawianie duchowe

Metoda „absolutna”

Tą formę terapii modlitwą stosuje ze znakomitym skutkiem wiele ludzi na całym świecie. Terapeuta wypowiada nazwisko pacjenta i oddaje się rozważaniu o Bogu. Roztacza przed sobą, na przykład, taką wizję: „Bóg jest źródłem wszelkiej szczęśliwości, jest nieskończoną miłością, zrozumieniem, wszechmocą, mądrością, doskonałą harmonią, Bóg jest doskonałością!”
Moc owych cichych medytacji podnosi jego świadomość na wyższy poziom, przestawia umysł na inną „długość fal”. Czuje, jak miłość Boża gasi w umyśle i ciele uzdrawianego wszystko, co z nią sprzeczne, jak pierzcha wszystko, co złe i negatywne, jak znikają dolegliwości i troski.
Tą absolutną metodę modlitwy porównać można z terapią ultradźwiękami, której nie będę tutaj objaśniał.
Im wyższy jest poziom świadomości, na jaką dźwignię nas rozważanie o Bogu, tym częstsze i mocniejsze są fale duchowe płynącego z nas zdrowia, harmonii i spokoju. Ten rodzaj terapii modlitwą prowadził do wielu niezwykłych uzdrowień.

Pozwolę sobie przytoczyć tutaj jedno z uzdrowień Quimby’ego, który stosował metodę absolutną w ostatnich latach swojej działalności. Można śmiało powiedzieć, że był prekursorem medycyny psychosomatycznej i na pewno pierwszym psychoanalitykiem. Potrafił niczym jasnowidz rozpoznawać przyczyny chorób, bólów i dolegliwości u swoich pacjentów.

Otóż pewnego razu został wezwany do sparaliżowanej i obłożnie chorej staruszki. Uzna jej chorobę za skutek bardzo ciasno pojętej wiary, która tak owładnęła staruszką, że nie pozwalała jej ani wstawać ani chodzić. Żyła w ustawicznym strachu na skutek zbyt dosłownych interpretacji Biblii. „Umysł i Boża potęga” stwierdził Quimby, „próbowały rozerwać te kajdany, odwalić kamień z grobu i zmartwychwstać”. Każde miejsce w Biblii, które jej ktoś objaśniał, stawało się dla niej źródłem głębokich zmartwień, zamiast być płodnym ziarnem. A jednak głodna była życia. Quimby postawił diagnozę, że jest to zamroczenie umysłu, w którym stany podniecenia i lęku wynikały z trudności zrozumienia jakiegoś miejsca w Biblii. Ów stan ducha przejawił się fizycznie uczuciem ciężkości i ospałości, które nasiliło się aż po paraliż.
Kiedy Quimby to zrozumiał zapytał chorą, co jej zdaniem oznacza cytat w Biblii: „Jeszcze krótki czas jestem z wami, a potem pójdę do tego, który Mnie posłał. Będziecie mnie szukać a nie znajdziecie, a tam, gdzie Ja będę potem wy wejść możecie.” (J 7.33-34)
Starsza pani odpowiedziała, że chodzi o wniebowstąpienie Chrystusa. Wtedy doktor podał jej własną interpretację, wyjaśnił jej mianowicie, że „Jeszcze krótki czas jestem z tobą” oznacza ten czas, który on poświęca badaniu przyczyn jej choroby i jej uczuć – innymi słowy, że współczując z nią, nie może jednak dłużej trwać w tym stanie. Następnym krokiem będzie pójście „do Tego, który go posłał”, co oznacza drzemiącą we wszystkich ludziach twórczą moc Boga.
Zarazem Quimby wyobraził sobie boski ideał, czyli działającą w chorej witalność, harmonię, mądrość i moc Boga. Powiedział, więc kobiecie: „Tam dokąd idę, pani pójść nie może, panią przykuwa do łóżka własna wiara, a ja jestem zdrowy”.
Modlitwa i te słowa wyzwoliły w staruszce natychmiastową reakcję fizyczną a równie dramatyczna przemiana nastąpiła w jej umyśle podniosła się z łóżka i poszła bez kul.

Quimby komentował ten przypadek tak: prawda stała się dla tej kobiety zmartwychwstaniem – jak gdyby biblijnym aniołem, który odsunął ciężar strachu, niewiedzy i przesądów z grobu, w jakim żyła i dlatego mówił jej o zmartwychwstaniu Chrystusa, wiążąc to wydarzenie z jej zdrowiem.

Uzdrawianie duchowe

Metoda „dowodu”


Nazwa tej techniki mówi sama za siebie.
Jako pierwszy stosował ją dr Phineas Parkhurst Quimby prekursor uzdrowicielstwa duchowo-psychicznego, żyjący ponad sto lat temu w Belfaście – w stanie Maine. Swoje sukcesy opisał w pamiętnikach, które wydano w 1921 roku. Zawarto w niej ciekawe relacje o sukcesach uzdrowicielskich. Tego człowieka uważano za leczącego modlitwą. Z jego opisów wynika, że dokonał wiele uzdrowień opisywanych w biblii jako cudowne.
Metoda dowodu polega , według Quimby’ego, na tym, że aby dowieść logicznie samemu sobie i pacjentowi, że choroba jest wyłącznie skutkiem jego niezrozumienia wiary, bezzasadnych obaw oraz negatywnych myśli i wyobrażeń. Tylko ktoś, kto sam zrozumie rzeczywiste zależności, zdoła przekonać pacjenta, że jego dolegliwości to jedynie fizyczny przejaw destruktywnych nawyków myślowych, że przybierają one postać choroby, ponieważ pacjent niesłusznie uwierzył w jej zewnętrzne przyczyny, że łatwo położyć jej kres poprzez odpowiednią zmianę postawy.
A wygląda to tak, że objaśniamy choremu, że wystarczy, by zmienił postawę umysłu, a wyzdrowieje, że podświadomość stworzyła ciało i wszystkie jego narządy. A kto wie o swoim dziele więcej niż jego twórca? Tłumaczymy pacjentowi, że dzięki temu podświadomość sama najlepiej potrafi usunąć szkodę, że zaczyna go ona uzdrawiać, zanim jeszcze zdążymy wymówić te słowa.
W ten sposób przed stołem sędziowskim umysłu wygłaszamy, niczym adwokat, mowę o tym, że choroba to jedynie cień chorobliwego świata wyobrażeń. Trzeba ukuć jak najspójniejszy łańcuch dowodów na istnienie tej wewnętrznej uzdrowicielskiej siły, która stworzywszy wszelkie narządy, zna doskonały wzorzec każdej komórki, każdego nerwu i każdej tkanki. Twoja wiara i zdolność wczuwania się oczyszcza pacjenta z zarzutu, jakim jest jego dolegliwość. Twoje dowody są przytłaczające – bo istnieje tylko jeden, wspólny ludziom powszechny umysł, twoja pewność przeniesie się na chorego, działając na niego uzdrawiająco.
Taka metoda uzdrawiania odpowiada w głównym zarysie terapii jaką stosował Quimby w latach 1849 – 1869.