poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Trochę o drodze jaką przebył Całun Turyński


       Co by nie powiedzieć na temat Całunu Turyńskiego, jest to bez wątpienia niezwykłe płótno, na którym utrwalony jest obraz pośmiertny człowieka, który oddał swoje życie doznając niewyobrażalnych tortur.
       Pewnie nigdy nie uda się uzyskać 100% potwierdzenia, że jest to wizerunek Chrystusa – Jezusa z Nazaretu, jednak większość głęboko religijnych Chrześcijan wierzy, że tak właśnie jest.
       Ostatnie badania dzięki użyciu najnowocześniejszych technologii, zdają się mówić, że człowiek zawinięty w to płótno wydostał się z niego przenikając jego strukturę, co nawet w obecnych czasach nie może być potwierdzone znanymi zjawiskami.
       Wszystko wskazuje na to, że zwłoki te przeniknęły strukturę tkaniny pozostawiając na nieswój trójwymiarowy obraz.
       Historia wędrówki tego Całunu od momentu jego powstania gdzieś na początku pierwszego wieku naszej ery, co sugeruje, że istotnie mógł otulać ciało Jezusa po jego śmierci, co do której niema wątpliwości.
       Historia tego lnianego płótna będącego całunem pośmiertnym, która zapamiętała jego wizerunek i przechowywana jest obecnie w katedrze pod wezwaniem Św Jana Chrzciciela w Turynie, rozpoczyna się w połowie XIV wieku.
       Pierwsze relacje na temat płótna pogrzebowego Chrystusa można znaleźć oczywiście w ewangeliach.
       W tym miejscu jednak należy zwrócić uwagę, że trzy pierwsze Ewangelie nazywane synoptycznymi – chodzi o Ewangelie Marka, Mateusza i Łukasza – w opisie pogrzebu Jezusa używają pojęcia całun (sindon).
       Natomiast ewangelia Jana mówi o płótnach określanych pojęciem (othonia). Jan dodatkowo wspomina o chuście (sandorion), o której nie wspominają pozostali ewangeliści.
       Kolejnym źródłem, gdzie jest mowa o płótnach pogrzebowych Jezusa, opisującym, co się z nimi stało po jego śmierci jest pochodząca z II wieku naszej ery Ewangelia Hebrajczyków.
       Z dokumentu tego wynika, że Jezus miał oddać swój całun „słudze kapłana” (Puero).
       Jednocześnie należy zauważyć, że wśród historyków i badaczy całunu jest pewna rozbieżność, ponieważ niektórzy z nich uważają, ze kopista przepisując Ewangelię Hebrajczyków pomylił się i w miejscu słowa „Puerto” w oryginale znajdowało się słowo „Petro” (Piotr).
       Stąd wniosek, ze po śmierci Jezusa płotna z jego grobu mogły być zabraneprzez Św Piotra. Tą relację potwierdza częściowo inny dokument, który pochodzi z IV wieku. Otóż jest to relacja św Niny ewangelizującej w tym czasie Gruzję, w której zawarta jest wzmianka o płótnach Chrystusowych.
       Według niej te płótna pogrzebowe przez pewien czas miała w swoim posiadaniu żona Piłata. Potem przeszły w posiadanie ewangelisty Łukasza i dopiero od niego miały trafić do Piotra.
       Jest to jednak zbyt skromna baza źródłowa, która niestety nie pozwala na dokładne ustalenie tego co mogło stać się płótnami pośmiertnymi Jezusa.
       Bardzo wielu uczonych i badaczy całunu uważa, że dzieje tejże tkaniny trzeba łączyć z Edessą (miastem w obecnej południowo wschodniej Turcji), jednym z pierwszych chrześcijańskich miast na Bliskim Wschodzie.
       Wiadomo bowiem, że pierwsi chrześcijanie na wskutek prześladowań zmuszeni byli do ucieczki z Jerozolimy. Najprawdopodobniej schronienie znaleźli właśnie w Odessie i tam też razem z nimi mogły trafić płótna pogrzebowe Jezusa.
       Jednocześnie część historyków wiąże obecność całunu w Odessie z legendą o korespondencji Jezusa z królem Abgarem.
       Abgar V Ukkama bar Manu (czarny), jest postacią rzeczywistą historyczną, który panował w latach 13 do 50 naszej ery i był królem państwa Osroene, którego stolicą była Edessa. Według różnych przekazów król Abgar cierpiał na nieuleczalną chorobę, był to prawdopodobnie czarny trąd. Kiedy doszły do niego wieści o Jezusie z Nazaretu wysłał swojego posłańca z prośbą, żeby Jezus przybył do niego do Odessy i żeby go uzdrowił.
       Najstarszą znaną wersją przypowieści o Agarze jest przekaz zawarty w „Historii kościelnej” Euzebiusza z Cezarei z roku 325. Otóż według jego relacji, posłaniec Abgara, Ananiasz, zaprasza Jezusa do Odessy, ale Jezus odmawia. Jednakże przekazuje Ananiaszowi list do Abgara i obiecuje wysłać jednego ze swoich uczniów, który ma go uzdrowić.
        Inny przekaz tej legendy znajduje się w pochodzącej z IV wieku „Nauki Addaja (Doctrina Addai)”.  Legenda w tym przekazie jest jednak zmieniona. Posłaniec Harman (Ananiasz) maluje portret Jezusa i zabiera go do Odessy. Jezus wysyła również list do Abgara, w którym gwarantuje miastu bezpieczeństwo.
        Abgar gdy po powrocie swojego wysłannika zobaczył cudowny wizerunek zostaje uleczony.
        Manuskrypty syryjskie z Nitry (pochodzące również z IV wieku) przedstawiają tą historię w następujący sposób. Jezus wysyła tylko list do Abgara, w którym obiecuje mu pomoc, a po śmierci Jezusa uczniowie wysyłają do Abgara posłańca (Addai – Thaddeus), który przywozi odbicie i tym uzdrawia Abgara.
        Jeszcze inna relacja znajduje się w pochodzących również z IV wieku „Akt Tadeusza”, będących zmienioną wersją „Nauk Dadaja”. Według tego źródła posłaniec Ananiasz nie jest w stanie namalować portretu, dlatego też Jezus wiedząc o tym, poprosił o obmycie mu twarzy, a następnie osuszył płócienną chustą, którą oddał posłańcowi, a ten z kolei zaniósł ją do Abgara.
       Historyk Ian Wilson zauważa, że wszystkie te opowieści, prawdziwe czy też nie, w jakimś stopniu próbują wytłumaczyć obecność całunu w Odessie i dlatego dalsze losy wiąże z tym właśnie miastem.
       Przekazy mówią, że Agar po cudownym uleczeniu miał przyjąć chrześcijaństwo, ale po jego śmierci Edessa powróciła do swoich dawnych wierzeń, a chrześcijanie byli nadal prześladowani. Jak twierdzi Wilson, płótna chrystusowe ukryto gdzieś w murach miasta z obawy przed zniszczeniem przez wrogów nowej wiary.
       Niezaprzeczalnym faktem pozostaje brak źródeł świadczących o tym co działo się z płótnami w tym okresie.
       Wilson stawia hipotezę, że płótna ukryte w murach Odessy ( a tym samym i Całun Turyński) należy utożsamiać z tkaniną znalezioną w VI wieku i określaną jako mandylion z Edessy.
       Pierwsze relacje o tej tkaninie przekazuje około 594 roku Ewargiusz Scholastyk żyjący w latach 527 – 600, który wspominając o mandylionie z Odessy, używa określenia „acheiropoietos” co znaczy – nie ludzką ręką uczyniony.
       Kronikarz ten pod datą 544 – odnotował cudowne zwycięstwo mieszkańców Edessy nad Persami. Według Ewargiusza właśnie wtedy mandylion miał się odnaleźć w murach miasta i posłużył jako palladium przeciwko wojskom perskim Chosroesa i Anoszirwana.
       Jednak jak zauważa Wilson odnalezienie mandylion musiało nastąpić wcześniej, a relacja Ewargiusza o odnalezieniu pozostaje tylko legendą. Wilson wskazuje na 525 rok jako czas odnalezienia płótna. Powołuje się tutaj na relację Prokopiusza z Cezarei, który wspomina pod tą właśnie datą powódź, jaka wydarzyła się w Odessie.
Powódź ta spowodowała znaczne zniszczenia w mieście i z tego też względu przyszły cesarz Justynian I Wielki zdecydował o jego odbudowie.
       Z polecenia Justyniana rozpoczęto prace rekonstrukcyjne i właśnie wtedy miało nastąpić odnalezienie płótna, czczonego odtąd jako mandylion z Edessy.
       Justynian ufundował wtedy kościół Bożej Mądrości, gdzie mandylion był przechowywany, tyle Ewargiusz.
       We wspomnianych „Aktach Tadeusza”, pochodzących mniej więcej z tego samego okresu co kroniki Ewargiusza, również znajdują się zapisy o odnalezieniu płótna w Odessie , ale autor tego źródła używa na określenie mandylionu pojęcia „tetradiplon” co oznacza – złożony na czworo, a raczej czterokrotnie złożony na dwa.
       Z różnych kopii mandylionu z Edessy wiadomo, że sama tkanina przedstawiała tylko twarz Jezusa, skąd wniosek Wilsona – jeśli założymy, że mandylion i Całun z Turynu to ta sama tkanina – że Całun Turyński musiał być w przeszłości również złożony.
       Wilson dowodzi możliwości złożenia płótna turyńskiego w taki sposób, żeby przedstawiało samo oblicze, a potwierdzeniem tego przypuszczeniabyło badanie tkaniny w 1978 roku, kiedy to naukowcy amerykańscy Jon Jackson i Eric Jumper, przy użyciu najnowszych technik dowiedli, że całun w przeszłości był składany.
       Mandylion w Edessie przechowywany był do 944 roku. Wtedy przeniesiono go do Konstantynopola, co było powiązane z wyprawą bizantyjskiego dowódcy Jana Karkasa na kalifaty arabskie.
       W kwietniu 944 roku Karkaus oblega Edessę i zmusza jej mieszkańców do wydania mandylionu, za co zapłacił władzom arabskim12000 drachm w srebrze i  uwolnił 200 jeńców.
       W Dniu 15 sierpnia 944 roku w dniu uroczystości Wniebowstąpienia Matki Bożej, mandylion  przybywa do Konstantynopola i natychmiast zostaje wystawiony w kościele Świętej Marii w dzielnicy Blacherne. Po czym następnego dnia przeniesiony zostaje do kościoła Hagia Sophia.
        Z tego właśnie powodu zachował się dokument odkryty w latach osiemdziesiątych XX wieku przez Gino Zaninottiego. Źródło to zawiera homilię Grzegorza Referendarza wygłoszonej podczas uroczystości przeniesienia, w której autor wspomina o „krwawiącym boku”.
       Stąd też niektórzy badacze twierdzą, że obecni przy uroczystości musieli widzieć całe ciało i wyciągają wniosek, że całun był wówczas ponownie zwinięty.
       Wilson natomiast uważa, że rozwinięcie musiało nastąpić znacznie później (XI – XII wiek), powołując się na ikonografię, w której od tego czasu pojawia się scena opłakiwania, przedstawiająca między innymi Józefa z Arymatei i Nikodema, owijając ych całe ciało Jezusa.

cdn 

niedziela, 31 marca 2013

Całun Turyński: Ta krew jest wciąż czerwona II


Różnica w długości nóg

Stopy Chrystusa przybito do krzyża przy użyciu jednego długiego gwoździa, tak że lewa stopa była skrzyżowana na prawej. W stopach znajduje się miejsce, które przypomina szczelinę Destota. Umiejscowione jest ono w kości stępu, przed kością łódkowatą.
Szczegółem, który trudno przeoczyć, analizując sylwetkę człowieka z całunu, jest różnica w długości Jego nóg. Na tylnej stronie płótna widać wyraźnie, że lewa noga jest znacząco krótsza od prawej. O czym to świadczy? Czyżby Chrystus utykał, a ewangelie nie wspomniały o tym ani słowem, bo nie wypadało pisać, że Syn Boży był kulawy? A jeśli utykał, to na skutek czego: wady wrodzonej czy jakiegoś źle leczonego złamania?
Biegli z zakresu medycyny sądowej są pewni, że różnica w długości kończyn dolnych, którą widać na całunie, nie ma związku z żadną wadą. Człowiek z całunu w rezultacie urazów powstałych w czasie dźwigania krzyża doznał zwichnięcia biodra i deformacji barku.
Jak już wspomniałam, kiedy przybijano Go do krzyża, najpierw przyłożono do niego prawą stopę, a dopiero do niej skręconą lewą. Gdy ciało zdjęto, stężenie pośmiertne mięśni spowodowało zesztywnienie ciała w takiej pozycji, że biodro było wzniesione, nogi wyglądały jak zdeformowane, natomiast bark był opuszczony.
Taki wizerunek utrwalił się de facto na całunie. Co ciekawe, również taki obraz przybijania Chrystusowych nóg do krzyża zobaczyła w jednej ze swych wizji bł. Katarzyna Emmerich.
Dodam jeszcze, że według badaczy do krzyża człowieka z całunu nie przytwierdzono drewnianego klocka czy pochyłej, krótkiej belki pod stopy - jak przedstawia się to często w sztuce. Gdyby tak było, Jego agonia trwałaby o wiele dłużej. Mając się o co oprzeć nogami, nie zwisałby całym ciężarem ciała w dół i nie musiałby walczyć o każdy haust powietrza.

Między piątym a szóstym żebrem

Rana zadana Chrystusowi włócznią przez jednego z rzymskich żołnierzy jest doskonale widoczna na całunie. Znajduje się ona między piątym a szóstym żebrem, oczywiście na prawym boku.
Rana pozostała otwarta, co dowodzi, że mamy do czynienia z raną pośmiertną. Kierunki wypływów krwi wskazują, że ciało znajdowało się w pozycji pionowej, a także obficie krwawiło, gdy złożono je w pozycji poziomej.
Według badaczy całunu przedmiot, którym tę ranę zadano, musiał przebić opłucną, osierdzie i prawy przedsionek serca. Jak wyjaśnia Denis Desforges w książce "Sprawa Całunu Turyńskiego", żołnierz rzymski przebił serce z prawej, a nie lewej (jakby wydawało się logiczne) strony, ponieważ "w piechocie rzymskiej uczono zadawania takiego ciosu z prawej strony przy użyciu lewej ręki. Było to uderzenie nie do odparcia, nieoczekiwane i zawsze śmiertelne, ponieważ przeciwnik, zakrywający serce umieszczoną z lewej strony tarczą, pozostawiał prawą stronę odkrytą, a uderzenie łatwiej przechodziło za tarczą". Mamy więc dodatkową wskazówkę, która dowodzi, że mężczyzna z całunu żył w czasach rzymskich.

Otarcia

Na ramionach i plecach człowieka z całunu widoczne są proste ślady o szerokości około 10 centymetrów. Wyglądają na powstałe w wyniku tarcia ciężkim i chropowatym lub kanciastym przedmiotem. Tarcie to wywoływało ponowne otwarcie powstałych na skutek biczowania ran.
Naukowcy badający całun twierdzą, że przedmiotem tym niemal na 100 procent był krzyż. (...)

Pięściami po twarzy

Policzkowanie kojarzy nam się przede wszystkim z uderzaniem w twarz otwartą dłonią, w związku z czym policzkowanie, jakiego doświadczył na początku swojej męki Chrystus, w świetle zapisów ewangelicznych przywołuje przed nasze oczy, taki właśnie obraz.
Tymczasem Jezus był po prostu zwyczajnie bity po twarzy rękami, a raczej pięściami sług arcykapłana oraz żołnierzy Piłata. Wskazuje na to wyraźnie analiza urazów oblicza człowieka z całunu. Widać na niej: obrzmienie obu łuków brwiowych, pęknięcie prawej powieki, dużą opuchliznę pod prawym okiem, spuchnięcie nosa, ranę na prawym policzku w kształcie trójkąta, opuchliznę na lewym policzku, a także obrzęk na lewej stronie podbródka.

Crurifragium - łamanie goleni

Crurifragium to rzymska technika przyspieszania śmierci męczącego się na krzyżu skazańca, polegająca na łamaniu mu kości podudzi. Jak wiadomo z Ewangelii św. Jana, Chrystusowi nie połamano goleni, bo umarł stosunkowo szybko.
Naukowcy badający relikwię z Turynu ustalili, że człowiekowi z całunu również nie połamano goleni.

Tajemnice bilirubiny

O czym mówi krew z całunu? Zacznijmy od tego, że w 1981 roku włoska grupa badaczy pod kierownictwem Baima Bollone potwierdziła istnienie plam zaschniętej krwi ludzkiej na Całunie Turyńskim i określiła jej grupę jako AB.
Analizy Johna H. Hellera i Alana D. Adlera wykazały, że plamy krwi zawierają porfirynę, czyli składnik hemoglobiny, methemoglobinę - pochodną hemoglobiny, a także białko i bilirubinę. Obecność bilirubiny dowodzi, że człowiek z całunu doświadczył przed śmiercią ogromnych tortur. Substancja ta bowiem występuje w zwiększonej ilości u osób, które przeszły potężną traumę.
Na płótnie z Turynu odkryto też obwódki surowicy wokół plam krwi, a także pot. Jak stwierdził Baima Bollone, w połączeniu z mikroszczątkami mirry i aloesu, których obecność również stwierdzono na płótnie, dowodzą one, że turyńską tkaninę użyto jako prześcieradła pogrzebowego do okrycia ciała umęczonego człowieka. (...)

Śmierć przez uduszenie

Kolejną informacją, jaką przekazują nam widniejące na turyńskiej relikwii plamy krwi, jest - według badaczy - wyjaśnienie przyczyny śmierci człowieka z całunu. W pierwszej połowie XX wieku chirurg Pierre Barbet przeanalizował kierunki wypływów krwi, dzięki czemu udało mu się zrekonstruować straszliwe męczarnie, pośród których konał skazaniec.
Po pierwsze, wykazał on dwa różne kąty - 65 i 55 stopni - odpowiadające dwóm pozycjom ciała na krzyżu: podniesionej i opuszczonej. Co z określenia tych kątów wynika? Otóż, kiedy człowiek jest przybity do krzyża przez nadgarstki, unieruchomione żebra przeszkadzają mu w oddychaniu i zaczyna się dusić. Usiłuje więc się podnieść, opierając się na wbitym w stopy gwoździu.
Gdy ramiona znajdują się w takiej pozycji, łatwiej mu się oddycha, ale straszliwe zmęczenie i potworny ból w stopach sprawiają, że się obsuwa, a następnie znów zaczyna się dusić i tak bez końca. Jakiś czas później ukrzyżowany skazaniec jest już tak wyczerpany, że - nie mogąc się podnieść, by zaczerpnąć kolejnego haustu powietrza - po prostu umiera przez uduszenie.
Wizerunek z całunu zresztą wydaje się potwierdzać, że mężczyzna, który był nim owinięty, zmarł przez uduszenie. Wskazują na to: nabrzmiały brzuch, wzniesione żebra, przebicie nadbrzusza i skurcze mięśni. (...)

Dlaczego krew na całunie wciąż jest czerwona?

Barrie M. Schwortz, wybitny badacz całunu, dopiero po 18 latach analiz płótna z Turynu uwierzył w jego autentyczność. Na zmianę jego stosunku wpłynęła jedna, krótka rozmowa.
Profesor Alan Adler, kolega po fachu, zapytał Schwortz’a, czy wie dlaczego ślady krwi na turyńskiej tkaninie nie zbrązowiały ze starości, ale zachowały czerwoną barwę. Schwortz nie wiedział.
Adler pośpieszył więc z wyjaśnieniem. Krew zachowuje swój pierwotny kolor, gdy człowiek jest torturowany i nie dostaje żadnego napoju, choćby czystej wody. Następuje wtedy pękanie czerwonych ciałek krwi, a wątroba zaczyna wydzielać bilirubinę, która - dostając się do krwiobiegu - powoduje, że krew na zawsze zachowuje swoją czerwoną barwę.

Anihilacja?

W świetle klasycznej elektrodynamiki anihilacja to przekształcenie materii w promieniowanie elektromagnetyczne. Co tak skomplikowany proces może mieć wspólnego z Całunem Turyńskim? Być może nic, a być może wiele.
Całun Turyński (zwany też sindonem) jest najbardziej niezwykłą ze wszystkich relikwii chrześcijaństwa i najbardziej zagadkowym artefaktem w dziejach cywilizacji. Najbardziej zdumiewającym jego rysem jest trójwymiarowy portret mężczyzny, który był nim owinięty.
Włoski uczony Gino Zaninotti w oparciu o ewangeliczne zapisy i analizy naukowe Całunu Turyńskiego odtworzył sposób pochowania Chrystusa. Zaninottiego interesowało przede wszystkim to, jak ciało Jezusa zostało owinięte w płótna pogrzebowe i jak w chwili zmartwychwstania wydostało się ono z owego - jak to nazywał - kokonu grobowych tkanin.
Według fizyków trójwymiarowe odbicie wizerunku ludzkiego na całunie powstało w rezultacie niewytłumaczalnego, z punktu widzenia współczesnej nauki, wybuchu energii wewnątrz tkanin, w które zawinięty był umarły Chrystus. Proces ów porównywany jest do zjawiska anihilacji, jednak żaden z uczonych, który badał relikwię z Turynu, nie ośmielił się orzec, że to na pewno do anihilacji doszło w grobie Jezusa.
W grudniu 2011 roku uczeni potwierdzili autentyczność całunu, a datowanie tkaniny z Turynu metodą 14C wykazało, że płótno pochodzi z I wieku po narodzeniu Chrystusa.
(...) Erupcja energetyczna, która miała miejsce wewnątrz kokonu tkanin (jakby powiedział Zaninotti), mogła i najprawdopodobniej to właśnie ona spowodowała utrwalenie na płótnie całunu portretu umęczonego, zmarłego człowieka. Obraz, który - jak wiemy z pewnością - nie został uczyniony ludzką ręką, powstał na skutek procesu, który przypomina nadpalenie powierzchni włókien i to w taki sposób, że nie można go ani wywabić, ani zmyć. Jak pisze Grzegorz Górny (...): "Naukowcy stwierdzili, że w momencie erupcji promieniowania, które utworzyło obraz na płótnie, ciało przeniknęło przez lnianą tkaninę, nie naruszając jej struktury. Na skutek tego "kokon", pozbawiony wypełnienia, jakby sflaczał i opadł w dół. (...) Nadal jednak nie jest ona [współczesna nauka - przyp. aut.] w stanie odpowiedzieć na pytanie, jaka siła stoi za tą niezwykłą erupcją energii, która spowodowała powstanie najbardziej niezwykłego obrazu w dziejach ludzkości. "(...)

Brak śladow rozkładu i... odrywania

W oparciu o analizy śladów krwi pozostałych na Całunie Turyńskim i znajomość praw rządzących jej krzepliwością, uczeni hematolodzy odkryli, że człowiek z całunu musiał zostać zawinięty w płótno nie wcześniej niż dwie godziny i nie później niż dwie i pół godziny po śmierci. Naukowcy stwierdzili również, że ciało nie pozostawało w całunie dłużej niż 36 godzin, ponieważ na tkaninie nie znaleziono śladów pośmiertnego rozkładu.
"Wspomnijmy o jeszcze jednym zadziwiającym zjawisku" - pisze genetyk Gérard Lucotte w publikacji porównującej całun i tunikę z Argenteuil. "W jaki sposób, skoro nie istnieje żaden ślad odrywania, Całun mógł zostać zdjęty z ciała zamęczonego człowieka, tak by nie przykleił się do zaschniętej krwi? Czy obecność wonności może wystarczyć, by wyjaśnić to zjawisko? Niektórzy wierzący chcą widzieć w tym dowód na zmartwychwstanie: ciało Chrystusa znikło w wyniku jego przemiany w energię..."

Jak wyglądał człowiek z całunu?

Antropolodzy badający sindon ustalili, że człowiek, którego portret został na nim utrwalony, był młody i wysoki. Jego wiek to nie mniej niż 30 i nie więcej niż 35 lat, zaś wzrost to 178-180 centymetrów (choć niektóre źródła podają wzrost 181-183 centymetry). Waga człowieka z całunu oscylowała między 77 a 79 kilogramów. Cała jego twarz, a zwłaszcza czoło i nos, są charakterystyczne dla typu semickiego.
Mężczyzna nosił długie, zaplatane włosy przypominające uczesania starożytnych Żydów. Ciało mężczyzny z całą pewnością nie zostało obmyte przed pochówkiem. Fakt ten wydawał się zaskakujący dla archeologów obeznanych z żydowską tradycją pochówku, jednak szybko skonstatowali, że żaden z ewangelistów nie wspomina, by ciało Chrystusa obmyto przed złożeniem do grobu. Trzy ewangelie mówią wyłącznie o Jego namaszczeniu mieszanką mirry i aloesu.
Być może pominięcie obmycia wynikało z pośpiechu. Słońce zachodziło, a przed Paschą pogrzeb musiał być zakończony. Być może dyktowane to było całkiem osobnym żydowskim zwyczajem? Zdaniem doktora Lavoie z Massachusetts prawo żydowskie zabraniało obmywania ciała osoby, która zmarła w brutalny sposób. Aby ciało mogło zmartwychwstać, musiało zostać pogrzebane razem z pozostałą na skórze krwią.
Teza ta wydaje się logiczna i przekonująca, a dodatkowo stała się jednym z dowodów (choć dziś już tylko pomocniczych) na to, że sindon nie jest średniowiecznym falsyfikatem. Według uczonych, fałszerz nie mógłby bowiem aż tak szczegółowo znać żydowskich zwyczajów z I wieku.
Na wysokości oczu człowieka z całunu dostrzeżono również i zidentyfikowano dwie monety, które najprawdopodobniej miały zabezpieczyć powieki zmarłego przed otwarciem się. Szczegółowe analizy obrazu owych antycznych monet wykazały, że obie sztuki wybito za czasów Poncjusza Piłata w Judei, najprawdopodobniej między 29 a 30 rokiem. Do określenia czasu ich wybicia użyto sformułowania zamieszczonego na monetach: 16 rok panowania Tyberiusza. Nawiasem mówiąc, rok ten zgadza się z datą wystawienia certyfikatu pogrzebowego Jezusa z Nazaretu.
Jeśli zaś chodzi o samo płótno, to ma ono 4,36 metra długości i 1,10 metra szerokości. Niektórzy twierdzą, że obraz na całunie - i tak zarysowany bardzo delikatnie - coraz bardziej blednie. Syndonolodzy zaprzeczają i tłumaczą, że to nie obraz blednie, ale tkanina żółknie. Z tego też powodu kontrast między barwą płótna a zarysem człowieka z całunu zanika.

Śmierć krzyżowa

Kolejną informacją, jaką możemy wyczytać z analiz sindonu, to ta, że mężczyzna, którego portret jest utrwalony na płótnie, został ukrzyżowany. Taki sposób egzekucji był bardzo rozpowszechniony w czasach antycznych.
Rzymianie zaczęli go stosować w II wieku przed Chrystusem. Zniósł go dopiero Konstantyn Wielki około 320 roku. I tu mamy kolejny pomocniczy dowód na to, że sindon nie jest średniowiecznym fałszerstwem, gdyż człowiek z całunu nie mógłby w zasadzie zostać ukrzyżowany w wiekach średnich.

Wg. książki  Aleksandry Polewskiej






Wesołych Świat


      Wszystkim moim czytelnikom, serdecznie dziękuję za odwiedzanie mojego bloga.
         Z okazji Świat Wielkanocnych, pragnę złożyć wszystkim moc serdecznych życzeń, zdrowia, rodzinnej atmosfery przy świątecznym stole. Niech Chrystus zmartwychwstały pobłogosławi  by Wasze marzenia, zamierzenia i plany ziściły się w pełni, a życie codzienne rozświetlają miłość i radość, słońce natomiast niech rozjaśnia wszystkie dni dając energię. Wasze umysły niech osiągną trwały kontakt z Podświadomością, byście mogli osiagnąć wszystko co jest Wam potrzebne.