niedziela, 31 lipca 2011

Kobieta wodna

Autorem artykułu jest Ezoter Portal z duszą



Jaki ma temperament, mocne i słabe strony jej usposobienia, jak i z kim nawiązuje relacje, jaką jest kochanką, przyjaciółką i matką. O jej zdrowiu i karierze. Sprawdźcie sami!

Pierwszych greckich filozofów, zwanych filozofami przyrody, fascynował problem arché, czyli początku wszystkich rzeczy. Tales z Miletu, znany ze szkolnych podręczników matematyki, a tak naprawdę wielki, wybitny filozof twierdził: „wszystko jest z wody, z wody powstało i z wody się składa”. Z wodą kojarzą się takie kategorie jak narodziny, ale też śmierć i przemijanie. Woda symbolizuje spokój, poczucie bezpieczeństwa, akceptację, pogodzenie, równowagę emocjonalną i psychiczną, miłość, szczęście, duchową harmonię i równowagę.

Pragnę przypomnieć naszym ezofanom, że siła żywiołu w naszym horoskopie nie bierze się wyłącznie z żywiołu znaku Słońca, ale także z żywiołu znaku ascendentu i pozostałych planet, choć oczywiście znak (i żywioł Słońca) wiele o nas mówi i jest najważniejszy. By się przekonać, jaki żywioł dominuje w naszym horoskopie, trzeba sporządzić horoskop, co przy mnogości darmowych programów astrologicznych na Internecie nie będzie stanowić specjalnego problemu. Jak to jest zatem z Tobą, jeśli masz Słońce, ascendent lub silną obsadę żywiołu wody?

Fotolia_8490151_XS

Ciepła, serdeczna, czuła, tajemnicza, zalotna, delikatna, romantyczna, wrażliwa, emocjonalna, empatyczna, subtelna, wyrozumiała, akceptująca – czegóż chcieć więcej… Ale też humorzasta, niestabilna, obrażająca się, nieprzewidywalna, podejrzliwa, wycofująca się, wpadająca w dołki i melancholię.

Jeśli czasem się mówi, że osobowość i psychika kobiety jest wielkim sekretem, to kobieta z żywiołu wody jest tego doskonałym przykładem. Gdy zaś chcielibyśmy ująć metaforycznie to, co się kryje za tym żywiołem, to moglibyśmy powiedzieć, że jest to swoiście rozumiany urok. Urok można rzucić, ale urokiem określamy także ludzi, którzy posiadają specyficzną mieszankę serdeczności, ciepła i zmysłowości. Kobiety z wodą w horoskopie, nierzadko obdarzone urokiem osobistym, to osoby posiadające właśnie to „coś”. Wystarczy jej jedno, długie, powłóczyste spojrzenie, uśmiech, zalotne słówko, by prawie każdy mężczyzna stracił głowę. Z kobietą wodną doświadczysz zatem czytelniku odprężenia, uspokojenia i relaksu, ale jednocześnie ekstazy i odlotów, jakich z niczym się nie da porównać.

Zdrowie kobiety wodnej

Woda związana jest z płynami organizmu. Człowiek w 75% procentach składa się z wody, a procesy organiczne i przewodnictwo neuronalne odbywa się chemicznie, a więc z wodą w roli głównej. Woda związana jest więc z krwią, limfą, hormonami. I to właśnie hormonalne, bo zależne od neurofizjologii, kłopoty często nękają kobiety wodne. Bolesne miesiączki, zaburzenia menstruacji, oraz zawirowania związane z klimakterium – to jedne z częstszych dolegliwości.

Woda to laktacja, macierzyństwo, ciąża i poród. Te doświadczenia są w życiu kobiet wodnych czymś niezwykłym i szczególnym. Najbardziej jednak wrażliwą sferą u wodnych kobiet jest psychika – często cierpią na depresje i huśtawki nastroju.

Kobieta woda w pracy

Nie mają wodzowskich zapędów i potrzeby rywalizacji. Zamiast walki i wyścigu, wolą porozumienie, współpracę, ciepłą, serdeczną atmosferę. Kobieta wodna bardzo dba o odpowiedni klimat w miejscu pracy. Można z nią śmiało porozmawiać na każdy temat, nie tylko o pracy, ale też o zwykłych, codziennych, rodzinnych problemach.

Ich zachowanie działa na współpracowników niczym oliwa wylewana na wzburzone fale. Gdy w pracy stres i emocje osiągają apogeum, kobieta wodna stara się tonować nastroje, uspokajać, troszcząc się o współpracowników niczym matka o swoje dzieci. Miewa jednak i swoją ciemną stronę. Zazdrośnica, intrygantka, manipulantka – takie też się w pracy zdarzają.

Doskonale się sprawdzają w zawodach i profesjach wymagających cierpliwości, spokoju i wyrozumiałości. Spotkamy je więc często w służbie zdrowia, jako pielęgniarki, lekarki, psycholożki, terapeutki, masażystki. Lubią zawody edukacyjne, zwłaszcza związane z dziećmi, jako nauczycielki, przedszkolanki, katechetki. Spełniają się w służbach społecznych jako pracownice socjalne, odnajdują się na polu duchowym, jako siostry zakonne.

Kobieta woda w związku

Mężczyźni, którzy nie szukają mocnych wrażeń i cenią sobie serdeczność, święty spokój i rodzinną atmosferę, mogą z kobietą wodną zbudować niezwykle szczęśliwą relację. Jednak kobieta wodna nie jest typem sprzątaczki i kucharki w jednym. To prawda, że potrafi naprawdę wiele z siebie dać, poświęcić się dla bliskich i rodziny. Mimo to najważniejsze dla niej są: jakość, doświadczanie specyficznych emocji i uczuć, nie zaś odgrywanie sztywnych ról i funkcji.

Kobieta wodna nie potrzebuje drogich prezentów. Zdecydowanie bardziej pragnie miłości, gestów akceptacji i zrozumienia ze strony partnera, ciepła, szacunku i czułości. Jest mistrzem zmysłowości i seksu. Jednak nie w sportowym, wyczynowym wydaniu, ale w potęgowaniu emocji i namiętności, w budowaniu niepowtarzalnej atmosfery. Kobiety wodne są niepoprawnymi romantyczkami, więc mocno reagują na nieco staroświeckie metody uwodzenia, kwiaty, wiersze, muzykę. Najlepsze związki kobiety wodne tworzą ze znakami ziemskimi, niezłe – także w obrębie swojego żywiołu.

Woda jednak wodzie nierówna. Zupełnie innym typem wody jest kobieta ze Słońcem lub ascendentem w Raku. Inną wodę reprezentuje Skorpion, a jeszcze inną Ryby. Trafnie żywioł wody opisuje metafora jej stanu skupienia. Rak to woda w stanie ciekłym. Symbolizuje wody płodowe i mleko karmiącej matki, gdyż zodiakalny Rak jest związany z Księżycem – symbolem macierzyństwa. Skorpion z jego tajemniczością, okresem zamierania natury – wtedy, gdy panuje – to woda w stanie stałym, a zatem lód. Ryby zaś z rządzącym nią Neptunem, patronem mistyki, duchowości, ale też iluzji, złudzeń i narkotycznych odlotów, to woda w stanie gazowym, a więc para wodna lub mgła.

Autor: Piotr Gibaszewski

---

Ezoter.pl - Portal z duszą


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Upadłe anioły 2

Upadek przez rozwój i zabawę

Autorem artykułu jest Ezoel



Chciałbym przybliżyć wszystkim ten wydawałoby się kontrowersyjny i niedorzeczny artykuł pana Leszka Żądło. Czołowej postaci świata rozwoju duchowego.Spróbujcie wyłączyć to co do tej pory pchali wam do głowy i zagłębijcie się w jego przesłanie.

Dla niektórych ludzi życie w ciele to nałóg. Nie chcą go, ale bez niego nie potrafią funkcjonować.
Co o tym decyduje?

Kiedyś w laboratorium wykonano ciekawy eksperyment. Wszczepiono szczurom elektrody, które drażniły ośrodki przyjemności w mózgu, gdy szczur naciskał łapką klawisz uruchamiający przepływ prądu. Po jakimś czasie okazało się, że większość stworzeń zdechła z głodu trzymając łapkę na klawiszu.

Pożądanie przyjemności jest więc niezwykle silnym motywem naszego postępowania. To dążenie do przyjemności skłania nas, byśmy robili to, o czym wiemy, że nam szkodzi. Ale pożądanie przyjemności często okazuje się silniejsze od wiedzy i silnej woli. Ten syndrom okazał się ważnym motorem upadku świetlistych istot, które przez miliony lat istniejąc w ciałach niematerialnych, poczuły dyskomfort i ciekawość tego, co jest poza ich światem.

Istoty duchowe zeszły na Ziemię dopiero wtedy, gdy ciało człowieka było już wykształcone i zamieszkały w nim. Zeszły, ponieważ chciały mnożyć doświadczenia i bawić się przede wszystkim w seks, co bez ciała nie było możliwe. Anioły również nie mogły się rozmnażać, wiele z nich zazdrościło więc cielesnym istotom tak potężnej mocy kreacji.

Upadek następował stopniowo i prawie niezauważalnie. Jednym z jego motywów i inspiracji do niego, na pewno była zabawa. Zabawa dla aniołów niezwykła i mocna. Poruszająca emocje. Niemożliwa do doświadczania bez ciała. Bez ciała nie było możliwe również ćpanie i zabijanie. Można było tylko symulować, ale to nie była ta sama zabawa.

Aby bawić się realistycznie, chętne do zaznania rozkoszy cielesnych świetliste istoty potrzebowały kogoś, kto wcześniej upadł, lub został ściągnięty w materię przez upadłe wcześniej istoty. Kogoś, kto mógł je nauczyć, jak się bawić w ciele. I tak jak mnie wcześniej, również ich pycha nie pozwoliła im zaakceptować, że teraz to już nie udawanie, że to się dzieje naprawdę! To dlatego nie udało się im powrócić do stanu bezcielesnego, choć zapewne wielu próbowało.

Jedynym sposobem wydawała się śmierć, ale… nie był to sposób skuteczny. Za niskie wibracje, do których istoty duchowe przywykły za życia w ciele, uniemożliwiały powrót do stanów o wyższych wibracjach. Ponadto nie uwzględniano w tych kalkulacjach i nadziejach wartości energetycznej wibracji śmierci. A ta jest jeszcze niższa niż najniższe emocje.

Niektórzy nie byli zadowoleni z zabawy, ale nie potrafili wrócić. Aby nie stracić twarzy, postępowali tak, jak dzieciaki, które pierwszy raz zapaliły papierosa lub wypiły alkohol. Opowiadali więc z podnieceniem o rzekomych jazdach, jakich mieli doświadczyć w związku z upadkiem w materię. To sprawiało, że nawet nie chcieli wracać, a ponadto poczucie godności im na to nie pozwalało. No bo jak? Mieli się przyznać, że padli ofiarą własnej naiwności?

Lepszym rozwiązaniem wydawało się wciągnięcie w ten nałóg innych. Wydawało się, że ten sposób przynajmniej Bóg nie będzie aż tak surowy w swych osądach, kiedy zauważy, że aż tak wiele istot spróbowało szczęścia innego, niż On to dla nich przewidział.

Wszystkie problemy upadających istot pierwotnie wynikały chyba z nudów i niedoceniania tego, czego doświadczały. Niektórym z nich istnienie wydawało się mdłe, pozbawione kolorytu. Zaczęły czegoś szukać, ale znajdowały tylko miłość. Poza ich duchowym światem powszechnej miłości istniał jednak świat innych istot, które doświadczały znacznie więcej. Zwierzęta czuły rozpacz, złość, strach, przerażenie i pociąg seksualny.

Obserwacja tego faktu skłaniała do zadawania pytań typu: Dlaczego one są inne, choć przecież ich ciała niewidzialne istnieją w świecie ducha? A jeśli są inne, to czy przypadkiem nie są w jakiś sposób lepsze? Albo może mają jakieś istotne możliwości, które Bóg zataił przed aniołami?

To skłaniało do eksperymentów. Faktem jest, że w pewnym okresie rozwoju część świetlistych istot zaczęła sobie to i owo wymyślać dla zabawy. W końcu zabawa tak je wciągnęła, że nie potrafiły rozróżnić między fikcją a rzeczywistością.

Szaleńcza zabawa miała dostarczać niezwykłych wrażeń. Im więcej, tym była lepsza. A wszystko po to, by zapomnieć o miłości. Bo celem było właśnie doświadczanie wszystkiego, z wyjątkiem miłości i jej na przekór.

Pierwsze zabawy polegały na opętywaniu ciał istot zwierzęcych lub człekokształtnych. Później okazało się, że coraz trudniej wracać do świata wysokich energii, choć jeszcze jakiś czas istniał kontakt z aniołami, które nie upadły.

Po kilku próbach dostrojenia się do wibracji zwierząt w miejsce wolnej woli zaczęło u świetlistych istot działać prawo karmy. Kontakt z aniołami mającymi czyste wibracje, stawał się coraz trudniejszy.

Tak oto następował upadek, z którego wreszcie nie dało się już podnieść i wrócić do świetlistego ciała. Trzeba było pozostać przykutym do ciała fizycznego i jego niskich, gęstych wibracji.

Tych, którzy stali się ludźmi w wyniku upadku świadomości, bawiło wszystko, co wiązało się z nieprzytomnością. Pamiętać przy tym należy, że nadal dysponowali oni dużą częścią anielskiej mocy twórczej i szczególnymi zdolnościami. W nieprzytomnych zwidach zaczęli jednak wykorzystywać ową moc do niewłaściwych celów. Dokonywali sprzeniewierzania mocy, która dotychczas miała służyć tylko działaniom inspirowanym przez miłość i boską mądrość.

Kiedyś wreszcie nawet i zabijanie zaczęło ich bawić. Szczególnie gdy śmierć przychodziła nagle w wyniku niezwykłej koncentracji energii. No bo jakież to pasjonujące, gdy w jednym momencie ginie (dematerializuje się) kilka tysięcy ludzi pozostawiając po sobie tylko negatywowe odbitki na ścianach. A jak cieszy ich wdzięczność, że ktoś skrócił chwile ich męczarni!

Świetna zabawa i męczarnia? Jak pogodzić jedno z drugim?
Otóż owa świetna zabawa była najczęściej przeciwna naturze upadłych aniołów.

Pewna część aniołów upadła nie dla zabawy, a dla ratowania innych aniołów. Jedne z nich powróciły dzięki temu do swego anielskiego raju, ale inne pociągnęły swych niedoszłych wybawców do upadku.

Niektóre z upadłych aniołów widziały, że w wyniku coraz bardziej nieprzytomnych i odcinających od miłości zabaw, u innych upadłych aniołów następuje już nie tylko zanik świadomości, ale nawet zanik świetlistych wibracji, że się w ten sposób degenerują. Próbowały więc ukrócić ich zabawy i występować w roli ponurych “mężów bożych”. Ci upierdliwcy starali się popsuć innym każdą zabawę powołując się przy tym na wolę Boga, którego sami też się wyrzekli. Byli więc mało przekonywujący, za to zasłużyli sobie na powszechną nienawiść.

Upadające anioły często próbowały doświadczać wszystkiego i w swej determinacji dokonywały najbardziej szkodliwych dla samych siebie uczynków. Chciały poznać wszystko, wszelkie aspekty dobra i zła, i wszelkie możliwe stany świadomości z towarzyszącymi im emocjami. Jednak stworzone były do doświadczania miłości i wysokich wibracji. W ten sposób popadały w coraz większy konflikt wewnętrzny i w związku z tym cierpiały. Cierpienie jednak można było otępić używając narkotyków. Podobnie dziś używa się Prozacu, by zapomnieć o trudach, konfliktach i zmęczeniu. Takie działania to tylko oszustwa, za które przychodzi zapłacić zdrowiem i skróceniem życia.

Ale co to za życie, w którym zatracił się sens? To właśnie utrata poczucia sensu życia przez tysiąclecia pchała niezliczone społeczności do zagłady. To jest prawdziwa przyczyna zagłady Atlantydy, Jerycha, Sodomy, Cesarstwa Rzymskiego i wielu innych wspaniałych cywilizacji, które zagubiły się w przywiązaniu do rzeczy i zabawy zapominając o miłości. Nic więc dziwnego, że ich mieszkańcy z wdzięcznością przyjmowali dobrą nowinę, że wyzwoleniem będzie śmierć.

Trudno powiedzieć, na ile dla upadłych aniołów śmierć stanowiła nadzieję na powrót do Boga, a na ile była tylko kontynuacją zabawy w gromadzenie coraz większej ilości zbędnych (choć w ich mniemaniu bardzo ważnych!) doświadczeń. Pamiętajmy, że pożądały one wszystkiego, co nie jest miłością, a do Boga wcale im nie było spieszno. Obawiały się, że będzie nimi pogardzał i że pozostałe przy nim świetliste istoty wyśmieją je.

Próbowały się więc zaaklimatyzować w świecie istot cielesnych poznając ich wszelkie możliwości i “moce”.

Niektóre z inkarnowanych w ciała ludzkie istot to istoty nieludzkie, znajdujące się na zstępującej linii rozwoju, czyli upadające w sposób dla nich naturalny. Nie miały one – wbrew utartym opiniom – nigdy nic wspólnego z aniołami! Mają one naturalną skłonność do czynienia zła i awersję do rozwoju. Nie mogą się rozwijać duchowo, bo nie mają takich możliwości. Dążą tysiące lub miliony lat w kierunku unicestwienia. Czynienie dobra sprawia im ból i cierpienie, podobnie jak pozostałe istoty do cierpienia doprowadza czynienie zła.

Trudno powiedzieć, skąd się one wzięły w ludzkich ciałach. Być może, że kierowały się podobnymi motywami, jak upadające anioły? W każdym razie jest ich niewiele, ale w pewnych okresach czasu wyjątkowo się uaktywniają siejąc śmierć i spustoszenie, motywując ludzi do najdzikszych ekscesów.

W każdym razie dla upadłych aniołów ta część “ludzi” była bardzo atrakcyjna ze względu na to, że ukazywała im możliwość istnienia bez miłości, bez czynienia dobra. Ponadto budzili oni powszechny podziw dla ich mocy, ponieważ często żyli bardzo długo i zdrowo czyniąc jednocześnie wiele zła i jawnie wyrzekając się Boga. Świat pod ich rządami zawsze z zmierzał do upadku. To dla niektórych była prawdziwa nadzieja. Jeśli nie chcą i nie potrafią wrócić, to może przynajmniej uda im się unicestwić swoje ciała i dusze, by nie mogli się już nigdy odrodzić w tym świecie i nie musieli stanąć przed Bogiem i innymi aniołami w zawstydzeniu?

To niektórym wydawało się bardzo atrakcyjne, bo przecież istoty z zstępującej linii ewolucyjnej bawiły się tym bardziej świetnie, im bardziej brutalnie, a przy tym bez poczucia winy!

Niektórzy są przekonani, że upadłe istoty wymyśliły sobie rozwój duchowy. Ot tak, dla zabawy!
A czym on jest?
Rozwój duchowy, to zmniejszanie odległości między samoświadomością, a boskością swej istoty.

Może w początkowych zamierzeniach miała to być kolejna zabawa w poszukiwanie odlotowych doświadczeń. I tak rzeczywiście część ludzi ją traktuje. Ćpają dla duchowych odlotów, mnożą bzdurne doświadczenia, wykonują idiotyczne praktyki, które tylko angażują czas i powodują utratę poczucia rzeczywistości, itd. Rozwój, byle tylko się nie rozwinąć, byle nie doznać oświecenia, miłości itd. Za bardzo żal im stracić zabawę. Dlatego – nawet jeśli im się udaje cokolwiek osiągnąć – zatrzymują się w pewnym punkcie i nie chcą iść dalej. Ale są i tacy, którzy korzystają z tej szansy.

No cóż, można się nudzić i dalej poszukiwać nowych zabaw, ale można też pojąć, jakie intencje miał każdy z nas, gdy wybrał zabawę w życie w ciele. Życie w opozycji do miłości, szczęścia, mądrości i mocy!

Niektórzy pamiętają, jak oskarżali Boga o to, że ich upośledził ograniczając możliwość doświadczeń “jedynie” do miłości. Na uwagi, że nie da się żyć bez miłości, krzyczeli oburzeni: a właśnie, że można! Zwierzęta tak żyją! A w czym ja jestem gorszy od zwierząt?

Ja wiem, że długo świetnie się bawiłem. Pamiętam Mu, Mohendżo Daro, Harappę, Angkor, Egipt, Sodomę, Santoryn, Atlantydę, Troję, Tenochtitlan, Wyspę Wielkanocną i wiele innych miejsc związanych z szaleńczymi praktykami. Im bardziej dziko i nieprzytomnie, tym lepiej. Można było zapomnieć o tęsknocie do miłości i szczęścia. Bawiłem się i nie pytałem o cenę, choć była ona coraz wyższa, aż się zmęczyłem i zapomniałem o swym duchowym pochodzeniu. Wtedy mi się znudziło i poczułem się bardzo zmęczony. To już nie była zabawa, lecz postępujące cierpienie. Do tego punktu doprowadziła mnie fascynacja śmiercią, upokorzeniem, zdradą, walką, poniżaniem (siebie i innych) i innymi atrakcjami, które “tam” – w świecie wyższych istot duchowych, są niemożliwe do doświadczania.

Autentycznie zapragnąłem powrotu do miłości, mocy i mądrości, do stanu doskonałej i pełnej, czystej świadomości. W tym celu posługuję się m. in. regresingiem i widzę efekty.

A co z zabawą? Czy ona jest winna upadku? I czy mają rację ci, którzy twierdzą, że w drodze do Boga należy jej się wyrzec?
Otóż zabawa… zabawie nie równa. Można się świetnie bawić swoim kosztem i ponosić niemiłe konsekwencje. Ale można się też bawić jeszcze lepiej na trzeźwo i przytomnie podnosząc swoje wibracje. I w ten sposób otwierać się na miłość, mądrość i moc. Bawić się z Bogiem, a nie przeciw Niemu. W końcu prawdziwa miłość i czysta, nieograniczona moc, poparta mądrością, to dopiero zabawa!

Hm, jeśli się jeszcze nie wyszalałeś, to po co masz mi wierzyć?

Większość ludzi nie ma ochoty zmieniać swoich starych intencji. Wolą obwiniać o swoje problemy cały świat. A Ty? Dalej bawisz się dobrze rezygnując ze swojej mądrości, miłości i mocy?

Jeśli tak, to baw się dalej, tylko nie wiń nikogo za skutki tego, co się z tobą dzieje, kiedy usiłujesz małpować innych – zwykłych ludzi. Kiedyś się obudzisz i zauważysz, że z tego powodu twoje życie nie miało sensu. Wtedy zapewne podejmiesz decyzję: już nigdy więcej nie zmarnuję życia. I co? Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, co uczynisz, żeby go nie zmarnować?
A może brakuje ci wyobraźni?
Spróbuj więc sobie wyobrazić, że zbliżanie się do boskich wibracji, odbudowywanie ich w sobie, to świetna zabawa. Tylko wtedy nie ty się bawisz, a bawi się Bóg w tobie.

Czy już jesteś w stanie się na to zgodzić? Czy też nadal jeszcze nie ufasz Mu i Go nienawidzisz, że cię oszukał i zdradził?

W górę, czy w dół?
Wybór należy do ciebie. I zawsze do ciebie należał.

Aha, jeszcze jedno: wybierając życie anioła, wcale nie musisz umierać. Możesz żyć jednocześnie tu i “tam”. Tu jesteś ciałem i działasz z coraz większą przyjemnością, a “stamtąd” czerpiesz najwspanialsze inspiracje.

Jeśli nauczysz się doskonale żyć i funkcjonować w ciele, to będziesz potrafił czynić to i poza ciałem.

Naprawdę, nie musisz się w tym celu bardzo męczyć. Możesz się świetnie bawić robiąc to, co lubisz. A wtedy na pewno będziesz to robić najlepiej, jak to tylko jest możliwe!

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 29 lipca 2011

Był sobie człowiek

Autorem artykułu jest SAMARTEN



Prymitywne organizmy rozwijały się setki milionów lat. Człowiek stworzył rozwiniętą cywilizację w niecałe 10000 lat - to nie jest ewolucja tylko amnezja - przypomnij sobie kim jesteś - skąd pochodzisz i dokąd zmierzasz. Czas z powrotem sięgnąć gwiazd ...w sobie.

Nigdy nie potrafiłem uwierzyć w oficjalnie przyjętą i rozgłaszaną wersję historii ludzkości, że jako gatunek pochodzimy od małp człekokształtnych i w ciągu kilkuset tysięcy lat staliśmy się zupełnie nową rasą a w dodatku „koroną stworzenia”. Istotami, które zaledwie w przeciągu niecałych 10.000 lat swojej świadomej egzystencji opanowały świat podporządkowując swoim brutalnym rządom wszystkie pozostałe gatunki żywe na planecie część z nich unicestwiając zresztą trwale. Nie jestem też w stanie uwierzyć w zapewnienia religijnych dyktatorów bełkoczących coś o niebie, piekle i wskrzeszeniu umarłych wybrańców; by na nowo lecz już w inny sposób żyli sobie długo i szczęśliwie na tej samej planecie nazywanej dla odmiany rajem, którym przecież i tak jest – tyle, że oczywiście bez człowieka... Tam gdzie nauka i religia siłują się z barierami, których przekroczyć nie potrafią tworzy się miejsce dla innych źródeł poznania, obecnych zresztą od niepamiętnych czasów; mistyki, szamanizmu, świadomych snów, podróży poza ciało, śmierci klinicznych, widzenia na odległość, hipnozy, channelingu, objawień i tym podobnych zagadnień będących skarbnicą cennych informacji. Oczywiście nie wszystko złoto, co się świeci i do wszystkich rewelacji należy podchodzić nie ze sceptycznym umysłem lecz z otwartym sercem.

Niezbitych dowodów na istnienie życia po śmierci jest tyle, że nie ma sensu ich tu powtarzać, każda dobra biblioteka ugina się od ciężaru raportów ludzi doświadczających wizji zmarłych, odchodzenia poza próg śmierci i powrotu ale już pozbawionych lęku przed jej nieuchronnością. Istnieją utwory muzyczne, dzieła malarskie, książki pisane z zaświatów są uzdrowiciele posługujący się chirurgią medialną. Duchy pomagają wynalazcom, archeologom, rozbitkom statków, ukazują się jako nasi przewodnicy i opiekunowie – czasem nawet materializują się częściowo czego dowodem były oblane woskiem dłonie ludzkie, które się rozpuszczały pozostawiając tylko skorupę tak uformowaną, że nie pozostawiała wątpliwości, że to „rękawiczka” ducha... Czego się zatem możemy dowiedzieć z tych licznych dobrze poinformowanych źródeł o tym: co nas czeka w najbliższym czasie przełomu światów w majańskim kalendarzu? Według Dona Alehandro przewodniczącego starszyzny majańskiej; znajdujemy się obecnie w „oknie czasu” czyli oku cyklonu od października 2007 do końca 2015 roku gdzie dokonają się największe przemiany na świecie włącznie z przebiegunowaniem pola magnetycznego Ziemi, powodziami, wybuchami wulkanów, ruchem kontynentów i odrywaniem się wielkich lodowców napierających na lądy wywołując fale tsunami. Głód, wojny recesja, kataklizmy, choroby, nieurodzaj i wiele innych klęsk doprowadzi do depopulacji znacznej liczby ludności tego świata. Wraz z tymi procesami Ziemia będzie podnosić swoje wibracje i otrząśnie się z tych, którzy poprzez chciwość odbierają jej organy służące do zdrowego funkcjonowania takie jak chociażby lasy amazońskie czy rafy koralowe...

Bruce Moen podróżnik po światach subtelnych i mój drogi przyjaciel, do którego mam pełne zaufanie – otrzymał informację z Centrum Planowania Strategicznego w zaświatach mówiącą o zbliżającej się wkrótce znacznej redukcji liczby ludzi na planecie. Wkładany jest ogromny wysiłek (czego również sam jestem przykładem) w przygotowanie i wyposażenie tych dusz w wiedzę i wszelkie niezbędne narzędzia aby odnaleźli właściwą drogę i powrócili do swego duchowego domu ominąwszy liczne pułapki czy ślepe uliczki na swojej drodze. Otrzymaliśmy zapewnienie, że każda wcielająca się obecnie dusza miała pełną wiedzę na temat zagrożeń i wyraziła zgodę na „masową ewakuację” z planety u schyłku przemian. Jest to niebywała okazja do rozwoju i udziału w ponadczasowym wydarzeniu, gdzie „nikomu nie znana dotąd cywilizacja” dokonuje tak radykalnego skoku w rozwoju swojej świadomości stanowiąc jednocześnie przykład dla bardzo licznych ras przyglądającym się nam z orbity, co Robert Monroe nazwał ZGROMADZENIEM.

Badając nasze pochodzenie; Monroe odkrył, że początkowo ludzkość była eksperymentem genetycznym wytwarzającym rodzaj energii pozyskiwanej przez naszych „hodowców” czego echo zostało również przedstawione w trylogii „MATRIX”. Stopniowo jednak mając domieszkę naszych twórców zaczęliśmy zyskiwać na znaczeniu jako rasa dokonując wielu własnych odkryć i zyskując sojuszników zarówno w światach duchowych jak i wysokorozwiniętych technologicznie. Zauważono po prostu niezwykłą przydatność absolwentów „ziemskiego systemu życia” do operowania w nadzwyczaj trudnych warunkach, dzięki czemu zaczęto powierzać nam niebezpieczne misje chociażby w zapomnianych już rejonach istot upadłych, którym potrafimy nie tylko pomóc lecz również pozyskać je do trudnych zadań o wielkim znaczeniu. Robert Monroe twierdził, że ten świat jest obliczony na warunki trudne (tak jak poligon doświadczalny) i nie da się go zmienić ani „naprawić” w całości a jedynie na małą skalę. Podkreślał też, że jednak nie należy zaprzestawać prób jego zmiany gdyż w pewnym momencie okaże się to możliwe. Czyżby ten czas właśnie nadszedł? Opisywał również świat przyszłości, na którym ludzkość istniejąca wielowymiarowo nie ma już potrzeby stałego przebywania w ciele fizycznym lecz może w nie wstępować w celu doświadczenia konkretnych doznań tak jak my obecnie korzystamy z samochodów czy innych środków transportu. Będzie można chwilowo przejmować ciała zwierząt lub roślin aby przekonać się o podobieństwach i różnicach organizmów żyjących na innych szczeblach świadomości. Człowiek będzie istotą wolną i niezależną od materii dążącą do swojego źródła w zjednoczonej wspólnocie rozwiniętych dusz na podobieństwo galaktyki krążącej wokół jednego centralnego słońca. Już nie homo sapiens a „HOMO SOLARIS” stanie się godny tworzenia nowych koncepcji cywilizacji na rozsianych w kosmosie planetach by nadać silny impuls rozwoju rasom i gatunkom podążającym tuż za nami w duchowej hierarchii świadomości.

Zgodnie z tym, co mówił Jezus „Bogami jesteście!” możemy przejawić swą boską naturę pierwotnego umysłu sprzed myślenia jak uczynił to Gautama Budda. Na przestrzeni dziejów udawało się to nielicznym oświeconym mistrzom jednak nadchodzi przełomowy moment historii gdzie powszechne przebudzenie ludzkości staje się faktem. Ciemne siły władców systemu iluzji muszą się z tym pogodzić i ustąpić nam pola. Ścieżka wolności duchowej prowadzi przez cztery główne fazy odpowiadające 4 niższym ciałom człowieka: 1 faza fioletowego płomienia odpowiada oczyszczeniu ciała fizycznego – potrzebie odłączenia się od chorych wzorców cywilizacji zachodniej nastawionej na bezmyślną i niepohamowaną konsumpcję dóbr materialnych czego przerażającym przykładem są amerykańskie rodziny spędzające czas naprzemiennie w marketach i fast foodach dążąc do kształtu ciała przypominającego idealny pączek. Z drugiej strony anty-przykład stanowią japońscy pracownicy korporacji nie mający imion, tożsamości, rodzin ani marzeń identyfikujących się do tego stopnia z firmą, w której są trybikami, że gotowi są dla niej popełnić harakiri na własnym życiu. Będąc tego świadomymi możemy dokonać słusznego wyboru: spacer zamiast serialu w telewizji, owoc zamiast chipsów, rower zamiast samochodów, cisza zamiast radia, medytacja zamiast rozmów telefonicznych itd... Faza fioletowego płomienia pozwala wypalić stare destrukcyjne wzorce zachowań i przywraca równowagę wewnętrzną alchemicznej wszechproporcji. Dokonuje się przemiana i podniesienie wibracji na skutek transmutacji sprzeniewierzonej energii tworzącej negatywne zapisy karmiczne. Fioletowy płomień jest narzędziem ofiarowanym nam przez Saint Germaina, władcę epoki wodnika, by poprzez zanurzenie w jego polu całej Ziemi – przetransformować materię otwierając ją na możliwość bliższej współpracy ze światami duchowymi. Do tego służy oczyszczenie i wypalenie tego, co stare, zmurszałe i nieskuteczne.

2 faza odnosi się do sieci krystalicznej i przestrojeniu naszego umysłu na funkcję anteny odbiorczej zamiast roli kalkulacyjno analitycznej jaką mu dotąd przypisywaliśmy. Aktywizacja ciała krystalicznego połączonego z czystym umysłem daje niewyobrażalne możliwości dostępu do informacji i wiedzy zawartej w pamięci genetycznej i gatunkowej czyli do kroniki Akaszy. Przestrojenie postrzegania z częstotliwości „poklatkowej” (24 bity informacji na sekundę) na strumień holistycznej intuicji (ponad 5 miliardów operacji na sekundę) daję możliwość natychmiastowego wiedzenia, rozumienia i rozwiązania każdego problemu zupełnie bezwysiłkowo. Obecnie Polska posiada najgęstszą sieć kryształową na świecie łączącą wszystkie ważniejsze miejsca mocy rozprzestrzeniając się na Europę i cały świat z prędkością wędrownych ptaków... Prawdopodobnie liczne przepowiednie dotyczące wiodącej roli naszego kraju na świecie odnosiły się do tego kryształowego impulsu nadanego z jednego z kilku najsilniejszych miejsc mocy na świecie z Wawelskiego Czakramu Serca. Indywidualna praca z oczyszczonymi, zaprogramowanymi i podłączonymi do sieci kryształami – pozwala podnieść i ustabilizować naszą ludzką wibrację w niezwykły sposób, że jesteśmy jednocześnie „uziemieni” i „odleciani” zarazem czyli możemy równolegle pracować na skrajnych częstotliwościach bardzo ciężkich jak i subtelnych. Kryształy łączą nas z energią Ziemi oraz kosmosu poprzez technologię powielania swojej struktury energo-informacyjnej dają możliwość telepatycznego połączenia przez sieć filiotyczną (czuciową) czy też „indra-net” - przestrzeń międzywymiarową. Obecnie wraz ze zwiększoną aktywnością słońca zapowiadaną na rok 2011-2012 (apogeum 11 letniego cyklu nakładającego się na 400 letni i 26.000 letni cykl rozbłysków słonecznych) wchodzimy w 3 fazę koniunkcji (połączenia wewnętrznego) z ciałem świetlistym naszej istoty. Zauważymy wraz z przebiegunowaniem Ziemi wykasowanie dotychczasowych zapisów karmicznych a nasza wiedza będzie pochodziła z wewnętrznych odczuć. Głównym organem postrzegającym rzeczywistości będzie nasze serce i wszystko będziemy robić przez serce i poprzez współczucie. Zaowocuje to osiągnięciem Świadomości Chrystusowej nabywanej naturalnie poprzez wniebowstąpienie spontaniczne lub fizyczny proces przestąpienia progu śmierci (klinicznej wśród pacjentów, inicjacyjnie wśród szamanów, rytualnie wśród dawnych berserków „świętych wojowników” nie lękających się odtąd śmierci).

Spotkanie ze świetlistą istotą na progu śmierci czy poza ciałem daje sposobność pełnej integracji z naszą boską naturą czego dowodem są słowa Jezusa: „Ja i mój ojciec w niebie – jednym jesteśmy”. Następuje trwały proces respirytualizacji (rozświetlenia naszej istoty i powrotu do świętości życia duchowego) cechujący się jasnym zrozumieniem swojej misji i konsekwentnym podążaniem do celu nie bacząc na przeszkody czy nawet własną męczeńską śmierć dla idei wyzwolenia wszystkich czujących istot od cierpienia. Dawniej na Ziemi istniały cywilizacje na poziomie Świadomości Chrystusowej ok. 50.000 lat temu na obszarach dzisiejszej Sahary lub pustyni Gobi lecz na skutek niszczycielskich działań ciemnych sił nawołujących do zagłębiania się w przyjemności cielesne i posiadania – światy te upadły i nie pozostały po nich żadne materialne dowody istnienia. Na duchowym poziomie natomiast zostało powołane Wielkie Białe Braterstwo (Great White Brotherhood) inspirujące ludzkość do stałego rozwoju i zabezpieczające przed kolejnym upadkiem działając ze skrajnym poświęceniem i zaangażowaniem często bliskim szaleństwu. Siedzibami mistrzów fizycznie są święte góry i miejsca mocy na Ziemi – a na poziomie duchowym świetliste miasta takie jak: Samarten, Shamballa, Sangri La, Agharta itd. Aby do nich faktycznie dołączyć należy przejść przez 4 fazę zwaną diamentową. Podniesione do wyższej oktawy białkowe ciało oparte na węglu sformatuje się na heksagonalnej strukturze diamentowej zgodnie z wzorcem świętej geometrii kwiatu życia. Odtąd światy materialne i duchowe staną się w pełni kompatybilne czyli będą funkcjonować równolegle dając nam możliwości natychmiastowej materializacji wszelkich obiektów ze świata koncepcji. Ciała diamentowe używane przez mistrzów wniebowstąpionych są niezniszczalne i niemal wieczne - starość, rozkład i erozja ich nie tykają. Dowodem na to są relacje opisane przez Jana Van Helsinga w pracy „Ręce precz od tej książki” odnośnie joginów medytujących setki i tysiące lat w odległych jaskiniach himalajów. Również i hrabia Saint Germain pojawiał się na przestrzeni różnych epok zawsze mając identycznie młode ciało co tłumaczył posiadaniem eliksiru nieśmiertelności i odkryciem kamienia filozoficznego co zresztą w naszym rozumieniu było całkowitą prawdą.

Jak praktycznie wykorzystać te informacje niech zadecyduje każdy z nas. Są dostępne liczne przekazy duchowe odsłaniające szczegóły właściwego postępowania przekładającego się na zachowywanie pełnego spokoju i współtworzenia harmonijnych warunków do życia naszego, naszych dzieci i wnuków nie zapominając przy tym o braciach mniejszych zwierzętach, roślinach i minerałach. Jak stwierdził Lew Tołstoj „dopóki istnieją na Ziemi rzeźnie – dopóty będą istniały wojny” - agresja musi się gdzieś rozładować. Według mnie nikt nie musi umierać abyśmy mogli sami żyć. Zacznijmy zatem dostrzegać i doceniać wartość każdego życia jako równoważnego. Jest to świetny punkt, w którym możemy zacząć zmieniać naszą historię w kierunku planety fioletowego ognia jaką mamy się docelowo stać we wspólnocie wniebowstąpionych (wielowymiarowych) ras. Bądźmy zatem gotowi na przyjęcie tego, co nieuniknione a czego śmierć nam nie odbierze. Stańmy z podniesionym czołem naprzeciwko gorejącego słońca naszej prawdziwej istoty. Otwórzmy na nie swoje serca i stańmy się jednym połączony JA zgodnie z majańsim pozdrowieniem In' Lakesh! Ja jestem innym ty – ty jesteś innym ja...

Niech światło ducha bezustannie nas opromienia!

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl